środa, 1 lipca 2015

Projekt denko - czewiec 2015r

Czerwiec za nami, powiem szczerze - może dobrze że się już skończył, jakoś mało pozytywnych rzeczy przyniósł. Czy kolejne miesiące będą już lepsze? - zaczynam w to wątpić. 

Jednym z nielicznych pozytywnych aspektów jest dalsze, sukcesywne i sumienne odgruzowywanie z zapasów. Denko idzie mi dobrze, nawet mimo totalnego braku czasu, jak widać po zużytych butelkach, nadal się kąpię i myję włosy, a ze względu na ziszczenie jednego z marzeń na ten rok, jeszcze częściej myję zęby, ale o tym napiszę wkrótce kilka słów więcej.


Przejdę do rzeczy i w kilku słowach podsumuję każdy z produktów z którym się żegnam.


- Meridol, Płyn do płukania jamy ustnej. Ma przyjemny smak, który nie drażni, a przyjemnie odświeża. Moje dziąsła polubiły jego delikatność.
- Himalaya. Mint Fresh, żel do zębów, jest równie dobry jak pasty tej marki.
- Bielenda. Olejek do kąpieli. Harmony. Mandarynka i verbena. Bardzo lubię te olejki, za obfitą i trwałą pianę, niestety jest to moje ostatnie opakowanie z zapasów poczynionych w Biedronce za 4zł z groszami. Z drugiej strony, odmiana mi się przyda i teraz rozpływam się z zachwytu nad płynami Tetesept.
- Green Pharmacy. Olejek kąpielowy Mandarynka i Cynamon. O ile masła i żele do kąpieli tej marki uwielbiam, tak olejek zbiera u mnie mierne noty. Nie ma w nim nic, co skłoniłoby mnie do ponownego zakupu, nawet niska cena. Jest piana, ale ani grama z zapachu w czasie kąpieli.
- Balea. Kremowy żel pod prysznic. Mleko i miód. Zapach zbliżony do znanego pewnie przez większość z Was Palmolive, z tą samą kompozycją zapachową. Powiem krótko - Palmolive w tym pojedynku wygrywa. Balea ma zapach bardziej rozwodniony, bardziej ulotny, jestem daleka od zachwytów.
- Eva Natura. Migdał i Kokos, żel pod prysznic oraz masło z tej serii - nie i jeszcze raz nie! Mdli mnie nawet na samo wspomnienie tych chemicznych zapachów.
- Lierac. Hydra Body Scrub. Peeling do ciała o bardzo przyjemnych i skutecznych w swym działaniu drobinkach. Chętnie jeszcze kiedyś zaopatrzę się w jakiś zestaw miniatur.
- Yves Rocher. Pur de Mimosa. Ubolewam że tej serii nie ma już w salonach tej sieci. Żel z tej linii był jednym z moich ulubieńców, również balsam miał tak dobrze mi znaną nutę zapachową.
- Desnuda. Balsam zapachowy. Perfumy uwielbiam, niestety balsam mało apetycznie kwaśniał na skórze, właściwości pielęgnacyjne miał żadne, miałam wrażenie że wręcz wysuszał skórę i do tego miał masę brokatowych dużych drobinek. Spore rozczarowanie.
- Isana. Żel do golenia. Czy tylko ja i moja mama zauważyłyśmy różnicę, że żele w nowych opakowaniach nie mają już tej samej konsystencji? Nie tworzą już na skórze takiej piany, a w wodzie pływają smętne grudki żelu. Chyba pora rozstać się po tak wielu latach i kilkudziesięciu zużytych opakowaniach z tą marką i wrócić do Gilette.
- Bioelixire. Argan Oil. Maska do włosów. Bardzo miło wspominam ten produkt, używałam jako odżywki po każdym myciu i ułatwiała w znacznym stopniu rozczesywanie włosów i pozwalała utrzymać je w dobrej kondycji.
- Dove. Nourishing Oil Care. Ekspresowa maseczka regenerująca. Przyjemna odżywka do włosów, sprawiała że włosy były miękkie i gładkie.
- Capitavit. Mój niezawodny środek na wiele problemów z włosami i skórą głowy.
- Biovax. Dwufazowa odżywka do włosów suchych i zniszczonych, bez spłukiwania. Tutaj niestety powrotu nie planuję. Rozczarował mnie ten wariant.
- Bioderma Sensibio H2O Ar. Wariant do skóry naczynkowej cenię na równi jak klasyczny Sensibio H2O, dla mnie nie ma różnicy. Rewelacyjnie zmywa makijaż z całej twarzy i oczu.
- Oeparol. Hydrosense. Nic szczególnego.
- Avene. Kojący krem pod oczy, jeden z moich lekkich ulubieńców.
- The Body Shop. Mango Lip Butter. Niestety zapach na tyle mnie drażni, a i działanie rozczarowuje, że nie zmuszę się by zużyć do dna.
- Dermominerały, maseczka z Biedronki. Jeśli tylko jeszcze kiedyś się pojawią, kupię z pewnością. Oczyszcza, zwęża pory - zapewnia to czego wymagam od tego rodzaju maseczek.
- Jadwiga. Papka do cery trądzikowej. Zużyłam kiedyś pełnowymiarowe opakowanie, teraz miałam próbkę, akurat do nierównej do walki z nawrotem trądziku. Kiedy te hormony się unormują?!
- ze zużytych próbek najbardziej przypadła mi do gustu Eucerin. Hyaluron-Filler do skóry normalnej i mieszanej. Świetnie sprawdza się pod makijaż. 
- Casting farba 513 Mroźne Trufle. Kiedyś lubiłam te farby, teraz odnoszę wrażenie że ich trwałość jest coraz gorsza. Zużyłam więc ostatnią z zapasu i dumnie mogę powiedzieć, że żadnej już nie chowam na dnie szuflady i dobrze mi z tym!
- Zepter. Miniatura kremu do rąk. Bardzo przyjemny krem, ale przypuszczam że też bardzo drogi.
- Bell i Joko, pudry nie do końca zużyte. O ile Bell kiedyś lubiłam, tak  Joko ma niestety zupełnie niepotrzebne drobinki.
- Tusze do rzęs: Gosh, Grashka, Clinique. Jeden z tuszy Gosh był dobry, a drugi, mimo iż taki sam, również zafoliowany, to bardzo szybko zgęstniał.
- L'Artisan Parfumur. La Chasse Aux Papillons. Uroczy maluch o wdzięcznym i mocnym zapachu.
- Tami, płatki kosmetyczne, dobrze znane i lubiane.


Z ulgą rozprawiłam się z pustymi opakowaniami, które dumnie rano wyniosę do kosza.

Znacie, lubicie te produkty, może te które u mnie się nie sprawdzają, są Waszymi ulubieńcami?

5 komentarzy: