wtorek, 29 grudnia 2015

Perfecta SPA. Kawowy żel pod prysznic peelingujący z drobinkami ziaren kawy.

Uzależnienie od kąpieli daje o sobie znać. Dobieranie kosmetyków na chwile spędzone w wannie, to czysta frajda. Plusem jest to, że nie są drogie, więc ich zakup nie rujnuje portfela, do drugie - szybko się zużywają, więc nie zdążą się znudzić i zasilają przy okazji comiesięczne denko.

Perfecta kawowy żel pod prysznic peelingujący skusił mnie drobinkami ziaren kawy, oraz obietnicą bycia gruboziarnistym. Czy rzeczywistość nie rozminęła się z opisem producenta? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam dalej.



Według nazwy, kosmetyk jest żelem pod prysznic, ale spokojnie mógłby konkurować z innymi gruboziarnistymi peelingami dostępnymi na rynku.
Ilość drobinek zatopionych w żelowej bazie jest ogromna i nie są to byle smętne kuleczki, które tylko lekko smyrają naskórek. Tutaj ma co trzeć, ma co zdzierać i masować, a na tym mi właśnie zależy.

Na całe szczęście produkt nie zostawia tłustej warstwy, do której chwilowo znów mam uraz, po kilku ostatnich niewypałach. Perfecta myje, masuje i zdziera, a nade wszystko odświeża i pobudza do życia.

Pomarańczowo-kawowy zapach zdecydowanie mi odpowiada, choć jako miłośniczka kawy odczuwam jednak lekki niedosyt. Zbyt mało w nim kawy, ciężkiej, gorzkiej, palonej i smolistej. Zawsze można trochę tej spożywczej dosypać, ale komu będzie się chciało to wszystko potem sprzątać?

Po peeling sięgam praktycznie każdego dnia, choć każdorazowo skupiam się tylko na jednej partii ciała, a resztę dopieszczam żelem. Muszę przyznać że Perfecta pozytywnie mnie zaskoczyła, a duża tuba zostanie ze mną na dłużej.

Jaki peeling gości teraz w Waszej łazience?

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Akcja Celebruj Chwile - Gotowanie: Grudniowe Gotowanie - Leśny Mech

Z gotowaniem u mnie jest tak - lubię, choć musi być na to odpowiedni moment i wolna chwila.
Kiedyś pieczenie ciast uwalniało mnie od stresu. Przygotowywałam składniki, odpalałam mikser i na dobrą godzinę wyłączałam się z tego świata. Skutkowało to niestety przyrostem tłuszczu tu i ówdzie, więc na całe szczęście zaprzestałam tego procederu na taką skalę.
Z czasem to wolne niedziele spędzałam z drugą połową w kuchni, przygotowując zapiekanki z makaronem, czy też kurczaka pod porami, obiady były naszym polem do popisu.

Grudniowy pośpiech sprzyjał niestety jedzeniu na szybko, wieczorami, byle jak i byle co.
Miałam już więc ochotę zrobić coś innego, potrzebowałam powiewu świeżości i nowego smaku.

Wiedziałam że do mnie należeć będzie przygotowywanie sałatek na święta, połączyłam więc kilka przepisów na sałatkę z tortellini, by zawrzeć w niej to co lubię, do tego sałatka z brokułami i sosem czosnkowym, oraz  sałatka "złącz wszystko co jeszcze zostało, by się nic nie zmarnowało".

Ciasto miało być głównym punktem programu, albo i gwoździem do trumny.
Stwierdziłam że będzie moim tortem imieninowym.

Spróbowałam to ciasto w pracy i podchwyciłam pomysł, święta były idealnym momentem, by przenieść ten przepis do mojego domu.
Nie miałam czasu, by wypróbować je wcześniej, więc w Wigilię uzbrojona w podyktowany przepis, zabrałam się za przygotowywanie szpinakowego ciasta.


Pokrótce przybliżę Wam przepis, z którego korzystałam i który serdecznie Wam polecam.

Ciasto:
- 3 jajka
- 1 szklanka cukru
(ubić, a  następnie dodawać powoli)
- 1 i 1/3 szkl. oleju (i razem zmiksować).
Kolejne składniki dodajemy, mieszając już łyżką: 
- 1 szklankę mąki Krupczatki
- 1 szklankę mąki tortowej
- 1 łyżeczkę proszku do pieczenia
- szpinak mrożony rozdrobiony z Biedronki (niecałe 450g) dokładnie odcisnąć z wody.

Piec godzinę w 170 stopniach.

Krem:
- 400ml kremówki 36% ubić z 2 łyżkami cukru pudru.
Następnie zmiksować z tężejącą zieloną galaretką.

Ciasto dzielę na dwie części.

Na spodnią część ciasta rozsmarowuję dżem truskawkowy - kilka łyżeczek, następnie zakładam znów pierścień tortownicy i wykładam całą masę (do całkowitego stężenia wsuwam do lodówki), kruszę pozostałe ciasto i posypuję całość owocami granatu.


Smacznego.


Niniejszy wpis dołączam również do cyklu Akcji Celebruj Chwile.


niedziela, 27 grudnia 2015

Kenzo Jungle Tiger. Jungle le Tigre. Tygrys z długim ogonem i ostrym pazurem.

Są na świecie zapachy o których się nie zapomina. Są zapachy, jakich już się nie robi, jakich się nie spotyka. Mając jednak do nich dostęp, sięgając po nie, przenosisz się do innej krainy, to inne perfumiarstwo, odległe od tego dostępnego teraz na szklanych półkach drogerii/perfumerii.
Jeszcze 10, 20 lat temu, zapachy miały swoją duszę, były z nią nierozerwalnie scalone, z żalem muszę przyznać, że brakuje mi tej pokrytej kurzem przeszłości.


Tygrys Kenzo jest właśnie takim wspomnieniem przeszłości.
Zadziorny, drapieżny, zakurzony cynamonem, z niesamowicie ostrym pazurem. Jego ogon ciągnie się na kilka metrów, nie dając o sobie zapomnieć. Rozkłada sidła, w które wpadając, żegnasz się z beztroskim życiem, tracisz serce i duszę, a zyskujesz pragnienie jego posiadania.

Nuty za Fragrantica.com:
- nuty głowy:  kumkwat, mandarynka, pomarańcza
- nuty serca: osmanthus, ylang-ylang
- nuty bazy: ambra, cynamon

Jest to zapach z kategorii Oriental Spicy, choć czytając same nuty, nigdy nie domyślałabym się jaka moc w nim drzemie.


Ten Tygrys nie skrada się przyczajony, on nie bawi się w podchody. Atakuje z rozpędem, masą swojego ciała niszczy to, czym byłaś. Jednak pomimo swej mocy nie przytłacza, wprost chce się go więcej. Jego niesamowity ogon roztacza zapach wokoło, dając nam przestrzeń i poczucie pewności siebie.
Tygrys jest zapachem który wymusza wyprostowanie postawy, trąca w brodę, by unieść wyżej głowę. Tu nie ma mowy o chowaniu się w kącie, pozostawaniu w cieniu. Tygrys żąda uwagi i bycia w centrum.

Tygrys jest królem, zwinnym i przebiegłym, zna swoją wartość, szczególnie od kiedy jest unikatem. Panoszy się w kolekcji, dopomina o uwagę i celebrowanie każdej chwili z nim spędzonej.

Wspomnienie zapachu długo pozostaje w pamięci. Nie do pomylenia z niczym innym.

Znacie ten okaz przed lat? Może Wasze mamy, ciocie, a może Wy miałyście okazję okiełznać bestię?

sobota, 26 grudnia 2015

Yasumi Facial Toner - delikatny tonik do twarzy.

Tonik z mojej pielęgnacji jest równie ważny, co płyn micelarny i dokładne oczyszczanie.
Wierzę że wyrównuje on ph skóry, choć trudno mi to ocenić. Pomaga również niwelować ściągnięcie skóry i odczuwany czasem dyskomfort po myciu wodą.
Ponadto te w sprayu, w szybkim tempie odświeżają i pobudzają do działania.

Jednym z takich ekspresowych toników jest ten marki Yasumi, który w miniaturowej wersji był gratisem do moich zakupów na Targach Kosmetycznych.


 Delikatny tonik do twarzy niesamowicie odświeża i pobudza, szczególnie że uwielbiam aplikować go bezpośrednio na twarz, przy pomocy atomizera. Nie bawię się w waciki, przecieranie twarzy. Trzy szybkie ruchy palcem i lecę dalej, w nieco lepszym już nastroju, bo wokół unosi się przyjemny, świeży zapach.



Tonik przygotowuje mnie do dalszej pielęgnacji. Pozwala pozbyć się uczucia ściągnięcie po myciu, odświeża w ciągu dnia, gdy nie mam na sobie makijażu. Ostatnio sięgam po te w atomizerach, by oszczędzić sobie czasu i nie męczyć skóry dodatkowym tarciem.


Yasumi nie zawodzi. Tonik robi to co ma robić, bez podrażnień, bez pieczenia i zaczerwienienia.
Szybko, łatwo i przyjemnie.

Kusi mnie wypróbować jeszcze drugi wariant toniku tej marki, może uda się na kolejnych targach, w marcu 2016 roku.

Jaki tonik gości teraz w Waszej pielęgnacji?

środa, 23 grudnia 2015

Magia światła, by pozytywnie dzień zaczynać i kończyć. Aurelia Bispol.

Świece, dla każdego znaczą co innego.
Jedni skupiają swoją uwagę na intensywnym zapachu, inni na wyglądzie, a kolejni na atmosferze jaką budują.

Dla mnie migoczące światła to klimat, czas relaksu i odpoczynku, zwolnienia tempa po zabieganym dniu, bo świece same w sobie, bez magii migoczącego płomyka, to zwykłe przedmioty. Dopiero bijące od nich ciepło daje tę magię, na jakiej mi zależy.


Świece Bispol Aurelia dostępne są na wyciągnięcie ręki. Mnogość zapachów sprawi że każdy znajdzie coś dla siebie, szczególnie że kosztują niewiele.
Dostępne są również w Hebe, ostatnio w bardzo częstych promocjach.


Mnie z trio: Caffe, Chocolate-Cherry, oraz Apple-Cinnamon, najbardziej spodobały się dwie pierwsze. Kawę szczególnie lubi mój mąż, a ja wybieram do duetu Czekoladę z wiśniami.

Wszystkie świece dają raczej subtelny zapach, więc zapalone na raz, nie uduszą od natłoku nut.
Słodycz z pewnością nie jest mdła, nie grozi nam więc i ból głowy.



Świece wprowadzają atmosferę wyciszenia i relaksu, których tak bardzo każdemu potrzeba.
Każdy z tych zapachów idealnie będzie się komponował ze świątecznymi aromatami, które będą unosić się w domu, nie tłumiąc ich jednocześnie.

Który z tych zapachów wybrałybyście na przedświąteczne przygotowania i odpoczynek?

wtorek, 22 grudnia 2015

Akcja Celebruj Chwile - Postanowienia na Nowy Rok

Nowy Rok zbliża się już wielkimi krokami. Pewnie zanim się obejrzymy będzie już połowa stycznia i z utęsknieniem będziemy już wyglądać wiosny.
Chciałabym nie przespać jednak tych pierwszych miesięcy i z rozpędem ruszyć z realizacją planów przewidzianych na rok 2016.

Zeszłoroczna lista została zrealizowana w zadowalającym stopniu. Sukcesywnie wyznaczałam sobie terminy na spełnianie swoich marzeń, tak, by każdy miesiąc stanowił wyzwanie, a jego realizacja dawała mi dużo satysfakcji.

W tym roku na liście znajdą się rzeczy drobne i te większe, materialne i nie tylko. Jest też kilka marzeń o których jednak nie wspomnę, to wolałabym zachować dla siebie, kiedy jednak uda się je zrealizować, faktem tym zapewne się tu podzielę.


1. Dysk zewnętrzny 1 TB, może i nie jest to rzecz niezbędna, ale bardzo przydatna i wiem że kiedy wreszcie będzie w domu, zniknie problem z przywiązaniem do jednego komputera.

2. Palety Magnetyczne Vipera, to cel powtórzony z zeszłego roku, bo mimo iż został zrealizowany, to znów jest potrzebny. Konkretne dwa modele wpisuję na listę:
Vipera Profesjonalna Średnia Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką
Vipera Profesjonalna Duża Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką



3. Perfumy, na chwilę obecną to zaplanowane trzy flakony. Bvlgari Omnia Crystalline edt, Escada Magnetism i Narciso Rodriguez Essence edp. Najlepiej duże flakony, najpewniej testery i zapewne na orpe.pl lub e-glamour.pl bo tam najtaniej.

4. Chciałabym też, aby blog zyskał nowych, stałych obserwatorów. Sukcesem byłoby dobicie do końca 2016 roku do 300. Niby jest to niewiele, patrząc w porównaniu z innymi blogami, jednak dla mnie dużo, wiedząc jak trudno to przychodzi.

5. Stabilizacja, pewność i poczucie bezpieczeństwa. O ile 2015 rok nie rozpieszczał, tak niestety 2016 jawi się jako gorszy. Niby w oddali, ale widzę niepewność, stres, nerwy i poczucie bezsensu i bezsilności. Wiem, że to co nieuniknione nadejść musi i jakakolwiek walka, to tylko szarpanie się i niepotrzebny stres. Chciałabym mimo wszystko, by ten nadchodzący rok zaskoczył spokojem, pewnością jutra i przyszłości, by wyzbyć się trosk i ciągłego ścisku w żołądku.

6. Targi Kosmetyczne Beauty Forum wiosną, a Lne jesienią. Mąż chyba złapie się za głowę, gdy znów będę mu o tym truć.



7. Urlopowy wyjazd, kilka ciepłych dni w górach. Nawet nie tydzień, wystarczą 4 dni, ale słoneczne, spokojne i naładowane pozytywną energią.


8. Akrylowe organizery, bądź te lustrzane, jakie ostatnio widziałam w Tk Maxx. Istne cudeńka, na które zawsze znalazłoby się miejsce.

Kolejne marzenia przemilczę, bo są na tyle prywatne, że nie chciałabym się na ich temat rozpisywać.
Ten rok zamykam w 8 punktach i oby ich realizacja poszła mi na tyle sprawnie, jak w 2015 roku.



Wpis ten stanowi również część Akcji Celebruj Chwile, jest to zdecydowanie ten moment do którego będę wracać.



Ja jakie cele Wy stawiacie sobie na ten nadchodzący rok?

sobota, 19 grudnia 2015

Rozliczeń nadszedł czas, rachunek sumienia z marzeń zeszłorocznych.

Rok zbliża się ku końcowi, nadszedł więc czas, aby rozliczyć się z postanowień i marzeń obiecanych sobie wraz z rozpoczęciem 2015 roku.

Dokładną listę sporządziłam tutaj, była ona wyznacznikiem moich dążeń. Spisana w kalendarzu, który mam zawsze na wierzchu, przy samym łóżku nie dała o sobie zapomnieć.

Jesteście ciekawi w jakim stopniu udało mi się ją  zrealizować?
Już wszystko raportuję.

1. Vipera Profesjonalna Średnia Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką.
Korzystając z promocji, darmowych dostaw itp. udało mi się kupić nie tylko średnią, ale i dużą. Moje róże Bourjois mają wreszcie swoje miejsce. Co nie znaczy że nie potrzebuję kolejnych.



2.  Eyelinery Kiko Super Colour Eyeliner
Początkowo znalazłam ich zamienniki w formie eyelierów Max Factor i kiedy już odpuściłam, same praktycznie wpadły mi w ręce podczas krótkiego urlopu. No może nie tak same, bo z adresem ruszałam w drogę i kilka godzin trwało nim tam dotarłam, ale przy okazji zjadłam pysznego kebaba w Wiedniu.


A że i cienie do powiek też mi się spodobały:


to wróciły do domu ze mną i eyelinerami.



3.  Bourjois Pastel Joues:  20, 31, 36 Peche Vitaminee, 42 Rose Venitien, 56 Peche Volupte
Z tej listy róży Bourjois, udało mi się upolować jedynie nr 36, ale mimo to jestem zadowolona. Przynajmniej pozostała mi jakaś rezerwowa lista marzeń do zrealizowania.

4.  Lampa pierścieniowa. Udało się! Mam, ale jakoś nie umiem się z nią porozumieć. Za dużo jednak zabawy z jej rozstawieniem. Kiedyś jednak ją oswoję.

5.  Aparat ortodontyczny. Oł Jes! Mam od połowy roku i już zdążył mi się dać w kość, ale mimo to widzę że działa i liczę na sukces.

6.  Szlafrok frotte. Dostałam w prezencie, za co po stokroć dziękuję. Pisząc ten post też w nim siedzę. Fantastyczny prezent, po który sięgam dwa razy dziennie.

7.  Torebka. Dostałam w prezencie na urodziny od rodziców. Od lat pozostający w sferze marzeń Słoń Torbalski.




8.  Targi Kosmetyczne. Byłam na jesiennej edycji Lne w Krakowie, a tam zrealizowałam marzenie o lampie Led, które wykiełkowało w mojej głowie w połowie roku.


9.  Cotton ball lights - brak. Ciągle odkładałam na później realizację tego marzenia, zawsze było coś pilniejszego i w końcu rok minął. Nic jednak straconego - 2016 przed nami.

10.  Nowi obserwatorzy bloga. Bardzo chciałam dojść do poziomu 250 Obserwatorów


Jeśli chodzi o realizację zakupów, systematycznie, wraz z nadejściem kolejnego miesiąca, ustawiałam sobie na celowniku jedną, lub dwie rzeczy. Kombinowałam, odmawiałam sobie drobnostek, by móc spełnić to najważniejsze chciejstwo. Udawało się, dzięki temu nie zaśmiecałam sobie również przestrzeni drobnostkami i przelotnymi zauroczeniami.
Niektóre z marzeń, nie rujnowały mocno budżetu, ale że były tak wyczekiwane, cieszą teraz po stokroć.


A jak Wasze listy marzeń z zeszłego roku? Udało Wam się choć część zrealizować?

Ja już przygotowuję kolejną listę na ten rok.

piątek, 18 grudnia 2015

Akcja Celebruj Chwile - Wishlista Świąteczna

Święta - ile przygotowań, ile wyczekiwania, a do tego jeszcze nad prezentami dumania.

Pewnie większość woli dawać, niż otrzymywać prezenty, oczywiście mam tu na myśli osoby po 14 roku życia. Wcześniej jest zgoła odmienne nastawienie.

Pewną trudność sprawia mi więc ułożenie mojej Listy rzeczy, jakie chciałabym znaleźć pod choinką.
Potraktuję ją więc jako listę świątecznych marzeń, bo bujanie w obłokach idzie mi całkiem nieźle, pozwólmy się więc zatem ponieść marzeniom.


* Pierwszym z marzeń będzie żywa choinka, ta z zeszłego roku sprawiła mi tyle radości, że nie wyobrażam sobie nie mieć takiej i w tym roku. Żywa daje tyle szczęścia, że potrzebuję kolejnej okazji, by się nim upajać. Mam nadzieję że druga połowa spełni to marzenie, choć o blogu wie, to go nie czyta, ale raczej nie powinien pozostać głuchy na moje ciągłe przypomnienia.

* Kolejne marzenie to zapachy, tych nie mogło tu zabraknąć, tylko trzy, albo aż trzy, mam jednak w zamyśle cały rok na realizację tych marzeń. Czekam tylko na jakieś okazje, by móc sobie pozwolić na taki prezent dla samej siebie.
Bvlgari Omnia Crystalline 65ml Woda toaletowa Tester - bo nie zamierzam zbędnie płacić za sam kartonik ;) mam na oku dwie perfumerie: e-glamour i orpe.pl gdzie są w dobrych cenach te właśnie pojemności.
Escada Magnetism 75ml tester i znów e-glamour.pl ma najlepszą cenę.
N. Rodriguez Essence edp tutaj niestety trudniej z dostępnością, bo ten konkretny wariant, a nie eau de musc znalazłam np. w iperfumy.pl, to już niestety i droższa przyjemność.

* W sferze marzeń i planów do zrealizowania pozostaje dysk zewnętrzny 1 TB. Przydałby się z pewnością na te setki zdjęć, które muszą być zachowane.

* Z pewnością nigdy nie wzgardzę dodatkową, pustą paletą magnetyczną Vipera, w konkretnych dwóch wielkościach:
Vipera Profesjonalna Średnia Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką
Vipera Profesjonalna Duża Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką

* zestaw Lierac Sensorielle (żel pod prysznic, oraz balsam o tej samej nucie zapachowej). Żel uwielbiam i mam spory zapas, ale tego nigdy zbyt wiele. Ciekawi mnie ogromnie jeszcze balsam. Cena regularna zestawu to 99zł, jednak w promocji już 69zł, a od wczoraj w Hebe 49zł. Ogromna siła woli i chęć oszczędzania, a raczej konieczność zaciskania pasa, powstrzymała mnie od zakupu.

Z rzeczy materialnych nic więcej mi nie potrzeba, albo jeszcze na całe szczęście o tym nie wiem.

Mikołaj pod moją własną postacią, zrealizował sobie część z życzeń wysyłanych do Świętego Mikołaja. Spełniło się więc marzenie o kolejnych kolorach Semilac i ciepłych skarpetach.


Niniejszy wpis to część Akcji Celebruj Chwile, do której się przyłączyłam.

czwartek, 17 grudnia 2015

Kneipp. Przytulna kąpiel. Aromatyczny płyn do kąpieli - imbir, kardamon, makadamia, ekstrakt z miodu

Nadszedł czas kąpieli, ale chwilowo tylko w mojej wyobraźni, pora na nią przyjdzie dopiero za kilka godzin.
Wiem jednak na pewno, że będzie w niej kilka dodatków, a wśród nich płyn do kąpieli Kneipp Przytulna kąpiel.
To już kolejna butelka kosmetyku tej marki, jaki kupiłam z myślą o długich kąpielach.

Wcześniej dzieliłam się z Wami moją opinią o płynie Kneipp, który rozpieszczał mnie swoim zapachem, był to wariant Na dobranoc, oraz olejkiem do kąpieli Kwiat migdała, którym ulepszam sobie wodę :)
Próbowałam również saszetki z perełkami i kryształki.

Drobne zakupy, takich właśnie kosmetyków dają mi niesamowitą radość i przyjemność kąpieli, więc przygotujcie się, że jeszcze nie raz przyjdzie Wam widzieć tutaj zachętę do kolorowych, pachnących kąpieli z nieprzyzwoicie dużą ilością piany.


A teraz może w końcu kilka słów o dzisiejszym gościu.
Będzie więc ostro, przyprawowo, ale tylko z butelki, tutaj intensywność jest niesamowita. Wąchając płyn przed rozcieńczeniem, zapach kardamonu wręcz świdruje w nosie.
Sytuacja zmienia się wraz z wlaniem płynu do gorącej wody. Wtedy wkoło unosi się ciepła, przyprawowo-korzenna nuta. Trochę odwróciłabym sugerowaną na opakowaniu kolejność nut, bo kardamon ewidentnie  gra pierwsze skrzypce.


Na uwagę zasługuje również obfita piana, jaka tworzy się po wlaniu płynu pod strumień bieżącej wody.
Kolor jaki uzyskujemy to idealne odwzorowanie butelki, woda jest żółta, ale bez żadnych niemiłych skojarzeń ;)
Oczywiście jeśli ulepszam sobie dodatkowo wodę olejkiem do kąpieli Kwiat migdała, to piany powstaje zdecydowanie mniej, bo i taka kąpiel będzie mieć inne właściwości.  Tak już mam, czasem muszę pobawić się w małego chemika i tego dolać więcej, tego później i raczej niewiele.

Najważniejsze by czerpać z tego przyjemność.



Dla mnie kąpiel z kolorem, zapachem i pianą jest konieczna, bez tego bez kija nie podchodź, sama wanna i zwykła woda nic nie znaczy, dzień nie jest zaliczony.

Pozwólmy się rozpieszczać, chociaż zimą. Kneipp, który jest dostępny od ręki, stacjonarnie, daje nam możliwość kupowania co i rusz nowych wariantów kosmetyków zapachowo rozpieszczających.
Przytulna kąpiel już jakiś czas temu zniknęła z półek Hebe, jest natomiast ku mojej uciesze płyn Na dobranoc, który z pewnością kupię jeszcze nie raz, bo ten w 100% wpasowuje się w moje gusta całoroczne.
Za przytulną kąpielą rozejrzę się jesienią przyszłego roku bo jej zapach idealnie komponuje się z pieczoną właśnie szarlotką, lub piernikiem.

środa, 16 grudnia 2015

Akcja Celebruj Chwile - Kreatywne Pisanie: Mój Zimowy Zestaw Przetrwania

Jest grudzień, jest już zimno - dla mnie na tyle, by już marudzić. Narzekać że marznę, że nie chce mi się - choć muszę, powinnam i trzeba.
Patrzę za okno, gdzie rozpościera się ponura o tej porze łąka. Zapuszczona, ze smętnymi kształtami groźnie wyglądających krzaków.

 
I w tym właśnie momencie, mimo że nie tęsknię za siarczystym mrozem, chciałabym by to wszystko przykrył śnieg, tak jak było 3 lata temu, o tej porze:


Chciałabym, choć tylko przez chwilę, słyszeć skrzypiący pod naszymi stopami śnieg.
Niech zaraz potem przyjdzie wiosna, zielona, okraszona promykami słońca, żeby listonosz nie marzł, by pani sprzedająca na lokalnym bazarku, nie tupała w miejscu  nogami, by tylko przywrócić właściwe krążenie.
Jednak pogoda rządzi się swoimi prawami, jeszcze nie raz przemarzniemy do szpiku kości, a zgrabiałe palce nie będą w stanie utrzymać kluczy, gdy szybko chcesz otworzyć drzwi i nastawić wodę na herbatę.

Na wszystko jednak trzeba znaleźć sposób.

A tak wygląda mój sposób na przetrwanie:

Ciepłe koce, lekkie, miłe w dotyku. Dające tyle przyjemności, że za nic w świecie nie chce się spod nich wychodzić, no chyba że po kawę.
Do tego koniecznie grube skarpety, im bardziej infantylne tym lepiej.

Niezbędnikiem w tym czasie stają się również rękawiczki. Czapka często jest zbędnym i noszonym z przymusu gadżetem, ale rękawiczki muszą być.




Kawa i coś słodkiego to wprost konieczność. Kaloryczność jeśli wysoka, daje się tłumaczyć wyższym zapotrzebowaniem organizmu podczas chłodu.
Jeśli organizm się domaga, to chyba tego potrzebuje?
To dla mnie konieczny zastrzyk energii. Z czegoś przecież trzeba mieć siłę, by móc się odchudzać na wiosnę!



Bez kosmetycznego niezbędnika się nie obejdzie. Szczególnie że uwielbiam pachnące kąpiele, a te wymagają szczególnie dużej ilości zapachowym możliwości. W szeregach kąpielowych umilaczy przoduje marka Tetesept, Kneipp, oraz Lierac.



Po kąpieli konieczna jest odpowiednia atmosfera, by odpędzić wspomnienie przeszywającego zimna.
Tutaj pomocne są świece i kominek z woskiem, wedle kapryśnych zachcianek.




Wpis powstał w ramach Akcji Celebruj Chwile, w której uczestniczę, do czego Was również zachęcam.




wtorek, 15 grudnia 2015

L'Oreal. Volume Million Lashes. So Couture

Tusze, wiele przewinęło się ich przez moje ręce. Jedne lepsze, drugie gorsze, inne zupełnie przeciętne. Z ogromną szczoteczką i taką wprost mikroskopijną, z klasycznym włosiem i te silikonowe.
Trudno jest odnaleźć swój ideał. Tym bardziej że zmieniają się też i nasze potrzeby, wykonywany przez nas makijaż, a i w końcu same rzęsy.


Tusz L'Oreal Volume Million Lashes zadziwił mnie drobną szczoteczką, bo nie dość że ona sama jest niezbyt duża, to jeszcze mniejsze są jej włoski. Nie mam nic przeciwko małym szczoteczkom, jeśli tylko niepozorne liche włoski są w stanie rozczesać rzęsy, a przede wszystkim pokryć je tuszem.


W tym aspekcie So Couture mnie zaskoczył, jest bowiem pierwszym już od kilku miesięcy tuszem, który w szybki i łatwy sposób podkreśla rzęsy. Nie muszę zbytnio gimnastykować się z udziwnioną szczoteczką, której zawijasy trudno wytłumaczyć, oraz uzasadnić sensownie ich istnienie.
Prosta, drobna spiralka pozwala dotrzeć do nasady rzęs, bez obaw że ubrudzimy sobie tuszem powiekę. Jedno pociągnięcie nie załatwia jednak sprawy, musimy czynność powtórzyć, bo pierwsza warstwa jest bardzo oszczędna.


Przy dwukrotnym pociągnięciu rzęs tuszem, efekt jest satysfakcjonujący.

Trudno mi oddać to na zdjęciu, bo świeżość tuszu ma się już ku końcowi. Niestety wcześniej światło i niedyspozycyjność czasowa, uniemożliwiła zrobienie choć jednego zdjęcia.


Co najważniejsze tusz się nie osypuje, nie kruszy, ani nie rozmazuje. Zmywanie go nie sprawia większych problemów, woda micelarna Bioderma Sensibio w szybkim czasie załatwia sprawę.
Czerń tuszu jest głęboka i ładnie podkreśla oko - nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

Zatęskniłam za uwielbianym przeze mnie kiedyś tuszem L'Oreal Telescopic, który również miał małą szczoteczkę i przez długi czas kupowałam go regularnie.

Znacie, lubicie tusze L'Oreal?

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Phyto. Phytobaume. Ekspresowe odżywki, ekspresowe zużycie i rozczarowanie.

Phyto jawiło mi się jako marka ekskluzywna i wyjątkowa. Szczególnie mając na uwadze wysokie ceny, jak za produkty do pielęgnacji włosów.
Zerkałam czasem w ich stronę, nie tracąc jednak rozumu. Mając w miarę poprawną kondycję włosa nie będę rujnować swojego budżetu na kilkadziesiąt ml przyjemności, bo zakładałam że ich użycie będzie kryło za sobą spektakularne efekty.
Wszystko jednak się zmienia, również i kondycja moich włosów, które po robieniu refleksów wyglądają źle, ujmując to delikatnie. Kiedy więc nadarzyła się okazja wypróbowania odżywek ekspresowych za niewielkie pieniądze, nie mogłam sobie tego odmówić.


Zdecydowałam się na trzy dostępne warianty: do włosów farbowanych i z pasemkami, nawilżającą do normalnych i suchych, oraz nadającą objętość do włosów delikatnych.

Największe nadzieję pokładałam w dwóch pierwszych, jednak tylko ta nadająca objętość pozostawiła po sobie lepsze wspomnienie.


Włosy po zastosowaniu odżywek nie poprawiały swojego wyglądu w żaden spektakularny sposób. Nawet rozczesywanie ich sprawiało pewien kłopot. Podczas spłukiwania nadal były szorstkie i plączące.


Jedynie wariant do włosów delikatnych, nadający im objętość dorównywał moim podstawowym oczekiwaniom. Włosy były wygładzone, miękkie,  podczas spłukiwania nie były już sztywne, a potem dobrze się rozczesywały.


Małe 50ml pojemności, niestety nie wystarczały na długo. Choć jak widać nie ma czego żałować, ot po prostu krócej się denerwowałam.
Problem stanowiło również wydobycie całości produktu z opakowania. Każdorazowo musiałam rozcinać tubę, a tam miałam jeszcze ilość na kolejne użycie.

50ml tuba kosmetyku kosztuje w cenie regularnej 19,99zł. Dla mnie zbyt wiele, jak na tak przeciętne właściwości, a raczej może nawet poniżej przeciętnej.

Nie odkryłam żadnej wyjątkowej perełki, choć tak na to liczyłam.

Będę szukać gdzie indziej, a najskuteczniejsze będzie chyba skrócenie z długości włosów.

Znacie markę Phyto? Miałyście okazję używać ich kosmetyków?

niedziela, 13 grudnia 2015

Mauboussin. Histoire d`Eau Mauboussin EDT - magia, czysta-nieczysta rozpusta.

Pachnące niedziele przybierają nowy, inny wymiar. Będzie otulająco, zmysłowo, ciepło, czyli iście zimowo. Chłodniejsze pory roku mają to do siebie, że zaczynam sięgać po określony typ zapachów. Unikam świeżości, choć bywają wyjątki, z ogromną jednak radością, a czasem wręcz bez większego zastanowienia wybieram zapachy orientalne, korzenne, przyprawowe i takim zapachem jest również Histoire d`Eau Mauboussin. Przedstawiciel kategorii orientalno-kwiatowej, idealnie wpisuje się w moje wyobrażenie otulenia zapachem.
Będzie ciepło, esencjonalnie, istne pomieszanie słodyczy z pikanterią. Idealna kompozycja rozgrzewająca, nie mająca swojego następcy, który choćby trochę zbliżył się do tego ideału.


Zapach Histoire d'Eau został wprowadzony na rynek w 2002 roku, a jego twórcą jest Christine Nagel.

Nuty za fragrantica.com:
- nuty głowy: mandarynka i ylang-ylang
- nuty serca: muszkatołowiec korzenny, pieprz, kardamon
- nuty bazy: skóra, mirt zwyczajny, ambra, piżmo


Jak tu ubrać w słowa ten zapach? Tak esencjonalny, ognisty i przyprawowy. Erotyczny i figlarny w pierwszych nutach, wraz z upływającym czasem staje się oschły, niepokojąco suchy, przyprawowy.
Każda z faz jest wyjątkowa na swój sposób, choć to pierwsza godzina z nim daje mi największą satysfakcję. Dochodzi do tego, że chcę więcej i więcej, a kolejnym aplikacjom nie ma końca.

