Zaczęłam pachnącą jesień przeziębieniem, a więc i katarem który trwał zdecydowanie dłużej niż tydzień.
Postanowiłam wrócić jednak tutaj z pachnącym postem, Mauboussin, Mauboussin EDT będzie dziś na tapecie.
Miałam styczność z wersją EDP, jednak była dla mnie zbyt drażniąca i nachalna by móc ją nosić w ciągu dnia, poprzestałam więc jedynie na próbce tej wersji i testach. Na mojej półce pojawił się natomiast flakon wody toaletowej.
EDT charakteru również nie można odmówić, jest zadziorna, esencjonalna, wprost upajająca aromatem. To nie jest zapach lekki i przestrzenny, idzie jesień, więc wytaczam cięższe działo.
Mamy tutaj śliwkę, osłodzoną miodem i doprawioną gorzką czekoladą. Orient polskiej złotej jesieni, ugładzony, miękki, otulający. Słodycz jest wyczuwalna, jednak jest ona dostojna, wytrawna, lekko przydymiona zapachem tańczących w słońcu jesiennych liści.
Ciekawa propozycja na jesienne wieczory, dominuje nad szarością nieba, dodając otoczeniu soczystych barw. Kropla innego świata zamknięta w piramidce Mauboussin.
Jeśli chodzi o sam flakon, jest ładny, choć nie do końca pasuje do zawartości.
Na mojej skórze zapach jest wyczuwalny przez około 4 godziny od aplikacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz