środa, 30 kwietnia 2014

Zakupy z ostatnich tygodni - kwiecień

Trochę się tych zakupów u mnie uzbierało, próbuję ogarniać to całe zamieszanie, robiąc zdjęcia bezpośrednio po zakupach, nim rzeczy te wezmę w obroty. Nie do końca mi to jednak wychodzi, pomieszały mi się zdjęcia z poprzednich miesięcy, mam więc nadzieję że nie pokazuję czegoś po raz kolejny.

Jest to misz-masz zakupowy, kosmetykowo-ubraniowy, choć wiem już, że zdjęcia jednego swetra nie mam, a już zdążyłam go trwale zabrudzić.

Nie przedłużając, pokrótce opiszę.


Niezawodne koszulki z Takko. Na szerszych lekko ramiączkach, idealnie dopasowane, na tyle długie by upchnąć je w spodnie i wiedzieć że tam zostaną. Mam już ich około 10 sztuk i co i rusz, jak tylko zaglądam do tego sklepu, okazuje się że są nowe kolory. Nadal niestety nie mogę upolować białej i czarnej w moim rozmiarze. Cena 14,99zł za sztukę. Przebiły wygodą, jakością i wariantami kolorystycznymi Gattę, której byłam wierna lata.



Biedronka w sąsiednim mieście obfituje w wyprzedażowe produkty. Szampony i odzywki DeBa po 4,99zł, maseczki o ile się nie mylę po 2,99zł. Odżywkę DeBa mam już na wykończeniu i muszę przyznać że jest bardzo fajna.


Korzystając z -30% na kosmetyki do włosów w Hebe, zrobiłam zapas farb, były też rozjaśniacze, ale zużyły się przed zrobieniem zdjęcia.



Super-Pharm miał też promocję, w ramach której, kupując 2 maseczki do twarzy można było mieć trzecią za 1 gr. Skusiłam się na te, które interesowały mnie już od jakiegoś czasu: Tołpa i DermoMask. Szkoda że nie wchodziły w promocję maseczki oznaczone jako maska-peeling :(


Była też wtedy promocja w Super-Pharm na mydła Ziaja, zatęskniłam za tym zapachem, kiedyś zużyłam kilka butelek i wzięło mnie na wspomnienia.



Natura i ich promocja na pasty Lacalut, zestaw ze szczoteczką był po 9,99zł. Chętnie wypróbuję nową wersję Herbal.



Zdecydowałam się też wtedy na 3 wkłady cieni Kobo, choć poszłam tylko po lakier Catrice, do koszyka wpadły 120 Steel Blue, 119 Smoky Grey i 113 Plum. Były to wyprzedażowe kolory po 3,99zł i 6,99zł.



Potem znów byłam przejazdem w Biedronce i kolejne maseczki Dermo Minerały.



Do Hebe przyszły nowości Delia, Good Foot, postanowiłam spróbować sól do kąpieli stóp, cena która mi się kojarzy to 7,49zł.



Kolejne kolczyki z Apart. Kupiłam je i od razu wychodząc na światło dzienne zobaczyłam że mają skazę, wróciłam czym prędzej wymienić, została jednak tylko druga para, a w tej z kolei jeden kolczyk od drugiego różni się odcieniem (choć na fotce tego nie widać). Człowiek się jednak rusza, nie stoi jak posąg, to na uszach też może nie będzie to tak widoczne. ;)


Super-Pharm - tym razem maseczki te były po 3,49zł(?) nie dam ręki uciąć za cenę, ale plasowała się w tych okolicach, chciałam spróbować inne, ale w domu okazało się że Regenerację zdublowałam.


Niedzielna wyprawa do Kielc zaowocowała odwiedzeniem tamtejszych Rossmannów w ostatni dzień promocji na twarz. W pierwszym skusiłam się tylko na róż Bourjois, szafa była tam opustoszała, mimo szczerych chęci nic więcej nie wyszukałam. Kolejny Rossmann i kolejny róż, oraz ostatni CC Bourjois w kolorze 31. Niestety ktoś go macał, miał lekko ubrudzoną zakrętkę w środku, był to ostatni egzemplarz, więc nie mogłam wybrzydzać. Róże wychodziły po 25zł z haczykiem, CC po 22zł.


Hebe rozesłało bony -10zł przy zakupach za 50zł. Skusiłam się na trochę mniej kosmetycznych rzeczy: Smaki Życia, czekoladki Kinder, podkolanówki Gatta (mają najtańsze, dwupak 4,49zł) Błonnik w dwóch wariantach smakowych, Likier w wersji kokosowej, zapas płatków Tami. Dziś idę po farby z bonem drugiej połowy.


Zajrzałam do Natury na ich promocję -40% i wybrałam 3 cienie Kobo. Jeden od dawna wymarzony wypiekany 319 Aubergine, oraz wkłady 209 Aubergine i 214 Forest Green. Co prawda miałam chęć na matowe wkłady, ale te były mocno przebrane. Wypiekany to obecnie koszt ok. 11zł, a za dwa wkłady zapłaciłam ok. 17zł.

Oby maj był mniej owocny w zakupy kosmetyczne.

Najbardziej ciekawią mnie maseczki, w maju będę miała co testować.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Misslyn, High Precision Tweezers - precyzyjna i skuteczna pęseta znaleziona.

Która z nas nie szuka pęsety idealnej, która nie rwie włosków w połowie długości, a skutecznie pomaga je wyrwać z cebulką. Z której włoski niepostrzeżenie się nie wysuwają, bo końcówka nie jest równa, a miejscami wcale nie stykają się jej powierzchnie.

Ileż ja pęset kupiłam w ostatnich latach, a i tak kolejna okazywała się gorsza, skutkiem czego korzystałam z tej kupionej wieki temu, która ideałem też nie była.

Korzystając z poprzedniej promocji -40% w Hebe na szafy makijażowe, skusiłam się na pęsetę tej marki. Znalazłam o niej tylko jedną mini recenzję w internecie, ale postanowiłam zaryzykować, ot stwierdziłam że nie mam innych planów zakupowych na tamte dni, więc to idealna pora na nową pęsetę.


Patrzę - skośna, więc jest dobrze, zdecydowanie lepiej operuje mi się tymi skośnie zakończonymi.

Na pierwszy rzut oka wydaje się też duża, masywna, a to za sprawą szerszego uchwytu. Jednak z biegiem czasu stwierdzam że to świetne rozwiązanie, bo pewniej leży w ręce, a my mamy stabilniejszy chwyt.


Powierzchnia końcówek idealnie się ze sobą styka, świetnie łapie brwi. Nie ucina  włosków, a i takich delikwentów miałam u siebie.

Cena jest wysoka, wyjściowo jest to coś około 25zł, mnie w promocji udało się ją kupić za ok. 17zł. Uważam że są to dobrze wydane pieniądze.

Dobrze wykonana, precyzyjna i skuteczna pęseta znaleziona.

Obecnie z mniejszymi oporami i niechęcią przystępuję do regulacji brwi, nigdy tej czynności nie lubiłam, teraz mam jednak dobrego pomocnika.

Jeśli szukacie lepszej pęsety, macie już dość bubli za i tak niemałą cenę, to polecam ją wypróbować.

sobota, 26 kwietnia 2014

L'Oreal Ideal Soft. Oczyszczający płyn micelarny

Doba skurczyła mi się niemiłosiernie, nie wiem kiedy uciekają mi kolejne dni i tygodnie. Nie wyrabiam się z życiem, dawno nie przeglądałam też blogów,  czego szalenie mi brakuje. Lubię być na bieżąco, teraz jednak nie wiem co w trawie piszczy, co nowego na rynku, na co warto zwrócić uwagę.
Spięłam się jednak dziś w sobie i podzielę się swoją opinią, na temat popularnego i znanego już chyba wszystkim płynu micelarnego L'Oreal.


Zacznę od tego że jestem ogromną wielbicielką Biodermy Sensibio,  ten płyn micelarny wpłynął w dużej mierze na mój makijażowo-kolorowy świat.
Do momentu gdy w mojej kosmetyczce gościły tylko mleczka, nie znosiłam się malować, od razu miałam przed oczami późniejszą mękę ze zmywaniem twarzy. Pieczenie, szczypanie, tłusta konsystencja, klejąca się twarz i babranie się w tym wszystkim, skutecznie mnie zniechęcało.
Potem zaczęła się moja przygoda z portalem wizaz.pl i pierwsze przeczytane opinie o płynie micelarnym Bioderma Sensibio.
Owszem nie jest to tania zabawa, mam jednak wrażenie, że choć nigdy nie był tani, to jednak w bardziej okazyjnych cenach go wtedy kupowałam.

Przejdźmy jednak do płynu L'Oreal, który jest często porównywany z Biodermą.

Niektórzy dopatrują się już w samej kolorystyce pewnego nawiązania, jednak szata graficzna dla mnie jest kompletnie różna.


Płyn L'Oreal dobrze radzi sobie z demakijażem twarzy, jest skuteczny w tym co robi. Dość szybko rozprawia się z podkładem, pudrem, różem czy bronzerem. Ma jednak tendencję do tworzenia piany, co widać nawet na pierwszym zdjęciu, a wcale nim nie potrząsałam, a normalnie położyłam do zdjęcia. Jest to wyczuwalne również przy przecieraniu twarzy płatkiem nim nasączonym. Nie ma mowy co prawda o bąblach piany, ale takie delikatne bąblowanie pod wacikiem.
Nie stanowi to dyskomfortu, jednak jest to specyficzne uczucie.

Co do demakijażu oczu, odnoszę wrażenie że tutaj L'Oreal wypada znacząco gorzej niż Bioderma. Potrzebuje on więcej czasu i więcej wacików niż Sensibio. Mimo iż nakładam cienie na tej samej bazie co zawsze, wykonuję podobne makijaże, to jednak Sensibio w mojej ocenie szybciej się z nimi rozprawia. Również jeśli chodzi o delikatność dla oczu, to tutaj Bioderma jest bezkonkurencyjna.


Nie twierdzę że L'Oreal jest zły, jednak dostrzegam sporo różnic i nie postawiłabym go obok Biodermy. Dla mnie Sensibio nadal jest lepszy, a doścignąć go może co najwyżej Avene.

L'Oreal uważam mimo wszystko za godny polecenia spośród segmentu kosmetyków drogeryjnych do demakijażu.
Z pewnością bije na głowę niejeden płyn, np. Lirene, który ostatnio testowałam. Za taką cenę warto po niego sięgnąć.

Być może sama kiedyś ponownie po niego sięgnę, jednak Bioderma zostanie nadal moim numerem jeden, to ona jest ideałem łączącym skuteczność i delikatność przy mojej kapryśnej cerze i bardzo wrażliwych oczach.

L'Oreal uważam za dobry i tani, polecam też go przetestować.

środa, 23 kwietnia 2014

Farmona. Olejek do kąpieli. Powiew wiosny.

Uwielbiam kąpiele, choć nie zawsze tak było.
Teraz, kiedy ten czas uprzyjemniam sobie co i rusz innymi kosmetykami, a do tego w tle lecą urodowe filmiki na YouTube, czas jest w pełni wykorzystany i nie wystrzelam z łazienki jak z procy. To czas dla mnie, mój relaks, nie ma mowy o odpuszczeniu sobie balsamowania ciała, czy innych rytuałów.

Jak kąpiel, to i dodatki do niej, nie lubię tutaj nudy, więc sięgam po nowości. Ostatnio namiętnie wlewam coś do wody, przygoda zaczęła się od płynów Fenjal, potem ich olejek w kryzysowych momentach skóry.

Obecnie zbliżam się do końca butli Olejku do kąpieli Farmona, w wariancie zapachowym Powiew Wiosny. Nie widziałam go wcześniej na sklepowych półkach, więc mniemam że to nowość, która dołączyła do szeregów dostępnych dotąd zapachów, m.in lawendy i pomarańczy.

Do zakupu skłoniła mnie promocyjna cena 10,99zł, co przy takiej pojemność - 500ml uważam za okazję. Wcześniej inne warianty widywałam po ok. 18zł.

Butelka ciężka, szklana, cieszy oko, ale we mnie budzi pewne obawy. Przy takim ciężarze, nie jest trudno o wysunięcie z mokrej ręki. Chwytam ją więc z dużą uwagą i ostrożnością.
Trzeba jednak przyznać robi wrażenie, zapewne w ładnej łazience jeszcze większe ;)

W formie prezentu, z solą do kąpieli z tej samej firmy, stanowi piękny duet.


Przejdźmy jednak do zawartości. Sugerując się nazwą, iż nie jest to płyn, a olejek do kąpieli, trwałam w przekonaniu że będzie on trochę natłuszczał wysuszoną skórę, zmiękczy delikatnie wodę.

Niestety, nie do końca moje oczekiwania zostały spełnione. Niezależnie ile olejku wleję, nie ma mowy o natłuszczeniu ciała, jest za to ogromna piana.
Lubię pianę, a i owszem, tym bardziej że jest ona szalenie trwała i po 20 minutowej kąpieli nadal jest jej bardzo dużo, spuszczając wodę ona nadal trwa.

Brakuje mi jednak tych właściwości pielęgnacyjnych, producent wszak pisze o nawilżeniu(wierzę w bajki chyba). Nie zauważyłam co prawda wzmożonego przesuszenia, jednak nawilżenie trudno mi dostrzec.

Zapach olejku jest bardzo subtelny, nie zadusi w dusznej łazience, ale jest zbyt delikatny by się nim upajać.

Ciekawy, jako umilacz kąpieli, dla skóry która nie ma większych problemów, ze względu na przyjemną pianę. Wiem już jednak że przy nadmiernym przesuszeniu sięgnę po coś innego.


Czy kupię ponownie? Nie wiem.
Co prawda ostatniego dnia promocji, rzutem na taśmę wrzuciłam do koszyka pomarańczową wersję, ciekawe czy będą się różnić czymś poza zapachem.
 
Do tej pory moimi faworytami pozostają produkty do kąpieli Fenjal, tam płyny mają relaksujące mocne i długo wyczuwalne zapachy, a olejek faktycznie natłuszcza skórę.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Madame L'Ambre Silk Charm Milk. Mleczko do demakijażu


Ostatnio w użyciu u mnie, sporo kosmetyków firmy Madame L'Ambre, długo czekały na swoją kolej, ale stwierdziłam że przyszła na nie pora i fajnie będzie stosować je w tym samym czasie.

Każdego dnia, goszczą u mnie krem do twarzy, krem pod oczy i mleczko tej marki. Jedynie tonik pozostaje nietknięty, otwarty obecnie nie chce się skończyć, a chciałabym się z nim uporać, nim przejdę do kolejnego.

Mleczko Madame L'Ambre zamknięte w uroczym opakowaniu z motywem maków i polnych kwiatów trafia w moje gusta. Samo w sobie jest ozdobą toaletki, cieszy oko i sprawia że lubię po nie sięgać.

Do tego zwieńczone jest pompką, która świetnie dozuje produkt, zawsze wiem ile wycisnąć by starczyło na jedną aplikację. Nie ma problemu z tym, że wyleje się go za dużo.

Minusem jest jednak fakt, iż nie mogę śledzić ubytku, słyszę co prawda po tym jak "chlupocze", że zostało go niewiele, jednak koniec będzie z pewnością niespodziewany.

Samo mleczko jest rzadkie, przez co świetnie mi się z nim pracuje. Uwielbiam masować twarz mleczkiem, potem ścieram je, wraz z rozpuszczonym przez nie makijażem ręcznikiem papierowym. Czynność powtarzam i zazwyczaj drugie przetarcie załatwia sprawę.

Mleczko nie podrażnia skóry mojej twarzy, nie powoduje jej pieczenia czy podrażnienia.
Mało tego, jestem w stanie wykonać nim wstępny demakijaż oczu, przykładając dłonie na których mam roztarte mleczko i po kilku sekundach sztuczne rzęsy odpływają, cienie i tusz w znacznym stopniu ścieram. Zapewne mogłabym dokończyć demakijaż oczu samym mleczkiem, jednak lubię micele i wtedy po nie sięgam.

Mleczko w mojej ocenie zasługuje na wysokie noty. Ma lekką konsystencję, gładko sunie po twarzy, nie sprawia żadnych problemów, nie ma mowy o zaczerwienieniu. Przy mojej mieszanej i odwodnionej skórze jest rewelacyjne, z czystym sumieniem mogę je polecić.

Aplikację uprzyjemnia mi również delikatny zapach, który nie powinien nikogo drażnić.


