czwartek, 31 października 2013

Listopadowe wyzwanie - odwyk kosmetyczno zakupowy.

Od kilku miesięcy chodziło za mną narzucenie sobie ograniczenia w zakupach kosmetycznych.
Lubię projekt denko, motywuje mnie do zużywania posiadanych kosmetyków, jednak mimo to, nadal kuszą mnie promocje, okazje, wyprzedaże, daję sobie wydrzeć pieniądze z portfela.

Postanowiłam więc narzucić sobie limit na listopad - 99,99zł na kosmetyki zakupione w drogeriach.

Ostatnio internet mnie nie nęci, nie mam na Alledrogo czasu, sklepy internetowe również wymagają chwili spędzonej przy komputerze.

99,99zł i ani gorsza więcej na kosmetyki w drogerii nie wydam, w ciągu całego nadchodzącego miesiąca.

Nie wliczam to jak na razie, ewentualnych zakupów na Targach w Krakowie, bo to już osobne przedsięwzięcie.

Kto podejmuje ze mną to wyzwanie?







środa, 30 października 2013

Ostatnie zakupy - idę na odwyk

Przedstawię szybko zakupy z ostatnich dni, jako pierwsze idą zakupy z promocji -40% Hebe + z gazetki na otwarcie Hebe w Bonarce.
Nie było tego dużo, miało być więcej, jednak nie doszła pomadka w kredce z Astor, w kolorze 011, jestem przez to niepocieszona.


- Dwa trójpaki płatków Tami  - 4,99zł za 3-pak
- Lakier Revlon 097 Plum Seduction, w planach był jeszcze inny kolor, ale tamten lepiej wyglądałby na długich paznokciach - 11,99zł o ile pamięć mnie nie myli.
- Max Factor Kohl Pencil 090 Natural Glaze - 16,79zł chyba - wreszcie ją mam!
- Eveline dwa nowe kolory miniMax 834 i 837, oba już używałam, ten pierwszy jest przepiękny. Cena za sztukę 5,99zł.





Lubię Coco Mademoiselle, mam swój flakonik, a jako uzupełnienie kupiłam Suddenly żel + mleczko, a dokładnie kupiła mi druga połowa, za 6,99zł  zestaw.
Taka okazja, żal było nie brać.




 Lubię Takko.
Jak tylko mam okazję, to zaglądam tam o koszulki.
Dwie od góry są z krótkim rękawem, ciemniejsza -  w kolorze wina, jest na ramiączkach.
Każda po 14,99zł.


Powyższy sweterek jest od mamy, mina na środkowym zdjęciu - bezcenna.
Jak widać ze swetrem zdążyłam się już polubić, nawet teraz pisząc ten post, mam go na sobie - sklep w moim mieście -75zł.

 Od dziś udaję się na zakupowy odwyk, ale o tym w osobnym wpisie :)

Skorzystałyście z promocji -40% na szafy makijażowe?



wtorek, 29 października 2013

Tołpa, Planet of Nature. Relaksujący krem nawilżający. Skóra wrażliwa, odwodniona

Dziś przedstawię Wam krem, który towarzyszył mi w pielęgnacji twarzy, przez ostatnie tygodnie.
Czekał długo na półce na swoją kolej, jakoś nie mogłam się przemóc, by zacząć go używać.
Ostatnimi czasy przywykłam do higienicznych tub, czy też wygodnych kremów z pompką, więc słoiczek nie zachęcał do otwierania kosmetyku.


Krem ma przyjemną konsystencję, która łatwo się aplikuje,  nie ma zapachu, a przynajmniej ja go nie wyczuwam, więc to niejako również jest plusem.
Nie zauważyłam zapychania porów, choć mam do tego skłonność, wysypu niechcianych gości również nie doświadczyłam.

Mimo tych zalet, mam pewne zarzuty wobec niego.
Krem nie wchłania się całkowicie, a twarz z nałożonym makijażem błyszczy się po około 3 godzinach. To główna jego wada. Nie oczekuję od niego jakiś spektakularnych efektów nawilżenia, jednak psucia makijażu wybaczyć mu nie potrafię.
Owszem nie jest to krem matujący, ale takiego przetłuszczenia skóry nie mogę zaakceptować.

Krem z nazwy relaksujący, a mnie doprowadza do szału.
Pozwala utrzymać skórę na przyzwoitym poziomie nawilżenia, jednak nie nadaje się na dzień, a na noc jakby jednak za słaby.

Sama nie wiem co o nim myśleć, dodatkowo na niekorzyść przemawia słoiczek w którym trzeba grzebać palcami.

Dobry, jednak nie jest bez wad.





Kiedyś były same kremy w słoiczkach i człowiek tak nie marudził.

Jakich kremów na dzień obecnie używacie? Czy tylko ja mam takie opory przed słoiczkami?

niedziela, 27 października 2013

Thierry Mugler, Innocent EDP - krystaliczna tarcza

Ten zapach to ja, to on mnie zaczarował.
On nie pamięta złych chwil, nawet jeśli miałam go na sobie, gdy dzień był wyjątkowo podły.

Przez ostatnie kilka lat, nie było momentu bym nie miała go na półce, to mój stały element zbioru perfum.
Przeszłam przez wszystkie możliwe warianty opakowań, włącznie z uroczą różdżką w pojemności 15ml.
Skusiłam się na set pielęgnacyjny w mniejszych pojemnościach, jak również pewną uroczą puderniczkę, ale o niej innym razem.


