poniedziałek, 30 czerwca 2014

Misslyn. Eyelash curler - zalotka

Misslyn nie jest znaną i popularną firmą, ich szafy można spotkać chyba jedynie w Hebe.

Ma jednak w swojej ofercie kilka ciekawych produktów, szczególną popularnością cieszą się kolorowe kredki do oczu, które posiadają szeroką paletę barw, w tym wiele odcieni fioletu i zieleni, czyli kolorów które lubię :), oraz potrójne cienie do powiek o perłowym wykończeniu.

Moim faworytem od nich, jest pęseta, którą opisywałam na blogu, jakiś czas temu.
Recenzję możecie przeczytać tutaj:
http://bluegirl-ewa.blogspot.com/2014/04/misslyn-high-precision-tweezers.html

Podczas którejś z wcześniejszych promocji na szafy makijażowe, skusiłam się również na zalotkę tej marki.


Cena regularna jaką kojarzę to coś powyżej 20zł, czyli drogo według mnie, jednak w czasie akcji typu -40% jej cena jest bardziej przystępna.

Plusem, który przemawia na jej korzyść jest zapasowa gumka, którą nie każda kupowana przeze mnie wcześniej zalotka posiadała.


Zalotka jest wygodna i poręczna, solidnie wykonana.

Sama guma jest dość twarda na początku, jednak po kilku użyciach delikatnie się wyrabia i świetnie współpracuje z moimi rzęsami.
Jest sprężysta, przez co nie niszczy rzęs, nie łamie ich.

Długość gumki jest odpowiednia, łapie wszystkie rzęsy bez wyjątku, nawet te w zewnętrznym i wewnętrznym kąciku.


Czy różni się czymś od innych, tańszych zalotek?
Według mnie tak.

Całość jest solidniej wykonana, nie rozpada się w rękach. Gumka mimo codziennego używania, nie nosi jeszcze śladów zużycia. Przy niektórych zalotkach, w krótkim czasie od zakupu, gumka miała wgłębienie w miejscu dociskania, co powodowało łamanie rzęs.

 Myślę że posłuży mi jeszcze przez długi, długi czas.

Używacie zalotki przy codziennym makijażu?

Jako posiadaczka średnio długich rzęs, które są proste jak drut, muszę posiłkować się zalotką każdego dnia, inaczej trudne staje się nawet ich wytuszowanie.

sobota, 28 czerwca 2014

Bielenda. Ogórek&Limonka. 3w1 Żel myjący + Peeling + Serum.

Żele do mycia twarzy, to dla mnie kosmetyk podstawowy, bez którego nie wyobrażam sobie codziennego oczyszczania.

Żel myjący Bielenda Ogórek & Limonka, 3w1 stał w mojej szafce już dłuższy czas. Zdecydowałam że wiosna i początek lata, będzie idealną porą na jego stosowanie.

Sama nazwa produktu nie wzbudza mojego zaufania, z dużą dozą nieufności podchodzę do produktów 3w1, 8w1, 7w1 itd.
Jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.

Jeśli chodzi jednak o ten produkt, postanowiłam oprzeć się tylko na pierwszym członie nazwy i traktować go jako żel myjący, przy wieczornym oczyszczaniu.


Nie bardzo rozumiem jak coś, co ma tak znikomą ilość drobinek, mogłoby skutecznie peelingować i złuszczać martwy naskórek. Zagadką dla mnie pozostaje też stosowanie go jako serum, po co zostawiać coś co ma myć, na 3 minuty na twarzy - wolałam nie ryzykować.


Traktuję ten kosmetyk jako żel myjący do twarzy i w tej roli sprawdza się znakomicie.
Delikatnie masuje twarz, oczyszcza, odświeża, bez uczucia ściągnięcia czy przesuszenia.

Trudno mi ocenić matowienie twarzy przez żel, od tego mam krem, podkład, czy bibułki matujące, ale faktem jest, że dobrze oczyszcza twarz z sebum i resztek makijażu.

Ma odpowiednią konsystencję, delikatny zapach, świetnie rozprowadza się na twarzy i równie dobrze spłukuje.

Nie bardzo rozumiem tok myślenia producenta, czemu żelowi do twarzy dorabiać kilka innych właściwości. Żel to żel, ma myć i tyle.


Uważam że dla cery mieszanej, czy też tłustej będzie odpowiedni.

Opakowanie w tubie jest bardzo wygodne, dzięki czemu zużyjemy produkt do końca (obecnie tuby są już chyba nieprzezroczyste - co uważam za spory minus).

Cena kilkunastu złoty, nie jest zbyt wygórowana, myślę że jest wart tych pieniędzy.

Jakich żeli do mycia twarzy obecnie używacie?

piątek, 27 czerwca 2014

L'oreal. La Manicure. 7in 1 Saviour. Odżywcze serum do paznokci 7 w 1

Jakiś czas temu firma L'Oreal wypuściła na rynek serię odżywek do paznokci.
Wśród nich najmocniej promowane było serum 7 w 1. Różnego typu akcje, np. do zakupu produktów L'Oreal serum to było dodawane za 1gr, skusiły i mnie.

Moje paznokcie nigdy nie były mocne, długie i wystarczająco odporne, by móc się nimi chwalić.
Jedyne skuteczne do tej pory odżywki to seria Nail Tek, szczególnie II.  Stosowana regularnie jako jedyna wzmacnia i utwardza moje paznokcie, zapobiega też ich rozdwajaniu.

Jednak do serum L'Oreal podeszłam z zaciekawieniem.
Sporo obietnic producenta: ochrona, wzmocnienie, zmniejszenie łamliwości, rozdwajania, odżywienie paznokci sprawiło że pełna nadziei zaczęłam je stosować.


Serum utrzymane w złotej kolorystyce opakowania wygląda bardzo elegancko. Jednak sam kosmetyk to zaledwie 5ml serum, dla mnie to trochę mało.
Pędzelek jest wygodny, konsystencja serum również nie sprawia problemów podczas malowania a na paznokciach wygląda jak lakier bezbarwny, nawet przy dwóch warstwach.
Wysycha dość szybko, na szczęście tylko na paznokciach, a nie w buteleczce.


Jeśli chodzi jednak o działanie...
Niestety, w krótkich żołnierskich słowach napiszę - nie sprawdziła się.

Stosowałam ją zarówno jako bazę pod lakier, oraz jako typową odżywkę solo. W obu przypadkach nie poprawiła w żadnym stopniu stanu moich paznokci. Nie ma mowy o utwardzeniu, wzmocnieniu, odżywieniu, czy zmniejszeniu rozdwajania.

Moje paznokcie jak były, tak są w opłakanym stanie. Fakt, nie oszczędzam ich, łagodnie się z nimi nie obchodzę, ale takie życie, są po prostu narażone na uszkodzenia.

Słyszałam opinie wielu osób, że w ich przypadku efekty są widoczne, paznokcie są faktycznie wzmocnione, jednak w tak beznadziejnym i trudnym przypadku jak mój - nie dała rady.

Dochodzę już do dna drugiego opakowania i na tym koniec.
Wracam do Nail Tek, być może znów mnie podratuje.


Cena to około 20zł o ile się nie mylę. To zbyt wiele, jak za taką pojemność i brak efektów.

Miałyście okazję stosować?

czwartek, 26 czerwca 2014

Astor. Soft Sensation Moisturizing Lipstick. 403 Attractive Coral

Jak część z Was zapewne wie, mam hopla na punkcie pędzli, zabawy cieniami do powiek, zapachów, oraz płynów do kąpieli, a od jakiegoś roku również pomadek do ust.

Moimi faworytami są pomadki w kredce, które lubię za trwałość, łatwość aplikacji oraz wykończenie. Niemniej jednak, sięgam i po tradycyjne pomadki do ust, wśród nich mam również swoich ulubieńców.


Jakiś czas temu w moje ręce trafiła pomadka Astor. Soft Sensation Moisturizing Lipstick w kolorze 403 Attractive Coral.


Opakowanie przyciąga wzrok.
Złote elementy wyglądają  elegancko, a uzupełniająca je biel, z wytłoczoną nazwą marki wygląda inaczej, niż inne proponowane przez firmy pomadki.

Pomadka podczas nakładania pierwszej warstwy zostawia prześwity, należy więc nałożyć kolejną. Wtedy też kolor staje się bardziej intensywny.


Przyjemnie pachnie, jej konsystencja jest kremowa, dość zbita, więc nie powinna ulec złamaniu.
Nie zauważyłam większego wysuszenia ust podczas jej noszenia.

Jest dość trwała, choć zostawia ślady na szklankach, oraz sztućcach podczas jedzenia, czy picia. Ściera się w sposób równomierny.


Kolor 403 to intensywny koral, odważny i nasycony.
Znam osoby, którym taki kolor pasuje nawet w dziennym makijażu, jednak dla mnie jest zbyt ostry, nadaje mojej twarzy mocno zdefiniowany wygląd, niezbyt korzystny.

W wieczornym makijażu przyciąga wzrok, nadaje charakteru i wyrazistości i na takie okazje zostawiam tę pomadkę.

Nie nazwałabym tego koloru - bezpiecznym, choć jest modny w tym sezonie, jednak nie każdemu pasuje, a przynajmniej nie na każdą okazję.

Astor. Soft Sensation Moisturizing Lipstick. 403 Attractive Coral
Astor. Soft Sensation Moisturizing Lipstick. 403 Attractive Coral

Lubicie taki odważny i mocno nasycony koral na swoich ustach?

środa, 25 czerwca 2014

Avene. Lotion micellaire. Płyn micelarny.

Zastanawiałam się jakiś czas czy pisać tę recenzję, czy też nie, z biegiem czasu zdecydowałam jednak, że chyba powinnam.

Firmę Avene darzę dużym zaufaniem, lubię ich produkty, nawet obecnie używam kremu pod oczy, oraz kremu do twarzy tej marki, z działania obu jestem zadowolona, krzywdy żadnej mi nie robią.

Płynu micelarnego Avene używałam bardziej regularnie kilka lat temu. Teraz postanowiłam do niego wrócić i niestety mocno się rozczarowałam.


Płyn zamknięty w kartonik, typowy dla marki - biały, z oszczędną grafiką, nazwałabym apteczny.
Przywykłam do tych opakowań  i informacji o produktach, nie wyobrażam sobie innych, choć widzę że dla klientów stanowią one spory problem, co w którym się kryje, oraz po który sięgnąć.

Płyn micelarny 200ml to wygodna, niewielka, smukła butelka, zwieńczona zamknięciem klik, o odpowiednim otworze, przez który nie wylewa się zbyt wiele płynu.


Przejdę do mojej oceny działania kosmetyku.

Jeśli chodzi o zmywanie podkładu, to radzi sobie całkiem nieźle, bezproblemowo usuwa podkład, puder, oraz róż.
Problemy zaczęły się jednak przy demakijażu oczu. Kiedyś spełniał moje oczekiwania w 100%, choć wtedy mój makijaż oczu opierał się na bardziej stonowanych odcieniach, może też mniej nasyconych. Teraz wiecznie czegoś nie domywał, a to cienie przy linii rzęs, czy też w wewnętrznym, czy zewnętrznym kąciku. Zostawiał ślady tuszu na dolnej powiece, przez co po umyciu już twarzy wodą z żelem, ponownie musiałam sięgać po płatek i czekać, czy może tym razem sobie poradzi z resztką kosmetyku.