Podsumowując - delikatne i skuteczne mleczko, o lekkiej konsystencji i wygodnym opakowaniu.
Jedno z lepszych, z jakimi miałam styczność.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Bandi, EcoSkin Care. Kojący żel myjący - poranne, delikatne oczyszczanie

Do oczyszczania twarzy przykładam dużą wagę, przy mojej mieszanej i kłopotliwej we współpracy  twarzy, mycie z wodą to podstawa, nie wyobrażam sobie przetrzeć twarz jedynie samym micelem, woda i żel musi być, innej formy nie uznaję.
Niemniej jednak, obecnie moja skóra jest w kilku miejscach mocno odwodniona, zdecydowałam się więc, by rano oczyszczać ją najdelikatniej jak to tylko możliwe, z pomocą przyszedł mi żel Bandi.

Zamknięty w kartoniku, do tego szczelnie zafoliowany, daje mi gwarancję że nikt przy nim nie macał.

Opakowanie z unoszonym do góry "dziubkiem" jest wygodne, choć nie wzgardziłabym opcją z pompką, te w mojej ocenie są najbardziej praktyczne.
200ml żelu, o typowej dla takich kosmetyków konsystencji, starcza na dobre kilka miesięcy.
Sam żel jest w moim odbiorze bezzapachowy, do tego ani zbyt rzadki, ani zbyt gęsty, taki w sam raz.

Cechą wartą zaznaczenia jest fakt, iż żel się nie pieni.
Dla niektórych może to być minus, choć powiem że dla mnie niekoniecznie, przy pierwszych użyciach kręciłam jednak nosem. Z czasem przestało mieć to dla mnie jakieś znaczenie.



Najważniejsze dla mnie jest to, że dokładnie oczyszcza, daje uczucie odświeżenia, bez zbędnego wysuszenia i ściągnięcia. Kosmetyk ten jest delikatny dla mojej skóry, nie powoduje podrażnień, pieczenia oczu,czy zaczerwienienia.
Nie ma mowy o niedomyciu, skóra jest gładka, oczyszczona, a przy tym nie ma oznak wysuszenia, nie muszę biec od razu po tonik i krem.

Przy skórze wrażliwej, odwodnionej i problematycznej spisuje się znakomicie. Odnajduje złoty środek między oczyszczaniem, a pielęgnacją.



Używam go już kilka miesięcy i myślę że na kolejny jeszcze mi starczy, bardzo wydajny, co mu się chwali.

Skład dla ciekawskich:


czwartek, 17 kwietnia 2014

Yasumi, Konjac Sponge. Gąbka Konjac - Bamboo Charcoal

Gąbki Konjac to moje odkrycie ostatnich miesięcy.
Po wypróbowaniu gąbki dostępnej kiedyś w Rossmanie, doszłam do wniosku że taka forma mycia: delikatna, przyjemna, a zarazem skuteczniejsza niż przy użyciu samych dłoni, jest tym, co mi szalenie odpowiada.

Jednak moja przygoda z gąbką z Rossmana, była tylko krótkim romansem. Raz, że nie są już  dostępne w sprzedaży, dwa - posiadany przeze mnie egzemplarz, bardzo szybko porwał się na kawałki.

Pozostał niedosyt i rozczarowanie. Z czasem ten stan przerodził się w poszukiwanie czegoś podobnego, a najlepiej - doskonalszego.

Znalazłam stronę Yasumi, a na niej gąbki w różnych rozmiarach S i L, dodatkowo w kilku wariantach w zależności od skóry, jej potrzeb i problemów.

Cena 19zł za małą - S i 29zł za dużą (L), ostudziła co prawda moje emocje, bo kalkulując z ewentualnym kosztami dostawy, żal mi było tych pieniędzy. Mama słysząc ciągłe moje marudzenie, namawiała do zakupu, skoro taka forma oczyszczania mi odpowiada, to warto kupić.

Liczyłam jednak że pojadę na Targi Beauty Forum do Warszawy, a tam być może będą jakieś promocje, więc zakup gąbek odłożyłam do tego czasu.

Będąc na Targach punktem obowiązkowym było stoisko Yasumi, niestety gąbeczek nie obejmowała żadna promocja, zdecydowałam się jednak na zakup dwóch wariantów w rozmiarze S, wszak unikam chociaż kosztów wysyłki. Zdecydowałam się wtedy na wariant Charcoal i Yam.