Nuty za fragrantica.com:
Nuty głowy: mandarynka, pomarańcza.
Nuty serca: czarna porzeczka, migdały, czerwona porzeczka.
Nuty bazy: ambra, białe piżmo, praliny

Starczy teorii, mój odbiór to zupełnie inna bajka, a bajka to nie byle jaka.


Wyobraźcie sobie krystalicznie czyste powietrze, chłodne, rześkie i krainę na wskroś białą.
Twoja pierś unosi się powoli, chcesz więcej...
Pobrzmiewa tu słodycz pralin, jednak to nie wszystko, gdzieś tam w tle, ktoś rozkruszył w dłoniach majeranek, który wibruje radośnie z płatkami śniegu.
Pomimo chłodu, rozgrzewa Cię ciepło słodkich migdałów.
Tutaj zaczyna się Twoja bajka... Twój świat.

Dla mnie to zapach wyjątkowy, który daje siłę, przestrzeń i energię.
On nie przytłacza, nie tłamsi, jest niejako zbroją która odbija to, co złe. Jest tylko kilka zapachów, które są moją tarczą, Innocent to jeden z nich.

Magia jaką ze sobą niesie, sprawia że chcę nim pachnieć w dni wyjątkowe, na przekór całemu światu, te dni wyjątkowe chcę sobie mnożyć, więc dziś, niech też taki będzie.

To mój zapach w dniu ślubu, suknia może nie krystalicznie biała, a ecru, ale to była moja tarcza i lek na nerwy i stres.

Flakon, niezależnie od pojemności uroczy. Niczym sopel z mroźnej, magicznej krainy.

Trwałość zaskakująca, czasem we włosach wyczuwam go i po 12 godzinach.

Miałam również wersję Secret, jest bardzo zbliżona do tej, jednak wolę siłę klasyka.


Czy macie również zapachy, które są tymi na całe życie?

środa, 23 października 2013

Co nowego na moich półkach.

Nie lubię robić miesięcznych podsumowań zakupowych, wtedy zawsze o czymś zapominam, albo też jest już dawno po promocji, więc nikt więcej nie może z niej skorzystać.

Nazbierało się trochę nowości, z drobnych zakupów i nie tylko.

 Oto one:


Pianki w formacie A4, nie wiem do czego one zasadniczo służą, jednak dla mnie będzie to tło do zdjęć małych przedmiotów.  Empik - cena około 19,99zł, biały arkusz bristolu też kupiłam.




Ulubione koszulki Gatta Camisole, po dziwny epizodzie w salonie Gatta (wokół ceny 39,99zł fiszka z info 3-pak, czy coś w ten deseń, zapytałam Panią, powiedziała że cena okazyjna w przypadku zakupu 3 sztuk, wybieram 3 sztuki, po czym Pani przy kasie nalicza mi ową cenę razy 3, pytam gdzie tu ta promocja? po co wokół ceny fiszka i info o 3 sztukach), niesmak pozostał, postanowiłam zamówić więc na Allegro, wyszło mi 23zł za sztukę.





Spróbuję i ja koka wyczarować z mych rzadkich włosów.
Może być trudno, bo moje włosy są bardzo ciężkie i do tej pory niewykonalny był nawet wysoki kucyk.

Pędzel do różu nr 40 z Sephora. Z kuponem -10% off, wyszło 49,50zł, gratis próbka. Skośnie ściętego mi brakowało.



W Pepco kupiłam koszyk, który miał służyć za pojemnik na kosmetyki męża, ale obecnie zamieszkały tam kasztany chrześnicy :) 



Firm SVR znam i lubię za balsam Xerialine, w mega opakowaniu z pompką, postanowiłam poznać ją lepiej, stąd nowe produkty.
 



 Żel Iwostin dostałam na szkoleniu, chętnie się z nim zapoznam.

Żel pod prysznic Palmolive z ciekawości kupiłam, po drodze do domu, cena 9,99zł w promocji.




Dwa klasyczne sweterki z Terranova, każdy po 39,90zł

wtorek, 22 października 2013

Essential care. Organic Citrus Fruit Tonic

Tonik, to dla mnie podstawa, tak samo jak krem do twarzy, czy micel i żel do mycia. 
Lubię je zmieniać, nie jestem w ostatnim czasie wierną dziewczyną, testuję nowe, próbuję, błądzę.



Obecnie gości u mnie  Essential care. Organic Citrus Fruit Tonic.

Producent obiecuje:
Najszlachetniejsze olejki cytrusowe delikatnie ściągają, pomagają zwęzić rozszerzone pory, tonizują i odbudowują kwaśną powłokę skóry. Tonik do wszystkich typów cery.

Tonik zamknięty jest w solidnym szklanym opakowaniu, zwieńczonym rewelacyjnym atomizerem. Świetnie rozprasza płyn, krople są malutkie, strumień dość szeroki.
Daje uczucie odświeżenia, koi skórę, niweluje ewentualne uczucie ściągnięcia.

Używam go 2-3 razy dziennie, po każdym myciu twarzy, przed nałożeniem kremu.

Nie zauważyłam zwężenia porów, ale moje to istne kratery, przypuszczam że nic nie jest w stanie z nimi walczyć i odnieść zwycięstwa.

Niemniej jednak, jest to przyjemny kosmetyk, z którym miło mi się obcuje.
Jeśli każdy tonik miałby taki atomizer wybierałabym tylko takie formy opakowania.