Słodycz alkoholu, upojna, rozpustna, a do tego przyprawowe, orientalne otoczenie, sprawia że zapach przenosi nas w zupełnie inny świat. Może trochę rubaszny, nieokrzesany, albo wyuzdany.
Woda to klasa, ale szlaja nas po innych czasach. Pijaństwo przeplecione mocą przypraw i korzennych nut nadających mu pikanterii.
Jest tu i ciepło płynące z ogniska, oraz to z wychylanych płomiennych trunków. Jest i nagie ciało skryte w ciemnościach, które obnaża łuna ognia. Jest otulające piękno i skrywane w myślach niepokorne namiętności.
Woda bywa dostojna, z klasą, ale wszystko zależy od Waszych pragnień. Spoglądając w kulę, nigdy nie wiesz które z nich dotknie, zbłąkana kropla. Czy rozpali tłumione żądze, czy też otuli swym szalem podczas oficjalnego spotkania?
Nieprzewidywalna, bogata i niezwykła. Tak mogłabym podsumować ten zapach.

Kompozycje Mauboussin skrywają w sobie wyjątkowość, której brak wielu zapachom.
Jestem ciekawa jak te najnowsze dzieła, czy mają w sobie coś z tych sprzed lat.

Na całe szczęście Histoire d'Eau w pojemności 75ml jeszcze stoi na mojej półce, a za mną już wcześniej zużyty flakon.
Sam wygląd po części trafiony, ale może wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Atomizer potrafi się zacinać, plastik potrafi pęknąć. Magia jednak zaczyna działać po zaaplikowaniu pierwszych kropel, a to wszystko co przed tym, odchodzi wtedy w zapomnienie.

Znacie takie kompozycje wyjątkowe? Miałyście może okazję testować nowe zapachy Mauboussin?

sobota, 12 grudnia 2015

Fred Farrugia. Gąbka do nakładania makijażu. Jednak nie taka, jakiej się spodziewasz.

Na słowo gąbka do makijażu, od dobrych kilkunastu miesięcy większość ma przed oczami - jajo, nieważne już czy ono różowe, bo i kolorami tęczy mienią się kolejne warianty.
Dziś jednak chciałam pokazać coś, co jest zarazem gąbką i puszkiem w jednym, i zupełnie niepodobne jest do jaja.
Dawno temu, na wyprzedażach w Sephorze, grzebałam jak zwykle w pędzlach, jednak moją uwagę przykuły też inne akcesoria, a wśród nich kosztujący niecałe 10zł gadżet, o zupełnie obcym mi wyglądzie.
Fred Farrugia - dwustronna gąbka-puszek do nakładania makijażu.
Małe opakowanie kryło tajemnicę, a że jak na Sephorę, to kosztowało niewiele, poszłam z nim do kasy. Musiało jednak długo leżeć, bym zmobilizowała się do jego wypróbowania.


Wiadomo, codzienna rutyna i pośpiech nie służą testom, nie można sobie pozwolić na wpadkę.
Czasem jednak coś strzeli człowiekowi do głowy i gdzieś ma konsekwencje, a wtedy łapie co mu tylko wpadnie w oko, i liczy że odkryje coś, co dotąd nie zostało rozsławione.

Tak też było z gadżetem od Fred Farrugia. Trochę w kiepskim humorze, trochę też znudzona, marudna i potrzebująca dreszczyku pozytywnych emocji, żądna chyba po części wrażeń, sięgnęłam po gąbkę oraz podkład i ruszyłam do działania.


Dzień nie był właściwy na pierwsze testy, wieczorem nie nałożyłam kremu na noc, więc suche skórki miały pole do popisu. Skóra nie wyglądała też najlepiej, tu zaczerwienienie, tam szary koloryt, tu wulkan, tam zaskórnik, ot taką mam podłą rzeczywistość.

Niestety gąbka zamiast rozprowadzać podkład, chłonęła jego niesamowite ilości. Jeszcze żebym tego podkładu nie lubiła, to może i bawiłabym się tak dalej, ale szkoda mi Infallible 24h -Matte, jeśli i kryje dobrze i matuje, tylko mogę na ćwierć tonu za ciemny kolor popsioczyć.
Dociskanie do skóry niewiele robiło, rozcieranie podkładu podrywało suche skórki. Nie dla mnie taka zabawa. Kolejne próby nie wywarły na mnie pozytywnego wrażenia.


Inaczej ma się rzecz z drugą stroną, a mianowicie z puszkiem. Jest on niewielkich rozmiarów, pozwala więc miejsce przy miejscu ostemplować twarz pudrem. Dotrze nawet precyzyjnie w okolice skrzydełek nosa, pokryje pudrem sam nos i całą strefę T, dając mat na długie godziny, zakładając że puder ma takie właśnie właściwości.

Być może inny puszek podobnie by się sprawdzał, ale jeszcze nigdy nie spotkałam tak małego i podłużnego w dodatku.

Obsługa jest dość prosta, wsuwamy całość na wskazujący i środkowy palec, i w zależności która część jest po wewnętrznej stronie dłoni, możemy nakładać podkład, bądź puder.

O dziwo przepłukanie w żelu do mycia twarzy załatwia sprawę i szybko pozbywamy się produktu, gąbka jest czysta i gotowa do działania, oczywiście zaraz po wyschnięciu.

Opakowanie zawierało 2 sztuki, więc dwie trzeba będzie zużyć.

Gdyby produkt służył tylko do nakładania podkładu, stwierdziłabym że eksploatowanie go będzie ciągnęło się długo i niechętnie. Jednak kiedy odkryłam że puder nakładany puszkiem daje mi mat na dłużej, niż lekkie omiatanie twarzy pędzlem, sięgam po niego częściej. Jest on niezastąpiony jeśli wychodzę na dłużej, a makijaż ma przetrwać kilka godzin, na czymś więcej niż siedzeniu przy stole i piciu kawy.
Nos, skrzydełka nosa, policzki, miejsce między brwiami, czoło, tutaj stempluje twarz puszkiem, dociskając puder miejsce przy miejscu  i to działa.

Niby zbędny, wymyślny gadżet, dla którego znalazłam zastosowanie i muszę przyznać że służy mi dużo lepiej niż myślałam.
Człowiek ogarnięty miłością do pędzli zapomniał, że puszki też mają swoje plusy.

Trzeba swoje serce tak rozciągnąć, by pomieściło w sobie miłość do pędzli i dla tego maluszka, a przy okazji znalazło miejsce na gorące uczucie do: cieni, zapachów, kąpielowych umilaczy... itd. itd.

Spotkałyście się kiedyś z podobnym gadżetem? Sięgacie czasem po puszki?

wtorek, 8 grudnia 2015

Akcja Celebruj Chwile - Kosmetyki: Moja Zimowa Kosmetyczka

Wraz z nastaniem chłodniejszych dni, przyszła pora na odświeżenie mojej zimowej kosmetyczki. Zawarłam tutaj kosmetyki niezbędne, takie podstawowe minimum, bez których nie wyobrażam sobie zimy, lub po prostu chłodniejszej już jesieni.



Niezawodny, kultowy już krem Avene Cicalfate, który niejednokrotnie był moim ratunkiem podczas mocnego wysuszenia, odwodnienia, czy też podrażnienia skóry. Bardzo bogata konsystencja, niczym biała gęsta pasta, nie zraża mnie do stosowania go z wielką przyjemnością.
Maść witaminowa, kolejny gęsty produkt, jednak bardzo pomocny na wysuszone partie twarzy, spękane kąciki ust ratuje mi nieprzemiennie z Carmexem w słoiczku, bez którego nie jestem w stanie się obejść dłużej niż 2 tygodnie.
W okresie jesienno-zimowym dużą wagę przykładam pielęgnacji ciała. Nieodzownym elementem takiej kosmetyczki musi być więc balsam. Tutaj przykładowy Palmer's, niemniej jednak, przez moje ręce w tym sezonie przewinie się ich wiele.
Wszelakie kosmetyki do kąpieli: perełki, olejki, płyny, żele - wszystko koniecznie mocno pachnące, otulające zapachem, rozpieszczające pianą i kolorem wody.
Na wyróżnienie zasługują: perełki tetesept, jak również płyn do kąpieli tej marki, ponadto płyn Na Dobranoc Kneipp, oraz olejek z kwiatem migdała, a na dokładkę żel pod prysznic Lierac.

Do absolutnego minimum muszę zaliczyć również perfumy. Bez nich w tym okresie nic nie jest tak magiczne, jakbyśmy się spodziewali. Na zdjęciu tylko przykładowe, wyjątkowe: Cacharel Gloria, Belle de Minuit, oraz Dark Extacy od La Perla.
Zapachom na okres jesień-zima, będę chciała poświęcić osobny wpis, o ile tylko czas pozwoli.


Powyższy wpis stanowi część Akcji Celebruj Chwile.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Bispol. Inspiration. Love - kremowa delikatność.

Chłodne dni przyszły jak dla mnie zbyt szybko. Nie zdążyłam nacieszyć się ciepłem, latem i promykami słońca. Nie chcę jednak zrzędzić i marudzić, chciałabym cieszyć się tym, co pozytywnego daje nam każda z pór roku.
Mój organizm nie pozostał niestety obojętny na niższe temperatury. Dopadło mnie przeziębienie, katar, a nie mogłam sobie pozwolić na leżenie w łóżku. Moje motto w takich przypadkach, które towarzyszy mi od kilku lat, to nie dać się rozłożyć, chorobę trzeba rozchodzić. Kto w obecnych czasach może pozwolić sobie na biadolenie? Chyba nikt...

Tym zawiłym wstępem trochę namieszałam, wrócę więc na właściwe tory.
Jeśli nie mogę liczyć na promyk słońca, zastępuję go ciepłym płomykiem świecy. Podczas przeziębienia, kiedy głowa eksploduje, przydaje się mieć pod ręką coś, co swym zapachem nie zdominuje, a gdy wrócimy do domu po całym dniu, zbuduje magiczną i przytulną atmosferę.



Świeca Inspiration Love zwraca uwagę poprzez swoje masywne szkło i intensywną czerwoną barwę. Stanowi świetny akcent kolorystyczny, we wnętrzu zdominowanym przez biel i czerń, oraz szarość, będzie w takim otoczeniu płomiennym detalem.

Sam zapach jest już subtelną, kwiatowo-kremową kompozycją. Nie dominuje, nie przytłacza, ot - ulepsza powietrze ;)

W małym wnętrzu, w jakim przybywam, nie udusi intensywnością, nie przytłoczy, ale stworzy atmosferę jakiej potrzebuję.

Czerwień idealnie kojarzy mi się również z nadchodzącymi świętami, z tego też powodu chętnie ją zapalam. Im szybciej przyjdą święta, tym większa radość, i nie chodzi tu o prezenty świąteczne, czy też imieninowe, ale bliżej będzie wiosny.

Świece polskiej marki Bispol, można kupić w Hebe, Kauflandzie i Intermarche.

W jakiej aranżacji i w jakim wnętrzu widzielibyście świecę Love?