Od razu wzięłam w obroty Bamboo Charcoal, jest to wariant dedykowany dla cery tłustej, mieszanej, ze skłonnością do zmian trądzikowych.


Kupując gąbkę mamy pewność że nikt jej nie macał, jest bowiem zabezpieczona przed otwarciem (zafoliowana). Na opakowaniu mamy wszystkie potrzebne informacje odnośnie produktu, oraz spis pozostałych wariantów gąbek, oraz datę przed którą należy ją zużyć.


Gąbka powiększa swój rozmiar po zanurzeniu w wodzie. Jest moim obowiązkowym punktem wieczornego mycia twarzy, zazwyczaj robię sobie długi masaż przy jej użyciu leżąc w wannie.
Lubię domycie jakie daje żel, więc najpierw dłońmi z żelem myję twarz, potem po jego spłukaniu przystępuję do relaksu z gąbką.

Mycie z Konjac jest delikatne, ale bardzo dokładne, dociera w każdy zakamarek twarzy, a przez to że jest tak przyjemne, myję twarz dłużej, więc nie mam obaw co do tego, że jakiś fragment pominęłam.

Trudno mi ocenić, czy w jakimś stopniu gąbka przyczyniła się do poprawy stanu mojej cery, owszem coś mi wyskakuje, ale nie wiem czy bez Konjac byłoby tego więcej, czy też tyle samo.

Gąbka po ponad miesiącu używania jest nadal jak nowa, nie mam problemu z jej wysychaniem, sznureczki nadal są na swoim miejscu, nic się nie rwie, nie niszczy.


Będąc w kwietniu na Targach Lne&Spa w Krakowie, dokupiłam jeszcze kilka na zapas: 2 małe aloesowe, dużą lawendową, oraz małą z kolagenem. Jak widać moja miłość do nich rozwinęła się do tego stopnia, że musiałam zrobić większy zapas.

Ciekawa jestem czy wersja Large, będzie równie wygodna, uświadomiłam sobie również że nie kupiłam wariantu Pure :( sama nie wiem jak to się stało.

Będę im wierna, dają mi przyjemność używania i komfort domycia twarzy. Masują, są łagodne dla naszej skóry, nie drapią, więc sprawdzają się przy codziennym oczyszczaniu.

Są warte tych pieniędzy.

Wszystkie warianty można zobaczyć tutaj:
http://yasumi.eu/169-yasumi-konjac-sponge

środa, 16 kwietnia 2014

Niespodzianka od Astor

Rzadko widuję listonosza, niezbyt często do mnie zagląda.
Wczoraj jednak miał też coś dla mnie, za sprawą firmy Astor, która postanowiła wysłać mi zestaw swoich kosmetyków. Bardzo lubię ich pomadki w kredce, mam ich kilka odcieni, więc z radością otwierałam przesyłkę.
Co prawda nie znalazłam w jej wnętrzu innych kolorów tych szminek, ale znalazło się również coś do ust.



Zestaw zawierał:
- tusz Big&Beautiful Butterfly Look Mascara - czarny
- tusz Seduction Codes w kolorze niebieskim.
- Perfect Stay eyeliner pen
- cienie Eye Artist w kolorze 600
- lakier Quick'n Go! nr 377 - piękna brzoskwinia
- pomadka Soft Sensation 403 Attractive Coral, jestem bardzo ciekawa jak ta forma i ten kolor się u mnie sprawdzą.

Bardzo cieszę się z tej paczki. Każdy z kosmetyków z pewnością znajdzie u mnie zastosowanie.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Madame L'Ambre Time Code. Aktywny krem ujędrniający przeciw wiotczeniu skóry na dzień

Jakiś czas temu opisywałam krem pod oczy firmy Madame L'Ambre, dziś natomiast przyszła pora na krem do twarzy z tej samej serii - Time Code.

Podobnie jak krem pod oczy, ten również zamknięty jest w uroczo zdobiony kartonik, a właściwie pudełko. Takie same wzory dominują również na słoiczku.
Uwagę zwraca z pewnością to, że słoik kremu jest dość ciężki. Pomimo iż mam go już na wykończeniu, to nadal ciąży w ręce, gdy po niego sięgam.