Tonik nie podrażnił mojej skóry, nie pozostawia lepkiej warstwy, nie ściąga i nie powoduje pieczenia.

 Nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez toniku, a jak jest u Was?




poniedziałek, 21 października 2013

Ulubieńcy ostatnich miesięcy

Nie wrzucam często ulubieńców, natomiast jeśli już decyduję się coś pokazać, oznacza to, że używam danych rzeczy namiętnie, z dużą przyjemnością i częstotliwością.

Tak jest i w tym przypadku:


- Paletka Vipera magnetyczna, lubię ją samą w sobie, za poręczność i za to że ułatwia mi codzienny makijaż, cenię również jej zawartość, cienie ArtDeco i Mary Kay (Cristalline i Moonstone - beże u góry) są podstawą mojego dziennego makijażu.
Kobo cień Caffe Latte 117 Mono, bywały dnie i całe tygodnie, kiedy był cieniem bazowym przy każdym makijażu
- Róż ArtDeco 55 - przy szybkim makijażu zawsze po niego sięgam.
- Sterling, gruba kredka, a dokładnie cień w kredce, używam na linię wodną, piękny kolor, ożywi każdy makijaż.
- Bourjois, Healthy Mix 51, używam każdego dnia.



- Sense&Body, pędzel do pudru, nie oddam go za żadne skarby, jest fenomenalny, miękki, poręczny, po prostu rewelacja.
- Nail Tek 10-speed, wysuszacz do lakierów, używam go przy każdym malowaniu paznokci.
- Nail Tek, Foundation II - jako base coat za każdym razem.
- Carmex do ust, z przyjemnością i ulgą do niego wracam.
- Bioelixire, Argan Oil, wygładza, nabłyszcza, sprawia że włosy stają się miękkie, sypkie, gładkie.
- Ecotools, z setu mini pędzli, lubię za precyzję.
- Pierre Rene, pędzel kulka
- Sephora, all over shadow small 23 - precyzja i dokładność nakładania cieni.


Najulubieńsze z ukochanych, te produkty zasługują na powtórkę jeśli ich dni dobiegną końca.

Większość z nich używam każdego dnia, a co drugi już z całą pewnością.

Znacie, lubicie te produkty?

czwartek, 17 października 2013

- 40% na szafy makijażowe w Hebe 21-27.10.2013r

Długo wyczekiwane -40% na marki makijażowe!



Od poniedziałku startuje akcja -40%.

Z marek dostępnych w drogeriach Hebe brakuje tylko Eveline i Bourjois, o ile mnie oczy nie mylą.

Ubolewam że w mojej drogerii nie ma Gosh, bo zapewne skorzystałabym z okazji zakupu.

Ja wyczekuję drugiej połowy tygodnia.

Moje marzenia:
Revlon - lakier w kolorze fuksji.
Misslyn - kredki do oczu, lakiery, paletki cieni (czy u Was są dostępne poczwórne?, co drogeria to widzę same testery, a są tam piękne dwie paletki z fioletami, jedna w kolorach wina, od półsłodkiego do czerwonego ;) )
Max Factor - kredka nude będzie moja.
Catrice - tutaj dumam jeszcze :)
Astor - chciałabym 011 Soft Sensation Lipcolor Butter, ale wczoraj nadal nie było, nie wiem czemu brak tego koloru u mnie.


Zamierzacie skorzystać?

Figs & Rouge, 100% Organic Coco Vanilla Lip, Face, Hand & Body Balm

Jak ja kocham Carmex i jak się cieszę, że sięgając po poniższy balsam, miałam go pod ręką.

Dawno nie rozczarowałam się aż tak bardzo.

Balsam do ust w moim odczuciu powinien chronić, nawilżać, natłuszczać, odrobinę nabłyszczać usta i dać się znieść pod kątem zapachu i smaku.


Ten twór kosmetyczny jest dla mnie trudny do zniesienia i do opisania.

Smak i zapach chemiczny, nijak nie potrafię się tutaj doszukać wanilii, kokos też gdzieś uciekł w podskokach.

Usta po kilku dniach wołały o pomoc, trudno było patrzeć na ich męczarnię, sięgnęłam więc po niezawodny Carmex w słoiczku, który w kilka dni przywrócił dobrą kondycję ust.

Sam balsam z wierzchu jest gumowy, dopiero pod tą błonką, znajduje się coś, co można nałożyć na usta.


Używam go obecnie już nie częściej niż raz dziennie, nie chcąc nabawić się suchości ust.
Zazwyczaj nakładam go idąc się kąpać, czy też wiedząc że za kilka chwil będę myć zęby, czyli na krótki czas.  Sam w sobie i tak szybko się zjada, schodzi i na całe szczęście po chwili go nie ma.

Zacznę używać go chyba na noc do rąk, lub na łokcie.
Nie chcę męczyć ust przez dłuższy czas, a zmuszanie się do używania go, jest dla mnie traumą.

Nie jest wart 29zł.

Wracam pokornie do Carmexu, sezon grzewczy już rozpoczęty, na dworze zimno, trzeba więc ze zdwojoną siłą rozpieszczać usta.

środa, 16 października 2013

Cleanic, Chusteczki do demakijażu z płynem micelarnym.

Akcja zużywania kosmetyków i odgruzowywania szuflad nadal trwa.

Zmobilizowałam się już do zużycia Cleanic, Chusteczki do demakijażu, Rose Balance Formula, Skóra sucha i wrażliwa
Przyszła więc pora za kolejne opakowanie chusteczek, które zalegało w szafie.


Wiecznie nie było mi po drodze po nie sięgnąć, jednak teraz, gdy w niektóre wieczory padam z nóg i nie mam siły bawić się z płatkami, płynami, mleczkami itp, sięgam po chusteczki, zbieram nimi to, co są w stanie ściągnąć ze skóry, następnie 2 płatki z Bioderma Sensibio dokonują dzieła dokładnego oczyszczenia, potem biegnę po żel i domywam resztę z wodą.

Te chusteczki muszę ocenić gwiazdkę wyżej niż poprzedników, choć wyrokowałam zawczasu że będą identyczne.

Chusteczki w tej wersji trochę lepiej zmywają makijaż, po kilku ruchach, chusteczka jest cała w kolorze podkładu. Muszę przyznać że płyn micelarny Sensibio Bioderma zbiera już tylko resztki.
Czasem rogiem chusteczki przetrę również powiekę, aby usunąć trochę cieni i faktycznie chusteczka jest w stanie je ruszyć.

Dwie chusteczki powinny w dużej mierze zapewnić dość dokładny demakijaż, jedynie z pominięciem rzęs, z tuszem według mnie sobie nie radzą.

Opakowanie jest wygodne i szczelne, a chusteczki nie wysychają.

Ostatnio króluje u mnie demakijaż w kilku krokach. Nie sięgam tylko i wyłącznie po Bioderma Sensibio płyn micelarny. W dni kiedy mam więcej czasu i siły, poprzedzam Biodermę - mleczkiem, druga wersja z chusteczkami wkracza, gdy ręce i nogi ze zmęczenia odmawiają mi posłuszeństwa.

Z jednej strony stoi za tym ciekawość innych produktów, natura odkrywcy. Z drugiej strony fakt, że mam je na stanie i nikt inny ich za mnie nie zużyje, a dodatkową satysfakcją jest wzbogacenie projektu denko i miejsce w szufladzie. Okazuje się jednak że są tam ciekawe produkty, a ja niepotrzebnie się na nie zamknęłam.

Jest duże prawdopodobieństwo że będę tęsknić za tymi chusteczkami i powiem szczerze, jestem ciekawa również innych.

wtorek, 15 października 2013

Bourjois, Healthy Mix kolor 51 - korektor

Mam słabość do firmy Bourjois, bardzo lubię jej produkty i chętnie po nie sięgam w przekonaniu, że się nie rozczaruję.
Owszem trafiłam również na kosmetyki, które nie do końca mi odpowiadają, ale mimo to, uważam że tych godnych uwagi jest więcej.

Tak jak uwielbiam wycofane już potrójne cienie Effet Lumiere, znane wszem i wobec róże do policzków, lubię pojedyncze cienie, kredki i pomadki też posiadam w swoim zbiorze, błyszczyki uważam za ciekawe. Fenomenalny dla mnie jest również podkład Healthy Mix, zużyłam poprzednią wersję w plastikowym opakowaniu, nowe szklane już czeka na swoją kolej.

Zaletą podkładów są jasne kolory, z tego powodu sięgnęłam również po korektor z tej firmy, w kolorze 51.


Produkt dołączył do grona uwielbianych przeze mnie kosmetyków tej firmy.

Forma opakowania ze ściętym dziubkiem jest dla mnie wygodna. Nie aplikuję go jednak bezpośrednio z opakowania na skórę, a zawsze na opuszki palców i dopiero rozcieram, czy wklepuję.

Bardzo dobrze stapia się ze skórą, nie podkreśla zmarszczek. Tuszuje moje cienie pod oczami (choć z tymi nie mam bardzo dużych problemów), rozświetla, nie obciąża delikatnej skóry w tych okolicach.

Ze względu na ładny odcień, używam go czasem do tuszowania innych mankamentów na twarzy.
Zdarza mi się ukrywać nim ciemniejsze plamy na linii bruzdy nosowo-wargowej, bokach brody, czy też przy skrzydełkach nosa.

Jest bardzo wydajny, dosłownie jedna kropla starcza mi na zamaskowanie cieni, czy też ukrycie innych defektów.

Niestety nie jestem w stanie kontrolować ubytku, opakowanie nadal wydaje się być ciężkie, pomimo kilku miesięcy używania.

Produkt uważam za rewelacyjny i gorąco polecam.


poniedziałek, 14 października 2013

Eveline, Big Volume Lash, Natural bio Formula

Bez tuszu, ani rusz, więc strzepnij w rzęs osiadły kurz. Kosmetyk w dłoń zaspaną włóż, no już, no już...

Dobra, bez rymów pociągnę dalej.

Bladym świtem zasiadam do pisania recenzji, przede mną drugi kubek kawy, bez niej też nigdzie się nie ruszam.

Tusz to postawa makijażu, mam swoich ulubieńców, jednak ostatnio błądzę, testuję i nie wyobrażam sobie używania ciągle tej samej maskary. Lubię być zaskakiwana.

Eveline, Big Volume Lash, Natural bio Formula, mnie zaskoczył.

Pierwsze na co zawsze zwracam uwagę to szczoteczka, lubię małe, silikonowe, jednak ostatnio oswoiłam również te duże, ale nadal jest to dla mnie ważny szczegół, wielkość nadal ma znaczenie.
W przypadku tego tuszu, szczoteczkę uplasowałabym gdzieś pomiędzy, nie jest to maluch, ale daleko jej jeszcze do tych BIG, opasłych szczot, do których należy nabrać wprawy.
Szczoteczka jest silikonowa, czyli taka jak lubię.

Długość włosków jest dobrze dobrana, nie maluję sobie nimi powieki, chcąc aplikować tusz od nasady, nie ranię sobie również oka.
 

Czerń - przyzwoita,zarówno do dziennego jak i wieczorowego makijażu sprawdza się dobrze. Nie jest może bardzo głęboka, ale rzęsy zwracają uwagę.

Tusz dobrze się zmywa, nie sprawia problemów przy demakijażu Bioderma Sensibio.


Mam jednak jedno, główne zastrzeżenie, przez pierwsze tygodnie użytkowania, odbija mi się po okiem. Dziwna sprawa, wcześniej żaden tusz tego nie robił. Zrobiłam więc test, chcąc sprawdzić, czy to ona temu winna.
Kombinowałam z różnymi kremami pod oczy, różnymi podkładami i ciągle to samo. Niezależnie co było poniżej, ciągle towarzyszył mi niechciany efekt pandy. Zyskałam więc nowy odruch bezwarunkowy, przecierania okolicy pod oczami, aby gdzieś to zniwelować, nie mając pod ręką lusterka.

Po kilku tygodniach, gdy tusz zaczął gęstnieć, ten problem zniknął, jednak jak się okazało, tusz nie posłużył mi już długo, niecałe 2 tygodnie, więc było to krańcowe polepszenie.


Tusz pomimo fajnej szczoteczki, przyzwoitej czerni, nie zyskuje mojej dozgonnej miłości.

Wiele razy miałam ochotę rzucić ją w kąt, bo kto lubi biegać co i rusz do lustra, by się poprawić.


Tusz ma pojemność 9ml, kosztuje coś koło 15zł.
W tej cenie można jednak kupić inny, dobry i niezawodny tusz.

Jak jest u Was, jesteście wierne sprawdzonym tuszom, czy sięgacie każdorazowo po inne?

niedziela, 13 października 2013

Celia, Kolagen + świetlik, Mleczko do oczyszczania twarzy i demakijażu oczu i mój sposób na mleczka.

Od lat jestem wierna micelom, nie wyobrażam sobie demakijażu twarzy, czy oczu bez ich pomocy.
Już dawno stwierdziłam, jeśli nie one, o makijażu musiałabym zapomnieć.
Wcześniejsza katorga z oblepioną, umęczoną skórą, która piekła, a skóra pod oczami była zaczerwieniona, odeszła w zapomnienie, kiedy zainwestowałam w pierwszą butlę Bioderma Sensibio.

Potem doceniłam również Avene i od czasu do czasu zastępuję nim Biodermę, oba uważam za rewelacyjne.
Jednak w czeluściach moich półek namnożyło się mleczek, część z nich dostałam, niektóre były w zestawach, jeszcze inne były gratisami.

Postanowiłam się z nimi uporać, ale bez zbytniej traumy dla mnie i mojej skóry.
Było to o tyle łatwiejsze, iż pod ręką miałam Sensibio Bioderma, które w tym starciu i tak miało brać udział.

Obecnie mleczka traktuję jako wstęp do demakijażu, jako szybki, pierwszy krok.
Wylewam na dłoń mleczko, rozprowadzam na obie dłonie i masuję nim twarz. Trwa to dosłownie 30 sekund, do minuty, w zależności od konsystencji mleczka. Potem w ruch idą papierowe ręczniki, którymi wycieram twarz. Szybko, sprawnie i bezproblemowo.

W taki sposób mleczko nie szczypie, nie obciąża skóry, jest dla mojej cery do zaakceptowania. Bioderma płyn micelarny dopełnia dzieła i dokańcza demakijaż.

Ostatnio zużywam w ten sposób Celia, Kolagen + świetlik, Mleczko do oczyszczania twarzy i demakijażu oczu.


Jest to kosmetyk o bardzo lejącej konsystencji, która wymaga szybszego działania. Masaż twarzy z jego użyciem, musi być bardziej zdecydowany, inaczej zacznie spływać. Po 30 sekundach masażu, zbieram papierowym ręcznikiem sporą ilość podkładu, czasem na sam koniec masażu, przesunę palcem po powiece, więc i część cieni jestem w stanie usunąć.

Mleczko używane w ten sposób nie powoduje pieczenia, skóra nie jest zmęczona i podrażniona. Zresztą dochodzę do wniosku, iż chybionym jest sugerowany sposób używania tego typu kosmetyku, poprzez aplikację ich na wacik.
Spróbujcie wylać mleczko na palce, rozetrzeć je w obu dłoniach i wykonajcie nim masaż, skóra będzie wdzięczna, dwa, czy trzy płatki papierowego ręcznika, pozwolą zetrzeć sporą część makijażu.

Celia dobrze sprawdza się przy tej metodzie, zapewnia dobry poślizg przy masażu, dobrze rozpuszcza makijaż, co widać potem po pozostałościach na ręczniku. Wymaga co prawda sprawnych ruchów, inaczej może zacząć spływać, ale to kwestia wprawy.

Muszę przyznać że mleczka to nie jest takie zło, jak je zapamiętałam z czasów nastoletnich, zmiana metody aplikacji jest kluczem do sukcesu. Stają się pomocne, przy wstępnym demakijażu, bo nadal będę dopełniać dzieła Bioderma Sensibio, którym zmywam także makijaż oczu.

Zachęcam Was do wypróbowania tego sposobu, jeśli i w waszych szafach kurzą się mleczka, wyparte przez płyny micelarne, może warto je zużyć, nim minie ich termin.



sobota, 12 października 2013

Viktor&Rolf Flowerbomb EDP

Zapach przy którym się rozpływam i ubolewam że flakon już się kończy.
Moja 50ml woda toaletowa już osiąga dno, coś czuję że będę szukać następnej, może tym razem większej.


Według fragrantica, nuty przedstawiają się następująco:
Nuty głowy: bergamotka, herbata, osmanthus
Nuty serca: jaśmin, kwiat pomarańczy, frezja, róża, orchidea
Nuty bazy: piżmo i paczula.

Tyle teoria, a jak świruje mój nos?  no ten się rozpływa w całości, serce mięknie i znów wraca na normalny rytm.

Świat wydaje się bardziej przyjazny w odbiorze, coś jak po założeniu różowych okularów.

Czuję się jak dziewczynka bujająca się na huśtawce, zawieszonej w ukwieconym ogrodzie, czy sadzie owocowym. Wkoło zefirek kołysze zieloną trawą, a ja nie bacząc na kalorie, pogryzam watę cukrową o smaku herbaty, słodkiej, jednak z dodatkiem cytryny.

Herbata w tej kompozycji, nie jest czarna czy wędzona, nie jest to też świeża i rześka zielona, ale właśnie zaparzona, osłodzona i okraszona cytryną.

Zapach beztroskiej, słodkiej radości. Nie przytłacza, a sprawia że chce się oddychać szczęściem.

Posiadam również wersję Extreme - bombę skondensowanej radości, ale o niej innym razem, edt marzyła mi się i owszem, może to pragnienie też się spełni. Wersję wody perfumowanej z pewnością kupię ponownie.

Wam również polecam, pomimo słodyczy, nie jest ulepkiem, a wdzięcznym uroczym towarzyszem dnia wyjątkowego, bo z nim codzienność nie jest już szara.

Opakowanie charakterystyczne dla tej serii, a i trwałość przyzwoita. Chcieć to mieć :)



piątek, 11 października 2013

Colyfine Kolagen White 30+, BeautyLab, Bandi - będę się rozpieszczać przez kolejne miesiące.

Przedstawiam produkty za które się zabieram, a których opinie z pewnością  pojawią się na blogu.

Na moje półki trafił Colyfine Kolagen White 30+.
Jestem ciekawa efektów, tego jak będzie się u mnie sprawował.
Już nie mogę doczekać się pojawienia w ofercie kremu.


BeautyLab, Relax Neuropeptide Serum, zobaczymy jak się sprawdzi, wiem natomiast jedno, kupię z pewnością produkt do dermabrazji! 


Firmę Bandi uwielbiam i darzę zaufaniem. Szkolenie pozwoliło mi poznać, dotknąć, powąchać wszystkie produkty. Już odliczam dni do targów w Krakowie, gdzie z pewnością zakupię Aktywator międzykomórkowy. Testować będę natomiast Gold Philosophy, Serum korygujące, które podobno świetnie sprawdza się pod makijaż.


Każdego z produktów jestem ciekawa, a poprzez szkolenia, interesują mnie i pozostałe produkty tych firm.

Miałyście styczność z tymi, bądź innymi produktami tych firm?

czwartek, 10 października 2013

Eveline, Miękkie i zadbane skórki. Profesjonalny preparat do usuwania skórek.

Paznokcie to nie jest moja mocna strona, zawsze miałam z nimi problem. Jednak taki ich urok, a raczej taki skutek problemów z naczyniami, ot padło na mnie.
Niemniej jednak nie poddaję się i chcę żeby chociaż nie straszyły wyglądem.

Odżywki towarzyszyły mi od zawsze, lakiery od czasu do czasu, a preparaty do skórek nigdy.
Zmieniło się to jakiś czas temu, zainteresowałam się oliwkami, a za sprawą dobrych opinii, również tym preparatem.

Doceniłam jego skuteczność, i stwierdzam że bez ogarniętych, chociaż z grubsza skórek, żaden kolorowy lakier nie wygląda dobrze.


Preparat zamknięty jest w małej tubce, dodatkowo zapakowanej w kartonik, ze wszystkimi niezbędnymi informacjami.

Spełnia wszystkie obietnice producenta, faktycznie zmiękcza skórki, umożliwiając odepchnięcie ich z płytki paznokcia. Działa szybko i skutecznie. Nie powoduje podrażnień, chyba że mamy jakieś pęknięcia czy ranki wokół paznokcia, wtedy radziłabym omijać szerokim łukiem uszkodzoną skórę.

Pomimo małej pojemności starcza na długo, a jego koszt to 9,99zł.

Łatwa dostępność to dodatkowy plus, całej zabawy.
Warto spróbować, ja z pewnością kupię ponownie.


wtorek, 8 października 2013

Barwa, FruttoFresco, Balsam do ciała. Ujędrnienie. Żurawina + imbir

Balsamy do ciała, to u mnie ciężki temat. Mam świadomość że należy je nakładać, odczuwam coraz częściej nawet taką potrzebę, skóra się o to nawilżenie dopomina.
Jednak przekonanie i świadomość to jedno, a lenistwo to drugie.
Nie zawsze mi się chce, ot co! Smutna prawda.

Zachętą są dla mnie zapachy, to nimi się nęcę i kuszę, mobilizuję do aplikacji.


Żurawinę lubię, imbir to również moje klimaty, stwierdziłam że zapach będzie mnie zachęcał do aplikacji, niestety nic z tego.

Brak tu soczystej żurawiny, imbir też gdzieś się schował. Owszem sam balsam pachnie, delikatnie, ale przyjemnie,  jednak tych nut nijak nie mogę się tu doszukać.

Przechodząc dalej wcale nie jest lepiej, nawilżenie jest niedostateczne niestety.
Balsam zaczęła stosować ze mną również moja mama, jednak w bardzo szybkim czasie poprosiła o dołożenie dla niej innego balsamu w łazience, bo ten nijak nie przynosi ulgi ściągniętej skórze.

Ujędrnienia, wygładzenia czy regeneracji również nie zauważyłam, skóra nadal  potrzebuje nawilżenia i porządnego zadbania o jej stan.


Balsam wchłania się dość szybko, nie pozostawia lepkiej warstwy.

Smarowanie się, dla samego smarowania, żadna frajda.

Balsam nie spełnił moich oczekiwań.




Podziwiam osoby które zużywają szybko balsamy, u mnie to droga przez mękę, a brak widocznych efektów, nawilżenia czy odżywienia skóry, skutecznie mnie zniechęcają.


Jak jest u Was, macie jakieś balsamy, po które chętnie sięgacie, których skuteczność zachęca Was do kupowania ich ponownie?

Yves Rocher, I love my Planet, Shampooing Brillance

Szampon, to kosmetyk który zużywam w tempie zastraszającym. Myję włosy codziennie, każdorazowo dwukrotnie, a przy długości do łopatek (bo tak chyba sięgają), ilość jaką muszę użyć, sprawia że szybko sięgam po kolejne opakowanie.


Szampon Yves Rocher, I love my Planet, Shampooing Brillance już kolejny raz gości na mojej półce.

Czemu tak się dzieje, czy  jest tak wyjątkowy?
Szczerze, to lubię go za to, że jest po prostu dobry.

Dobrze myje, oczyszcza i odświeża włosy, choć po intensywnym olejowaniu, może być zbyt delikatny.
Olej kokosowy, nałożony w dużej ilości, stanowił dla niego problem.

Używając go jednak w dni kiedy nie nakładam oleju, jestem zadowolona.
Spokojnie mogę pominąć nakładanie odżywki do spłukiwania po każdym myciu, a mimo to włosy dobrze się rozczesują, nie są wysuszone, czy sianowate.

Nie powoduje u mnie podrażnienia skóry głowy, czy też jej swędzenia, łupież również jest mi obcy.

Jestem zadowolona z jego działania, spełnia moje oczekiwania co do oczyszczenia i odświeżenia.

Jest to dobry szampon do codziennego stosowania, 300ml starcza mi na miesiąc, może trochę dłużej. Jego cena to 15,5zł, więc całkiem przyzwoicie.

Z pewnością kupię go ponownie, a i wam szczerze polecam.


Lubię go również za pojemność, wystarczająca by nie znudzić się kosmetykiem, opakowania 500ml sprawiają że po 2 miesiącach zaczynam wrogo patrzeć na dany produkt, jakkolwiek byłby dobry.


Miałyście okazję go używać? Jakie są Wasze ulubione szampony, do codziennego stosowania?

poniedziałek, 7 października 2013

BingoSpa, Czekoladowo brzoskwiniowe serum pod prysznic i do mycia włosów

Długo odkładałam zabranie ze sobą do łazienki tego kosmetyku. Tak apetyczne połączenie zapachowe, według mojego przekonania, powinno doczekać się wyjątkowych okazji i chwil w życiu.
Mała pojemność, interesujący kolor i firma znana z blogosfery, cóż to będzie za eksplozja zapachu!.

Tyle słowem wstępu, recenzja poniżej....


Opakowanie ciekawe, choć za serce nie chwyta, ani urocze, praktyczne również nie jest. Wolę już zamknięcie typu klik, niż odkręcanie i zabawa w chowanego z nakrętką.

Sam kosmetyk jest dość gęsty i niezbyt wydajny, zawsze wylewa mi się przez szeroki otwór odrobinę za wiele, a i pojemność niezbyt duża, jedynie 150ml. Stosowałam go tylko do ciała, na włosy wolałam nie ryzykować, mając przed oczami możliwe problemy z rozczesywaniem splątanych pasm.
Skóra owszem była oczyszczona, jednak bez fajerwerków zapachowych, jakich oczekiwałam.

Po co nazwa, nęcąca obietnicą jadalnych aromatów, gdzie tu czekolada, gdzie brzoskwinia?, ta chyba jedynie w kolorze kosmetyku.

Zwykły kosmetyk, bez bliżej określonego zapachu - jest on po prostu nijaki.
Do tego mała pojemność, niezbyt praktyczne opakowanie. Nigdy więcej, nie dam się już nabrać.

Od tego typu kosmetyków nie oczekuję wiele, jedynie przyjemności używania i skutecznego oczyszczania.
Umyć to ja bym się mogła mydłem, ale chcę dodatkowej przyjemności, ten kosmetyk mi tego nie daje.

Nie polecam.

niedziela, 6 października 2013

Projekt denko - wrzesień 2013r

Wreszcie denko, już od połowy września nie mogłam doczekać się  końcówki miesiąca, a jak już zaczął się październik, to nie mogłam się zmobilizować. Jednak czas przedstawić zużyte produkty.

Myślałam że jest tego w torbie więcej, jednak nie ma tragedii.


Zacznę pachnąco:

- Sonia Rykiel, Belle en Rykiel 40ml recenzja
- masa próbek, odlewka jest tu przez pomyłkę.

Makijaż:
- zalotka Top Choice, dobra jak każda, teraz mam z For your beauty
- Pierre Rene, Top Flex Longlasting 231 Be Happy, używałam tego lata dość często
- Pupa Polvere Di Luce, Ombretto Satin, piękny kolor, jasna lila.
- Lovely, Spectacular Me maskara
- Bourjois, Healthy Mix 51 podkład, mam w nowej wersji ten sam kolor, jednak teraz poużywam trochę mini testerów, popróbuję nowości.
- próbki: Nivae BB Cream, ciemny niestety, choć dla cery jasnej, Dr Irena Eris całkiem fajny, choć pół tonu jaśniejszy byłby lepszy, Chanel pasował mi kolorystycznie i pod kątem wykończenia, Sephora mieszałam z innymi.
- wyrzutki Camouflage ArtDeco

Twarz:
- Carea płatki, super, za taką cenę
- Cleanic Chusteczki do demakijażu, więcej nie chcę ;)
- Corine de Farme, krem rozświetlający, dobrze sprawdzał się pod makijaż, wygodne opakowanie, przyzwoicie nawilża.
- płatki pod oczy, firma się zapodziała
- Institut Esthederm Osmoclean, Gentle Deep Pore Cleanser - bez szału
- Avene Diacneal, wyrzutek, dobry był

 Ciało i włosy:
 - krem do stóp z Be Beauty, zbrzydł mi, nawilżał, ale więcej go nie chcę
- Nivea, Krem do rąk Pure&Natural, nie lubię nawilżać dłoni, kremy do rąk to dla mnie zło konieczne, a ten opatrzył mi się na toaletce, postanawiam znaleźć krem który sprawi mi frajdę. Jeśli chodzi o nawilżenie to było przeciętne.
- Marks&Spencer, The Sience of Body Care, Solutions Cellulite Cream, o ile sceptycznie podchodzę do produktów na cellulit, to tutaj muszę przyznać że widziałam poprawę. Dla mnie istotne jest też to że nie chłodzi, bo tego nie lubię.
- Balneokosmetyki, Malinowy Peeling do ciała. Bardzo przyjemny, fajnie pachnie, miło się go używa.
- Basma Eld, jak to nakładać żeby nie kruszyło się z głowy? tego nie opanowałam
- Acerin, Krem do stóp Perspirant, bywały dni kiedy się sprawdzał i miło go wspominam.
- Matrix, Total Results, Color Care, Miracle Treat 12. Nie podobała mi się forma aplikacji, odżywka jest gęsta i trudno samemu aplikować ją na włosy sprayem, ściany wkoło skutecznie upryskane.
- Nuxe olejek, zużyłam do nabłyszczania włosów, denerwowała mnie jedynie odłażąca złota farbka z nakrętki.
- odżywka z farb Casting L'Oreal, mam zachomikowanych kilkanaście opakowań, zamierzam zrobić sobie kurację.
- Original Source, Raspberry&Vanilla Milk, zapach mnie męczył, szału nie było
- Isana, Rasiel Gel, lubię i już.

Próbki:
- Emolium, Emulsja do kąpieli, myślę ze od czasu do czasu mogłabym używać.
- Tisane, przerzuciłam sobie do pojemniczka do masełku shea L'Occitane i zużyłam, choć wolę Carmex
- Physiogel, Clanser, zużywam do mycia pędzli
- i cała reszta o której brak mi zdania.


Są tu produkty które lubię (Bourjois podkład, Isana do golenia), są też i takie, z którymi się męczyłam, zużycie ich bardzo mnie cieszy. Idę dalej, mam już dwa kolejne produkty, przy których dno szybko nastąpi, więc motywacja jest.

sobota, 5 października 2013

Naustne zakupy promocyjne.

Usta trzeba rozpieszczać, a ja od dawna marzyłam o kredkach Astor i mam!, choć jeszcze nie jestem zaspokojona do końca.

Jako że ten weekend, to weekend zniżek z niektórymi magazynami, tak w Hebe, niekoniecznie okazując magazyn, a jedynie kartę Hebe, można marki Astor i Rimmel kupić w sporo niższych cenach.

Nie wytrzymałam i oto mam:

- Astor, Soft Sensation Lipcolor Butter 013 Magic Magenta - 14,99zł
- Astor, Soft Sensation Lipcolor Butter 012 Unguilty Pleasure - 14,99zł
- Essence 07 Natural Beauty  - 9,99zł (brak promocji)

Numer 04 z Essence, kupiła ostatnią sztukę klientka ze 4 godziny przede mną.
Z Astora zachorowałam jeszcze na kolor 011, jednak ostał się samotny tester jedynie, szkoda mi go, bo ten był bardzo naturalny, jednak będę mieć o czym marzyć.

 Cieszę się okrutnie że mam je już u siebie.
 Oby szybko mi się nie znudziły.

Biegnę po torbę denkowców i nadrabiam zaległości.