piątek, 27 listopada 2015

Tetesept: Mandelmilch. Kremowa piana z olejkiem migdałowym i solą morską.

Kąpielowe umilacze - tego potrzebuję każdego dnia. Mycie bez nich, to to samo, co wejście do pustej wanny. Sama woda to za mało, musi być zapach, piana i przyjemność.
Nikogo nie powinny więc już dziwić, kolejne dodatki do kąpieli pojawiające się na moim blogu, zafiksowałam się na uprzyjemnianie sobie tych chwil.
Tetesept nie jest też zaskoczeniem - firma potrafi rozpieszczać swoich klientów mnogością wariantów zapachowych.

Saszetek do tej pory nie pojawiało się wiele, stawiam bowiem raczej na większe pojemności, bo po prostu nie lubię się ograniczać. Są one jednak na tyle kuszącym kąskiem, że bez wyrzutów sumienia dorzuca się je bezkarnie do wakacyjnych koszyków zakupowych.

Stanowią przy tym miłą odmianę i są zawsze wielką niewiadomą, tym bardziej jeśli nie zna się języka ;)

Mandelmilch zdradza się grafiką, to po niej wydedukowałam w drogerii czego mogę się spodziewać. Resztę podpowiedział tłumacz google.


Kremowa piana, do tego sól morska i olej migdałowy, a może raczej mleczko migdałowe, niemieckojęzyczni raczą wiedzieć.
Ja wiem swoje, czyli to, jak mnie owa saszetka rozpieszczała w wannie.

Woda z odrobiną mlecznego koloru, do tego piana i delikatny, kremowy zapach. Niczego więcej mi nie potrzeba. Odprężająca kąpiel już działa i nie ważne że łazienka mała, że nie ma tu złota, ja nie Kleopatra, ale mam swoją namiastkę mlecznej kąpieli.

Bezkarnie wsypałam całą saszetkę na raz, choć zazwyczaj chytrze je dzielę na pół. Raz się żyje! i raz przyjdzie umierać.
Gdybym i ją podzieliła, z pewnością zapach i cały efekt byłyby zbyt subtelne. Przy niej nie warto się hamować, jak szaleć to szaleć.
Delikatność pozwoliła się wyciszyć, odprężyć i wygłuszyć galopujące myśli. Tylko stopy uparcie pulsowały po całym zabieganym dniu, ale po tych 10 minutach w wannie i do nich dotarło, że najwyższy czas się wyłączyć.



Jeśli wracacie z urlopu, a dostaje Wam w portfelach kilka monet, najlepszym ich zainwestowaniem będzie właśnie kilka saszetek kąpielowych umilaczy. Jak wrócicie do swojej codzienności, z przyjemnością sięgniecie po taką namiastkę i wspomnienie wakacji, bądź też będzie to oderwanie od szarej rzeczywistości. Chwila relaksu, odskoczni i przyjemności, której z pewnością Wam już potrzeba.

Mandelmilch ze swoim subtelnym zapachem będzie przyjemnym tłem, nie będzie gryzł się z nutami żelu pod prysznic, czy też peelingu do ciała. Przez to jest też bezpiecznym upominkiem z wakacji dla bliskich Wam osób.

Pisząc tę notkę rano, mogę śmiało napisać: "byle do wieczornej kąpieli" i takie motto niech przyświeca nam przez te kilkadziesiąt nadchodzących chłodnych dni.

a wieczorem wyciągnę rękę, by wybrać kolejne: 


czwartek, 26 listopada 2015

Akcja Celebruj Chwile - Wishlista Mikołajkowa

Drogi Mikołaju.
Wiem że prezentami obdarzasz tylko grzeczne dzieci, przypuszczam więc że niegrzeczne dziewczynki nie powinny do Ciebie pisać. Domyślam się że nagradza je raczej mąż, już po zmroku i nic więcej im się nie należy, ale mimo wszystko, co mi szkodzi, mam kilka drobiazgów, których moja lista wydatków nie obejmuje, a mieć jednak bym chciała.

Dbając o Twoje plecy, byś nie dźwigał zbędnych ciężarów, będą to jedynie drobnostki.

Tak więc lecim z koksem Staruszku:

- Róż Bourjois Pastel Joues w kolorze 31, czemu tym konkretnym?, bo tego nie mam, tego mi brakuje, a dla ułatwienia powiem, że jest jedna, jedyna sztuka na Allegro, na ten moment oczywiście.



- Cotton Balls w jasnym kolorze, nie muszą być te oryginalne, mogą być Biedronkowe, ważne by świeciły i dawały ten swój magiczny klimat przez cały rok.

- duże, kolorowe talerze, Ty tam siedzisz w moich myślach, wiesz o które chodzi, w Tk Maxx jest ich pełno, ponoć one tureckie. Jeść na nich nie będę, ale ucieszą moje oko. Rozumiem jeśli nie spełnisz tego marzenia, wszak w saniach mógłby się stłuc, a i pewnie słyszysz już te przekleństwa ciskane pod nosem przez moją drugą połowę, że znów jakieś durnostojki ustawiam, ale i tak dopnę swego, z Twoją pomocą lub bez.

- Lakier hybrydowy Semilac, żeby tylko kolor był jasny: róż, beż, ecru, za wyjątkiem 32 bo ten już mam. Dzień Darmowej Dostawy się zbliża, w kilku sklepach które biorą w nim udział są - wiem, bo za Ciebie znów sprawdziłam.


 
- jeśli zamierzasz dać mi skarpety, to owszem cieszę się bardzo, ale niech będą one marki: Hi Tec, Brugi, albo Elbrus.

- wszelkie saszetki z solami, pudrami, kryształkami do kąpieli również przygarnę i szybko zużyję.


Na ten rok to już koniec, żeby nie było, że nie uprzedzałam - w przyszłym roku będę mieć większe potrzeby.

Z góry dziękuję.



Niniejszy wpis, to część Akcji Celebruj Chwile. Jeśli macie ochotę dołączyć, zapraszam.


A jakie drobiazgi Wy przygarnęłybyście od Mikołaja?

środa, 25 listopada 2015

TAG. Moje blogowe sekrety

Już jakiś czas miałam ochotę napisać coś prywatnego. Po głowie chodził mi TAG Kocham jesień, ale jakoś nie mogłam się do niego zebrać. A tymczasem na blogu spradamakeup.blogspot.com natknęłam się na ten o nazwie: "Moje blogowe sekrety". Spodobał mi się on na tyle, że postanowiłam od razy zasiąść do pisania i wrzucić kilka słów od siebie i o sobie.

1. Ile czasu prowadzisz bloga i co ile publikujesz posty?
Blog założyłam w kwietniu 2011 roku, sama nie pamiętam tego faktu, tak podpowiada mi blogger, pierwszy wpis pojawił się natomiast 10 maja 2011. Do roku 2013 pojawiło się jedynie 29 notek, zapał okazał się słomiany, gdy trudnym stało się znalezienie jakiejkolwiek grupy odbiorców.
Dopiero w 2013 roku doszłam do wniosku, że czegoś mi brakuje i nie mogę tak łatwo porzucić tego, co tak bardzo chciałam robić.
Do dnia dzisiejszego ciężko mi wyrobić sobie jakąś regularność. Choć bardzo bym chciała, by co niedzielę pojawił się pachnący wpis, a pozostałe notki - 2, czy 3 razy w tygodniu, bywa i tak, że kolejne tygodnie wieją pustką. Czasem wpływ ma na to brak czasu, a innym razem kompletny brak weny i pomysłu, bywa że psioczę na światło, bo z lampą do tej pory się nie oswoiłam.

 2. Ile razy dziennie zaglądasz na bloga i czy robisz to w pierwszej kolejności?
Kiedy się budzę i mam dostęp do internetu, pierwsze co  robię to sprawdzam pocztę, dzięki temu wiem, czy pod notkami pojawiają się też jakieś komentarze i gdzieś między sprawdzeniem poczty, Facebooka i Instagrama zaglądam na blogger. Mail zawsze jest pierwszy, a reszta idzie maszynowo, z dowolną kolejnością. Na bloggerze sprawdzam natomiast statystyki, źródła i wyszukiwane słowa kluczowe. 

 3. Czy Twoja rodzina i znajomi wiedzą o tym, że prowadzisz bloga?
Wie mąż, kilkoro znajomych, ale raczej niewielu. Blog jest mały, taki mój, prywatny, o czym więc informować?

 4. Posty jakiego typu interesują Cię najbardziej u blogerek?
Lubię denka, bo są zbiorem krótkich i konkretnych mini recenzji, chętnie przeglądam ulubieńców, ale nie wierzę im bezgranicznie, a uznaję że są chwilowymi miłostkami, kosmetykami ciekawymi, wymagającymi jednak wnikliwszej analizy przed ewentualnymi zakupami. Co innego roczni ulubieńcy i tego typu podsumowania, w tych może więcej tych niezawodnych. Lubię podglądać makijaże, które są dla mnie inspiracją, zakupy też zawsze mnie skuszą, oraz wszystkie pomysły na aranżację wnętrza.



 5. Czy zazdrościsz czasem blogerkom?
Zależy czego... Tym które zarabiają na tym - niekoniecznie, cieszę się że znalazły swój sposób na życie i mogą się z tego utrzymać, czy też zyskują jakiś realny zastrzyk funduszy do domowego budżetu. Siebie w tym nie widzę.
Jeśli czegoś mogę zazdrościć, to liczby obserwatorów, widzów, odbiorców - to jest dla mnie wymiernym znacznikiem jakiegoś osiągnięcia. 
Zazdroszczę z całą pewnością ładnych zdjęć!

  6. Czy zdarzyło Ci się kupić jakiś kosmetyk tylko po to, by móc go zrecenzować na swoim blogu?
Czasem patrzę na coś przez pryzmat tego, że nikt o tym nie mówił, nikt nie pisał, a wydaje się ciekawe i warte wypróbowania. Jakoś ciągle siedzi we mnie jakiś odkrywca, gdy chcę na przekór pisać o czymś innym, ale nie zawsze się da, nie zawsze wychodzi mi to na dobre ;)



 7. Czy pod wpływem blogów urodowych kupujesz więcej kosmetyków, a co za tym idzie, wydajesz więcej pieniędzy?
Teraz mogę napisać że już NIE. Kiedyś, nie tak dawno, kupowałam dużo, dużo za dużo. Teraz na całe szczęście jest już lepiej. Zyskałam umiar, a to przez to, że inne przyświecają mi cele, a pieniądze jakoś nie chcą się tak magicznie mnożyć, jak swego czasu cienie w moich szufladach.
W końcu blogi po części chronią, jak nie wydać pieniędzy na buble.

 8. Co blogowanie zmieniło w Twoim życiu?
Mam pasję - ot tyle, niby niewiele, a jak dużo. 



 9. Skąd czerpiesz pomysły na nowe posty?
Z szafki, łazienkowej półki i komody. Pomysły na TAGi - od innych.


 10. Czy miałaś kiedyś kryzys w prowadzeniu bloga, tak że chciałaś go usunąć?
Przez pierwsze dwa lata, kiedy wiało tu pustką, a i teraz gdy wpisy trafiają czasem w próżnię, pojawiają się kryzysy. Może usunięcie bloga nie wchodziłoby w grę, ale chwile potrzebnej przerwy się trafiają. Czasem dopada mnie bezsilność, nie chciałabym być blogiem - jednego wpisu, choć jest taki jeden, który bije w popularności inne:
Moje róże Bourjois

Przewaga jest miażdżąca.






 Niemniej jednak zapachowe wpisy dają mi ogromną satysfakcję, uwielbiam pisać o wszelkich dodatkach do kąpieli. A przyszłość - czas pokaże.


 11. Co najbardziej denerwuje Cię w blogach innych dziewczyn?
Przesadne używanie zdrobnień: puderki, kremiki, kredeczki, oraz nadużywanie słów w języku angielskim. Gdzie się nie spojrzę tam haul, a ja chcę czytać i oglądać Zakupy, swatche mnie nie drażnią, bo innego sensowniejszego zwrotu nie znam. 
Boczne panele zapchane reklamą, czy odnośnikami do rozdań, oraz kolorowe tło, które utrudnia wyświetlanie bloga na tablecie. Dobra, to wszystko, bo się niepotrzebnie rozpisałam.


Jakie wpisy najbardziej lubicie, jaka tematyka Was interesuje?

wtorek, 24 listopada 2015

Ava. Professional Home SPA - Serum nawilżające w ampułkach.

Ampułki, serum, koncentrat - te pojęcia nie są już chyba nikomu obce. Staramy się tak uzupełniać naszą pielęgnację, by skóra dostawała to, czego się domaga. Mimo systematycznej i świadomej pielęgnacji stan naszej cery raz jest gorszy, raz lepszy. Zależne od pogodny, stanu naszego zmęczenia, czy też odżywiania, skóra potrafi nas zaskoczyć, niestety nie zawsze pozytywnie.
Sama często sięgam po maseczki, bo te stosowane regularnie, są w stanie wiele zdziałać. Niemniej jednak kiedy ograniczam się do zastosowania czegoś na szybko, na noc, by móc od razu przystawić głowę do poduszki, z pomocą przychodzi produkt do zadań specjalnych. Dobrym okazał się ten marki Ava - Serum nawilżające do twarzy w ampułkach, choć muszę mu wypomnieć kilka wad.


Zacznę od początku, więc niestety od czegoś co psuje moją opinię o tym produkcie na starcie. Forma opakowania - czyli nieszczęsne ampułki. Być może wynikają one z dbałości o szczelność, higienę, możliwe że okazują się konieczne, niestety dla mnie bardzo kłopotliwe.
Problemem nie jest ułamanie, choć nie lubię tego robić, jednak co później począć z otwartą już fiolką?
Owszem co pierwsze - nałożyć na twarz, ale to niestety skłania do nadużywania, a co za dużo, to niezdrowo, bo ja jednak lubię gdy skóra oddycha, a ja sama nie lepię się do poduszki, a do mojej twarzy - wszystko co lotne wokoło.
Producent zaleca delikatny masaż i mogę się do tego stosować, kiedy skóra pozwala mi się dotknąć. Jeśli jest już rozdrażniona, to lepiej jej nie dotykać, bo jeszcze bardziej się wkurzy, a wtedy pozostaje mi jedynie kilka gładkich ruchów i daję jej spokój.


Świadomie ignoruję polecenie producenta i nie nakładam już po nim kremu. No way! Nie da rady, serum ma tak olejkową konsystencję, że więcej mi nie potrzeba. To co jej daję - wystarcza, więcej na twarzy to nie byłoby nawet rozpieszczanie, ale przesada.


Działanie to już inna bajka. Tutaj same pozytywny. Skóra jest gładka, jędrna, miła w dotyku. Dostaje taki zastrzyk nawilżenia, że podczas porannego mycia twarzy nie mogę wyjść z podziwu, że jedna noc jest w stanie tyle zmienić.

Producent zaleca:
Kuracja: stosować dwa razy w tygodniu przez okres dwóch miesięcy. Dla podtrzymania efektów: stosować raz na dwa tygodnie. Zaleca się również jednorazowe użycie w celu poprawy stanu skóry.

Kuracji pełnej zastosować nie mogłam, z racji tego że posiadałam tylko kilka fiolek, lecz naużywałam jednorazowych używać z ogromną satysfakcją. Często chcąc wykończyć otwartą już fiolkę, stosowałam serum 3 razy w tygodniu, a ku uciesze moich dłoni - nadmiar wcierałam w skórę rąk. Rano efekty były znakomite.


Muszę przyznać że marce Ava udał się ten produkt, a przymykając oko na opakowanie, mogłabym powiedzieć że jest niesamowity, bo takie ma działanie.
Gdyby udało się zamknąć go w innym opakowaniu, pewnie już by to zrobili. Pozostaje mi ignorować te niedogodności i wybrać się do drogerii po pełny pakiet ampułek i mieć je pod ręką na wypadek większych awarii mojej cery. Przy zbliżającym się sezonie grzewczym, mogą okazać się niezbędne.

Wad poza opakowaniem jednostkowym nie widzę, nawet cena za kartonik zawierający 5 fiolek po 3ml, wynosi mniej niż 20 zł w drogeriach Hebe.

Pamiętajcie o nich, kiedy skóra będzie odwodniona i wysuszona, wraz z odkręceniem grzejników, mogą i Wam uratować skórę twarzy i rąk, oraz przywrócić komfort, gdy suche skórki i ściągnięcie skóry mocno da się Wam w kość.
Polubicie, pokochacie za efekty, nawet jeśli noszenie olejkowej konsystencji na twarzy, nie należy do Waszych ulubionych, to pierwszy poranek po aplikacji, skusi Was do ponownego sięgnięcia po kosmetyk.

Znacie kosmetyki tej marki? Miałyście okazję stosować te ampułki?

poniedziałek, 23 listopada 2015

Tetesept. Zeit fur Dich. Genussmoment. Perełki do kąpieli o zapachu jaśminu oraz jogurtu z żurawiną.

Teteseptoholiczka przychodzi z kolejną recenzją. Ja i produkty tej marki, to niekończąca się historia. Oczarowana pierwszymi niesamowitymi produktami, bez zastanowienia sięgam po kolejne. Natomiast nie każdy pachnie tak intensywnie, aby w łazience jeszcze przez godzinę po naszej kąpieli, unosił się mocny aromat mieszanki ciekawych nut.
Do kategorii ładnych, ciekawych, ale niestety delikatnych, mogę dopisać Perełki do kąpieli o zapachu jaśminu z jogurtem i żurawiną Genussmoment.


Zapach oczarowuje z wnętrza opakowania. Zdecydowanie na pierwszy plan wybija się żurawina, bez krzty słodyczy, niesamowicie cierpka i wytrawna.  Nuty wprost świdrują nos, jednak podczas kąpieli aromat jest bardzo delikatny, pozostaje po nim tylko mgiełka, jakby wspomnienie po obietnicy przyjemności.


Perełki barwią wodę na delikatnie pomarańczowy kolor, który bez intensywnego zapachu nie daje mi takiej frajdy, na jaką się nastawiałam. 


Dla kogo w takim razie jest ten produkt?
Dla osób nie lubiących zbyt intensywnych zapachów, ceniących delikatność i subtelność. A ja wolę jednak jak obuchem w łeb, aby zapach wręcz dusił, bo taki do ponownych zakupów mnie skusi.
A takim jest zdecydowanie wariant Verwöhnmoment. Cynamon, śliwka i drzewo sandałowe.

Nie wszystko złoto, co od Tetesept, ale i tak większość to prawdziwe perełki i skarby w moich rękach.

Co stoi teraz pod Waszym prysznicem?

niedziela, 22 listopada 2015

Lalique. Amethyst EDP - deser z leśnymi owocami

Jesień skłania do sięgania po zapachy cięższe, drzewne, przyprawowe, a przede wszystkim otulające. Bywają jednak takie leniwe dni, które chcemy zjeść na słodko. Poranek zaczynamy od jogurtu z owocami, na obiad najchętniej spałaszowalibyśmy naleśniki z dżemem, a na kolację sorbet owocowy, z mnóstwem soczystych cząstek świeżych darów lasu.
I właśnie przy tej ostatniej przekąsce pozostajemy.

Amethyst Lalique to właśnie garść owoców przyniesionych z lasu, rozgrzanych po części w słońcu, a po trosze ciepłem bijącym od naszych dłoni.


Nuty za fragrantica.com:
- nuty głowy: czarna porzeczka, jagoda, jeżyna, morwa, malina
- nuty serca: piwonia, pieprz, ylang-ylang, róża
- nuty bazy: piżmo, wanilia, nuty drzewne.

Już sam flakon nawiązuje do tego co znajdziemy we wnętrzu, głęboki fioletowy kolor wróży intensywne, skoncentrowane nuty i tak właśnie jest w rzeczywistości.

Choć nuty brzmią ciekawie, to jednak trudno mi wyłowić każdą z nich z osobna, według mnie stanowią kompozycję wyważoną, bez dominacji i zgrzytów. Amethyst to dla mnie lodowy sorbet z leśnych owoców. Mimo iż zapach jest słodki, to nie zaliczyłabym go do słodziaków. Pobrzmiewa w nim nuta chłodnego poranka, wilgotnego, omszałego i lekko tajemniczego.

Zaskoczeniem jest jego niesamowita długotrwałość, zapach utrzymuje się na mojej skórze i ubraniach wiele godzin. Z powodzeniem przetrwa cały pracowity dzień, umilając mi swoim towarzystwem nijakość codzienności.

Lalique Amethyst to perfumy dla tych, którzy lubią zabawę zapachem, bo mimo iż nuty wszystkim znane, to jednak nieczęsto w takim stężeniu spotykane we flakonach.

Obcowanie z nim dodaje niesamowitej energii, chyba że przesyt owocowej słodyczy rozleniwi Was do reszty.

środa, 18 listopada 2015

Moje zakupy - 32. Międzynarodowy Kongres i Targi Kosmetyczne Lne 14-15.11.2015r

Targi kosmetyczne z moim udziałem, nie mogłyby się obejść bez drobnych zakupów. Tak też było i tym razem. Kilka rzeczy kupiłam, ale stwierdzam że powstrzymałam się od większych szaleństw.

Oto gromadka zdobyczy.



A tu kilka zbliżeń:


Powyższe pędzle Maestro, to duble już posiadanych, jakoś nie umiem się bez nich obejść. Większa ich ilość zawsze jest mile widziana. Koszt wszystkich czterech - 40zł.




Waciki bezpyłowe i shimmer Silcare - łącznie niecałe 9zł.




Wymarzona tuba na pędzle - Beauty-Art. Koszt to niecałe 60zł.




Lampa Semilac - to jak to powiedziała moja druga połowa, prezent na najbliższe mikołajki, święta, imieniny, walentynki i urodziny. No to wyczerpałam limit prezentowy do przyszłych świąt!
Niemniej jednak bardzo się cieszę.

Dokupiłam ponadto Aceton, Remover, Odtłuszczacz i dwa kolory lakierów Semilac.

Z zakupów drobnych, to zapas mydeł z luffą Organique, oraz dwie pary kolczyków - wkrętek.

Zakupy cieszą ogromnie. Pędzle już wylądowały w kielichu, a Semilac był w użyciu zaraz po powrocie do domu i jak na pierwszy raz, totalnego laika i ignoranta paznokciowego, nie wyszło tak źle.

Ceny kosmetyków na targach zachęcają do zakupów. Wiem że przy następnej okazji znów zawitam do stoiska Maestro, odwiedzę też Semilac i kolczyki.pl.

Chętnie też obejrzę Wasze zakupy.

wtorek, 17 listopada 2015

32. Międzynarodowy Kongres i Targi Kosmetyczne Lne 14-15.11.2015r - moja fotorelacja

Byłam, zobaczyłam, kilka rzeczy kupiłam. Tak w krótkich słowach mogłabym opisać mój niedzielny wypad na Targi kosmetyczne w Krakowie. Pokuszę się jednak o kilka słów wstępu.
W ostatniej chwili wszystko zawisło na włosku, jednak udało się, wczesnym rankiem ruszyliśmy w drogę. Czytając informacje publikowane na fb LNE zdecydowałam, że na miejscu muszę być chwilę przed startem wydarzenia i tak też się stało. Miałam te 30 min. by m.in. dopisać swoje życzenia na tablicy ;)


Hol z minuty na minutę stawał się coraz bardziej zatłoczony, jednak nadal spokojnie można było się poruszać, nie było ścisku. Ostatnia chwila, by jeszcze raz przyjrzeć się rozmieszczeniu stoisk i najlepiej rozplanować, gdzie udać się na samym początku.



Zapraszam Was na krótki spacer między stoiskami wystawców.


























Przy kilku stoiskach spędziłam dłuższą chwilę, przy kolejnych zostawiłam trochę pieniędzy. Zrealizowałam swoje największe plany zakupowe. Zyskałam też nowe chciejstwa, które będą mnie mobilizować, by na Targach pojawić się ponownie.
Standardowo musiałam być na stoisku Maestro, dokupiłam kilka egzemplarzy pędzli na zapas. Upatrzyłam sobie również jeden pędzel do twarzy i sama się teraz zastanawiam, czemu ostatecznie go nie wzięłam.
Nowością na Targach był Semilac, wokół którego było tłoczno i głośno, ale na obsłużenie nie trzeba było długo czekać. Tam też zostawiłam najwięcej pieniędzy, ale o tym już w kolejnym wpisie.

Miłą niespodzianką na koniec, było spotkanie Kamili z bloga http://www.bykamila-jk.pl/.
Coś mi świtało, gdy widziałam ją z daleka, ale nie miałam pewności. Szkoda że nie spotkałyśmy się wcześniej, może wtedy miałybyśmy dłuższą chwilę żeby porozmawiać. Tym bardziej że planowałam zakup masek algowych, a widzę że Ty je kupiłaś, być może byś mnie na którąś skusiła.

Tym samym wypad na Targi uznaję za udany. Wyrobiłam się w planowanym budżecie i zrealizowałam najważniejsze punkty, z listy zakupowej.