Krem ma ciekawy zapach, który ani trochę mnie nie drażni, a na twarzy bardzo szybko się ulatnia, więc bez obaw można po niego sięgać, nie będzie męczył przez długie godziny.

Konsystencja jest dość lekka, krem szybko się wchłania, zostawiając jednak delikatny film. Od razu po rozsmarowaniu skóra ekspresowo go wypija. Jednak coś na tej skórze zostaje, jakby satynowa mgiełka, więc mimo dobrego nawilżenia jakie daje, zdecydowałam się używać go już tylko na noc.
Makijaż jakoś średnio z nim współgrał, błyszczenie pojawiało się szybciej niż dotąd.

Krem daje ukojenie przesuszonej skórze, dostarcza jej dawkę nawilżenia, sprawia również że staje się bardziej jędrna.
Na noc sprawdza się bardzo fajnie, nie jest zbyt ciężki, więc mogę pod spód narzucić sobie serum :)
Co do właściwości rewitalizujących, rozświetlających i redukujących przebarwienia - trudno mi się ustosunkować.

Uważam że jest to dobry krem, za przyzwoitą cenę. Dla skóry która wymaga nawilżenia - polecam. Przy cerze mieszanej, radziłabym stosować go jednak na noc.




poniedziałek, 7 kwietnia 2014

29. Międzynarodowy Kongres i Targi kosmetyczne LNE & SPA - zakupy

Zakupy skromne - zakupy udane.
Zakupy te cieszą tym bardziej, bo nie dałam się ponieść szaleństwu, nie kupowałam wszystkiego co popadnie, mając w pamięci spore zbiory i nadstany na półkach.

Na Targi nie jechałam z żadną sprecyzowaną listą, wszak nic tak na prawdę nie potrzebuję.
Poniżej moje skromne, ale owocne zakupy.


Pierwsze zakupy to stoisko Yasumi.
Na Targach Beauty Forum w Warszawie, niejako zdopingowana przez mamę, skusiłam się na gąbki Konjac tej firmy. Chodziłam koło ich sklepu internetowego już wcześniej, ale z wysyłką gąbka kosztowała sporo więcej, więc nie mogłam się zdecydować.
W Warszawie kupiłam dwie gąbki, jedna od razu poszła w użycie (z węglem aktywnym) i już po ponad miesięcznym eksploatowaniu mogę powiedzieć, że wygląda nadal jak nowa. Nic się nie rwie, jak to było w przypadku gąbki z Rossmana.
Nie miałam już wątpliwości że jest to dobra inwestycja i mimo iż nadal miałam jedną nie otwieraną, podeszłam do stoiska po kolejne warianty Konjac.

Pierwsza wizyta na stoisku to zakup gąbek w wersji Collagen, oraz Aloe Vera. Przemiłe Panie doradziły mi również ampułkę Dry Skin, zakup ten chodził mi po głowie, ale nie wiedziałam na którą się zdecydować (na początek oczywiście). Trochę żałuję że nie kupiłam również tej z wit. C.
Dostałam również do tych zakupów gratis w postaci mini płynu micelarnego, co bardzo mnie ucieszyło, uwielbiam takie produkty do demakijażu.

Po godzinie, mając jeszcze trochę wolnej gotówki wróciłam by kupić coś jeszcze.
Tym razem zaryzykowałam kupując gąbkę w rozmiarze Large, tym razem Lavender, a skoro już tam byłam, to wzięłam kolejną Aloe Vera.

Jeśli coś uwielbiam do tego stopnia, to muszę mieć spory zapas.

Małe gąbki kosztują - 19zł
Duże 29zł
Za ampułkę zapłaciłam 12zł




 Jak Targi to i Maestro. Tutaj na stoisku rządzą Panowie, cierpliwi, uśmiechnięci i przystojni.
Tutaj szybciej bije serce, choć nie wiem kto jest na pierwszym planie Panowie, czy pędzle...
Widok tak czy  inaczej przyciąga wzrok, tyle pędzli, wybór jest ogromny, a do tego te ceny!

Tym razem skromniej, miałam bowiem listę tych pędzli które mam, wraz z adnotacją co do posiadanych rozmiarów.

Wybrałam:
- 490 w rozmiarze 10
- 320 rozmiar 6
- 360 rozmiar 6
- 410 rozmiar 6

Jak widać większość to maluchy do precyzyjnej roboty :)

Za wszystkie zapłaciłam 45zł.

Polecam - fantastyczna jakość, mnogość wariantów, a dodatkowo możliwość wyboru rozmiaru.
Świetnie wykonane, mam ich już wiele, używam, często piorę i nadal mi służą.

Żałuję że nie kupiłam pasa na pędzle, lub chociaż etui 22. Oglądałam, wzdychałam i popełniłam błąd że nie zdecydowałam się.



Kolejny drobny zakup to stoisko Cattier, wcześniej mijałam je bez zawieszenia na nim oka. Teraz po sobotnich blogowych wpisach potargowych, wiedziałam że można tam kupić dobre glinki w cenie 5zł.
Skusiłam się na różową.



Do tego na Targach dostałam garść próbek i miniaturek.



Kolejne Targi za mną, te również uważam za udane. Zakupy satysfakcjonują mnie w 100%, gąbki uwielbiam, pędzle to mój świat, a i glinka przyda się od czasu do czasu.

Wiem że wrócę przy kolejnych Targach na te stoiska.

niedziela, 6 kwietnia 2014

29. Międzynarodowy Kongres i Targi kosmetyczne LNE & SPA- relacja i zdjęcia

Uczestnictwo w tej edycji miałam w planach od dawna. Co prawda, miesiąc temu byłam na podobnej imprezie w Warszawie, ale mimo wszystko chciałabym być po raz kolejny również w Krakowie.

Moja obecność na niej, wisiała na włosku, nie była pewna do ostatniej chwili. Jeszcze o godzinie 8 leżałam w wannie, a po godz. 9 już byłam w drodze, bez śniadania, z wypitą na szybko kawą na pusty żołądek. Na wariackich papierach, ale udało się.

Skorzystałam z szatni, bo we wnętrzu było zbyt gorąco by tachać ze sobą wszystkie szpargały, pozbyłam się też torby od aparatu, wyszłam z założenia - im mniej tym lepiej. Przejścia są wąskie, przy niektórych stoiskach jest tak tłoczno, że nie ma gdzie nosa wściubić, więc dodatkowe centymetry nie są wskazane.

Z edycji na edycję łatwiej jest mi się poruszać po krętych i zawiłych korytarzach, niektóre firmy były w tych samych co dotychczas miejscach. Niestety Maestro było przy poprzedniej edycji gdzieś indziej, choć mogę się mylić.

Zakupy zrobione na Targach i oczywiście w drodze powrotnej, pokażę w kolejnym poście.

Może przejdę do zdjęć:



Pierwsze co, to skoczyłam na wykład - "Makijaż do zdjęć".
Sala była przestronna, duża, jednak jako że trochę się spóźniłam, to siadłam już na schodach, niestety pod koniec trajkoczące Panie postanowiły mi przysłonić pole widzenia, więc nie doczekałam końca.

Ruszyłam na rundkę po stoiskach.










Bikor cieszył się stałym zainteresowaniem


























Maestro, nigdy nie zawodzi.
Oglądałam u Panów pas na pędzle, to moje niespełnione marzenie, teraz pluję sobie w brodę że nie kupiłam ani pasa, ani etui chociaż :( a jedynie kilka pędzli.








Bandi prezentowała również nową serię C-White:





Byłam i słuchałam:





















Zabrakło tu zdjęć stoiska Yasumi, zagadałam się z Paniami, zrobiłam zakupy (zapas gąbek Konjac) i zapomniałam o fotce.

Mam nadzieję że ta garść zdjęć, odda choć trochę atmosferę i klimat tej imprezy.
Jest tłoczno, gwarno i wesoło. Wiele kobiet i mężczyzn, i kolorowy świat kosmetyków.
Ceny w większości okazyjne, choć nie wszędzie.

Chciałabym aby w kolejnych Targach wzięły udział takie firmy jak: Gosh, Costasy, Flormar, brakuje mi trochę kolorówki, chętnie widziałabym jej więcej.

Wyjazd tak czy inaczej uznaję za udany, kupiłam co nieco, nie rujnując się przy tym.
Żałuję tylko że nie kupiłam pasa na pędzle i etui. :(