Jakby tego było mało, skóra w okolicach oczu reagowała pieczeniem podczas kontaktu z płynem micelarnym. Z każdym użyciem było coraz gorzej. Fakt, po umyciu wodą pieczenie słabło, mimo to było uciążliwe i wracało przy każdym demakijażu.

Nie wiem co było nie tak. Może nie ten kosmetyk, nie ten czas?
Być może wróciłam do niego w niekorzystnym dla mojej skóry momencie, bo przecież kilka lat temu dałabym sobie za jego skuteczność i delikatność rękę uciąć.

Uczy mnie to tym samym, nie robić zbyt wielkich zapasów ulubionych kosmetyków, bo to co pasuje mi teraz, niekoniecznie może odpowiadać mi za jakiś czas, bo zmieniam się zarówno ja i moja skóra.

Nie skreślam tego kosmetyku definitywnie, zrobię do niego ponowne podejście za kilka miesięcy. Nie chce mi się wierzyć, że tak dobry produkt, do tego stopnia podrażniał moją skórę.



Czy zdarzyło się Wam, że Wasz niezawodny kosmetyk jednak odmówił współpracy z Wami?


wtorek, 24 czerwca 2014

Palladio. High Intensity Herbal Lip Balm. Kolor Ginger Flush

Pomadki w formie kredki, to według mnie odkrycie ostatnich lat.
Uzbierałam ich sporą gromadkę w przeciągu kilku miesięcy i stały się nieodłącznym elementem mojej kosmetyczki, torebki, toaletki itd.

Nie wyobrażam sobie rozstania z nimi.

Uwielbiam za łatwość aplikacji, trwałość na ustach, oraz ciekawe opakowanie.

Jakiś czas temu w moje progi zawitała Pielęgnacyjna pomadka w kredce Palladio. Zdecydowałam się na odcień Ginger Flush.



Pierwsze co zasługuje na pochwałę, to szczelne zamknięcie-zafoliowanie, dzięki temu mam pewność że nikt jej nie dotykał. Inni producenci powinni brać z nich przykład.



Czarne opakowanie wygląda bardzo elegancko i  co bardzo ważne, nie zauważyłam ścierania napisów. Kredka bez problemów wykręca się i na powrót wraca do środka. Zatyczka nie spada, więc nie grozi nam uszkodzenie samego kosmetyku, czy też ubrudzenie wnętrza torebki.

Poruszę kwestię samego koloru.
Jeśli Palladio twierdzi że kolor kosmetyku jest dobrze napigmentowany, to wierzcie im po stokroć.
Zdjęcie koloru poniżej, to nasycenie jakie uzyskałam, po jednokrotnym, delikatnym pociągnięciu.

Palladio. High Intensity Herbal Lip Balm - Ginger Flush

Palladio. High Intensity Herbal Lip Balm - Ginger Flush

Jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką intensywnością i kryciem przy jednym delikatnym pociągnięciu.

Wykończenie jakie daje nazwałabym kremowym, półmatowym.

Długo utrzymuje się na ustach, nie powodując ich nadmiernego przesuszania, a to zapewne dzięki zawartości oleju z jojoba, masła shea i oliwy z oliwek.


Muszę przyznać że mam jeszcze ogromną ochotę na jaśniejsze kolory z ich oferty: Lilac Jazz, Ramblin' rose oraz Spicy peach.

Same zobaczcie:
 http://yasumi.eu/usta/1178-high-intensity-herbal-lip-balms.html

Cena (29zł) według mnie nie jest wygórowana i porównywalna z innymi markami, chociaż w przypadku Palladio krycie i intensywność biją inne marki na głowę.

Lubicie takie formy pomadek? Macie swoje ulubione?

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Delia. Good Foot. Ziołowa sól do kąpieli stóp

Pielęgnacja stóp nie jest moją ulubioną czynnością. Fakt, mam ulubioną, skuteczną tarkę, ale jakoś ostatnio niezbyt często po nią sięgam, a już na pewno nie tak często jak powinnam.

Trochę z lenistwa, odrobinę jednak dla odświeżenia i relaksu po ciężkim dniu, lubię moczyć stopy w wodzie z solą do stóp.


To taka namiastka troski o ten fragment ciała, zagłuszenie wyrzutów sumienia, że się do niej nie przykładam.

Sól Delia Good Foot, kupiłam jakiś czas temu w Hebe za 7zł z groszami. Jest to jej cena regularna, wydaje mi się że adekwatna do pojemności 570g.



Mam jednak kilka zastrzeżeń.

Wcześniej używałam Farmona, Nivelazione. Ziołowa sól do kąpieli stóp
mam więc odniesienie do podobnego produktu, których chyba lepiej spełniał moje potrzeby.

Sól Delia potrzebuje więcej czasu na rozpuszczenie się w wodzie, choć nie stanowi to dla mnie wielkiego problemu, wystarczy z nią trochę popracować.

Nie daje mi jednak tego, na czym najbardziej mi zależy. Uczucie odświeżenia i relaks są podobne, jakbym moczyła stopy w samej wodzie. Daje jedynie znikomą ulgę zmęczonym stopom.

Przy soli Nivelazione komfort i przyjemność używania były zdecydowanie lepsze, ulga na stóp i odświeżenie były zauważalne na długo.

Delia niestety mnie rozczarowała, nie tego oczekiwałam. Sama woda daje podobne zmiękczenie naskórka, więc nie widzę sensu ponownego zakupu Good Foot.

Następnym razem sięgnę po sprawdzoną sól Nivelazione, chyba że znów skusi mnie jakaś nowość ;)

Jakie sole do kąpieli stóp polecacie?



piątek, 20 czerwca 2014

Tołpa. Botanic. Czarna róża. Odżywczy balsam-miód do ust.

Firmę Tołpa lubię i szanuję, choć nie wszystkie jej kosmetyki z jakimi miałam okazję się zapoznać, mnie samej odpowiadały, pomimo dobrych opinii i recenzji, wszak co cera, to opinia.

Ogromne wrażenie zrobił na mnie jednak pewien maluszek do ust, którego Wam dziś przedstawię.


Opakowanie:
Od lat jestem wierna klasycznemu Carmexowi w słoiczku, więc taka forma opakowania nie stanowi dla mnie problemu. Paznokcie mam krótkie, więc dłubanie wewnątrz nie jest dla mnie kłopotliwe. Tym bardziej że otwór w przypadku Tołpy jest szerszy, a głębokość mniejsza.

Balsam ten skradł moje serce z kilku powodów.

Jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne, nie ustępuje on Carmexowi, po którego nie sięgam już od kilku tygodni, a kondycja moich ust nadal jest bez zarzutu. Podobnie jak poprzednik, balsam Tołpa pozwala zachować odpowiednie nawilżenie, oraz uniknąć problemu spierzchniętych ust.

Kolejną zaletą jest rozpieszczający, lekko słodki zapach. Na całe szczęście kosmetyk nie pachnie różą, bo na ustach chyba bym jej nie zniosła.

Balsam daje tylko delikatne, subtelne nabłyszczenie, które mnie samej odpowiada. Śmiało można używać kosmetyku bez wsparcia lusterka, bez obaw że poza konturem będzie coś mocno błyszczeć.


Jedyne minusy jakie dostrzegam to fakt, że trzeba go zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia, zmusza to jednak do regularnej pielęgnacji, co można przekuć w zaletę.
Cena: za opakowanie 8g (Carmex ma 7,5g) trzeba zapłacić około 18-20zł, trochę dużo, jednak według mnie warto.

Dla osób które nie tolerują smaku i zapachu balsamu Carmex, jest to świetna alternatywa, a dla mnie dobra odskocznia.


środa, 18 czerwca 2014

Farmona. Magic Spa. Energia Pomarańczy. Olejek do kąpieli.

Kąpielowych umilaczy recenzja kolejna.

Lubię, uwielbiam, wszelkiego rodzaju olejki, płyny, czy też piany do kąpieli, to one stanową klucz do relaksu po ciężkim dniu. To w nich szukam ukojenia i zmycia wszelkich trosk dnia codziennego, magiczne oczyszczenie ma miejsce właśnie w kąpieli.

Chętnie wyszukuję co i rusz nowe produkty na półkach, bądź jak w tym przypadku sięgam po klasyk, który znam z widzenia od lat, jednak po raz pierwszy miałam okazję go używać.

Jakiś czas temu korzystając z promocji, podczas której olejki do kąpieli Farmona, w szklanych opakowaniach 500ml, były w Hebe po 10,99zł, kupiłam zielony wariant - Powiew wiosny,
oraz ten pomarańczowy. Cena była okazyjna, bo najczęściej ich cena waha się w okolicach 19zł.


Podobnie jak w przypadku swojego poprzednika, według mnie niewiele wspólnego ma z olejkiem,  od którego oczekiwałabym jako takiego nawilżenia, czy natłuszczenia.  Według mnie to po prostu płyn do kąpieli.

Tworzy ogromną pianę, która owszem jest plusem, choć chciałabym żeby szła w parze z zapachem.
Wariant Powiew Wiosny, cechował się równie delikatnym i subtelnym aromatem, złudnie jednak myślałam że Energia Pomarańczy, będzie soczyście owocowa, wybuchnie aromatem tego owocu, albo chociaż kwiatu pomarańczy. Nic takiego nie ma miejsca, jest nawet delikatniejszy niż Powiew Wiosny, co mnie mocno rozczarowało.



Płyn jest wydajny,  cena za jaką go kupiłam, czyli 10,99zł w promocji, przy pojemności 500ml jest do przełknięcia. Jednak o ile wariant zielony być może kiedyś się u mnie pojawi, tak ten już nigdy więcej.

Rozczarował mnie pod kątem pielęgnacyjnym, jednak szczególnie zapachowym.



Szklana butelka jest elegancka, cieszy oko, jednak gdyby w domu było dziecko, nie zdecydowałabym się na nią w żadnym wypadku.


Miałyście okazję go używać? Jakie olejki, czy płyny do kąpieli stosujecie i polecacie?

piątek, 13 czerwca 2014

Stiefel. Physiogel. Żel myjący do twarzy.

Żel do twarzy, to rzecz dla mnie niezbędna w codziennej pielęgnacji skóry.
Sporo ich już przerobiłam, mam też już kilku ulubieńców w tej kategorii, jednak ciągle coś nowego testuję, próbuję i używam.

Żel Physiogel poznałam kiedyś dzięki próbkom dorzuconym w gratisie w aptece, do zakupu ich kremu nawilżającego.

Muszę przyznać że skomplikowany jest to kosmetyk.


Przez producenta kosmetyk nazwany żelem, jest niczym innym jak raczej emulsją. Bliżej mu do emulsji Cetaphil, niż typowego żelu, z drogeryjnych, czy aptecznych półek.

Kolejną ciekawostką jest sposób jego używania.
Może być on bowiem używany zarówno w towarzystwie wody, jak i bez jej użycia.

Dla mnie oczyszczanie twarzy musi opierać się na domyciu twarzy wodą, więc ten wariant wybrałam.

Jego stosowanie nie dało mi jednak takiego komfortu oczyszczenia, jakiego oczekiwałam.
Owszem, przy stanach silnego podrażnienia, czy wysuszenia twarzy, jego delikatne działanie jest zbawienne, pozostawia jednak spore wrażenie niedomycia.

Nie ma żadnego poślizgu podczas mycia, odnoszę wrażenie jakbym myła się kremem do twarzy.
Żel ten przylega do skóry, jakby się wchłaniał, a gdzie tu poślizg, masowanie, mycie?!
Brak piany nie jest dla mnie przeszkodą, jednak złudne oczyszczanie, a i owszem.

skład żel myjący do twarzy Physiogel

Zimą, czy wczesną wiosną jest jeszcze do przełknięcia, jednak upalnego lata z nim bym nie przeżyła, wolałabym sięgnąć po zwykłe mydło w kostce ;)

Dla mnie żel ma myć, oczyszczać i odświeżać, nie obklejać.

Znam osoby które są z niego bardzo zadowolone, stosując go na oba sposoby, nawet przy mieszanej i skłonnej do błyszczenia twarzy.
Ja chyba jestem starej daty i pewnych rzeczy nie potrafię przyjąć i zmienić.

Żel ma delikatny zapach, który wyczuwam jedynie z opakowania, które swoją drogą okazuje się niezbyt wygodne, gdy produktu zostaje już tylko na kilka użyć.

Pojemność 150ml, wystarczyła mi na około półtora miesiąca, jednak wieczorami sięgałam po inny żel, ten stosowałam tylko o poranku.

Cena około 27zł za 150ml, to zdecydowanie za dużo.

Miałyście okazję stosować ten żel? Jak Wasze odczucia?

czwartek, 12 czerwca 2014

John Frieda. Brilliant Brunette. Duet - szampon i odżywka

Jakiś czas zbierałam się do opisania tych produktów. Chciałam jednak zaczekać do końca opakowań, by wydać na ich temat opinię.

Teraz mogę śmiało powiedzieć że bardzo się polubiliśmy.

Od samego początku zrobiły na mnie dobre wrażenie, a z każdym użyciem upewniałam się w przekonaniu, że moje włosy bardzo je lubią.


Szampon i odżywkę, wraz z trzecim produktem z serii, kupiłam w zestawie, jakie są wypuszczane corocznie w grudniu, w okolicy świąt. Można cały pakiet kupić za około 55zł, z czasem jak wiadomo cena spada, choć i ilość zestawów również, jednak warto czyhać na obniżki.


Zarówno szampon jak i odżywka bardzo ładnie pachną, nie jest to może istotny dla wszystkich szczegół, jednak uprzyjemnia stosowanie, w moim przypadku wpływa również na opinię.

Szampon ma odpowiednią konsystencję, nie jest ani zbyt rzadki, ani zbyt gęsty.
Ma perłowo-karmelowy kolor, jednak nie ma on raczej wpływu na kolor włosów. Świetnie oczyszcza, zdarzało mi się w pośpiechu nie zastosować po nim odżywki i nie zauważyłam nadmiernego splątania włosów. Nie wysusza, nie podrażnia skóry głowy.

Bardzo porządnie odświeża nawet moje, szybko przetłuszczające się włosy.
Tworzy kremową pianę, która pozwala szybko umyć dość długie włosy, bez dokładania dodatkowej porcji szamponu.


Według producenta, cała seria pomaga wydobyć wielowymiarowe odcienie ciemnych włosów - no cóż trudno mi to ocenić, być może ta seria nie nadąża za moimi częstymi zmianami koloru.

Mogę się jednak przychylić co do tego, że przywraca ich blask, bo mimo takich ingerencji we włosy, one nadal błyszczą w zadowalającym stopniu.

skład szamponu

Odżywka sunie po włosach idealnie, nie mam problemów z jej równomiernym rozprowadzeniem. Nie sprawia również problemów ze spłukaniem.

Sprawia że włosy są sypkie, błyszczące i gładkie w dotyku.

Ważne dla mnie jest też to, że nie obciąża włosów. Fakt, myję je codziennie rano, jednak zdarzały się dni, że w nawale domowych obowiązków znalazłam dla nich chwilę dopiero popołudniu.
Do tego momentu nie odczuwałam dyskomfortu przetłuszczonych, czy oklapniętych włosów. Przy innych kosmetykach bywało z tym różnie.

Nawilżenie jakie daje jest dla mnie wystarczające.


Forma opakowań - stojące na zakrętce tuby, jest o tyle wygodna, iż jesteśmy w stanie bez zbędnego gimnastykowania zużyć produkty do końca.



250ml opakowania szamponu i odżywki wystarczyły mi na około półtora miesiąca, prawie codziennego używania.

Minusami produktu są: zbyt wysoka cena regularna, oraz niewielkie różnice na opakowaniach, między odżywką i szamponem. Zalane wodą oczy podczas mycia, nie ułatwiają sięgania po odpowiedni produkt.

Jestem zadowolona z ich działania, więc w grudniu zapoluję na kolejne zestawy :)

Miałyście okazję je stosować?

Przede mną jeszcze zestaw nadający objętość, oraz regenerujący, zrobiłam spore zapasy :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zakupy z miesiąca maja

Szybko mijają kolejne tygodnie i miesiące. Zawsze wyczekuję postu z denkiem( u siebie i u Was), jednak i te zakupowe muszą mieć swoje miejsce.

Ostatnio staram się ograniczać, jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy, większą frajdę w tym miesiącu sprawiały mi prezenty, które robiłam bliskim.

Niemniej jednak kilka rzeczy trafiło do koszyka.

Hebe:


Korzystając z bonów -10zł przy zakupach powyżej 50zł, poczyniłam spore zapasy w Hebe.
Płatki, podkolanówki to moje każdorazowe pewniaki przy okazji takich akcji.
Dodatkowo wpadły też farby Casting, które były w tym czasie w promocji, więc oszczędność podwójna.


Kolejny bon -10zł, to już zakupowy misz-masz. Nie zbrakło kolejnej porcji płatków, podkolanówek, ale i też coś na śniadanie i na kolację ;)


W gazetce urodzinowej Hebe wyszukałam też świetną okazję na poznanie kosmetyków Dear Body. Przy zakupie Lotionu do ciała, płyn do kąpieli miałam za 1 grosz.
Skusiłam się na warianty Naked Love, oraz Nature Spell, choć kusiły jeszcze dwa kolejne.


Na forum wizaz.pl, dziewczyny kusiły pozytywnymi recenzjami skarpetek złuszczających Purederm za 19,99zł, dorzuciłam do koszyka jeszcze kilka słodkich drobiazgów i wykorzystałam bon na -10zł przy zakupach za 30zł w Hebe :). W tym tygodniu wylądują na stopach.


Natura:


Ostatnie podrygi promocji -40% na kolorówkę w Drogeriach Natura zaowocowały zakupem 4 cieni z serii Liquid Metal. Dawno nie miałam nic tak błyszczącego.


Biedronka:


Lubię Biedronkę, za ich spore przeceny kosmetyków, które znajdują się w miejscach oznaczonych jako Ostatnie Sztuki. Znalazłam tam Olejki do kąpieli Bielenda, po 4,19zł :)
Wzięłam wszystkie :)

 Takko:


Kolejne koszulki na ramiączkach Takko, na zdjęciu pokazałam tylko 2 z ostatnich czterech kupionych. Nadal poluję na białą i czarną.


Jak widać zakupów typowo kosmetycznych jest mało, nadal staram się ograniczać i walczyć z robieniem zapasów.

Czerwiec to dalsze oszczędności, odkładam fundusze na malowanie, remont łazienki, lampę pierścieniową, oraz zakupy na kolejnych Targach Kosmetycznych.

niedziela, 8 czerwca 2014

Yasumi. Beautiful Morning Regenerating Night Mask. Moja nocna maska...

Moja skóra ostatnio kaprysi, na gwałt szukam więc czegoś co ją ukoi, uspokoi i przywróci równowagę.


Klimatyzowane pomieszczenia, do tego choroba, przeziębienie i na efekty nie trzeba było długo czekać. Łuszczące się placki, sucha miejscami skóra, na której podkład nie wygląda zbyt dobrze, a jakoś do ludzi wyjść trzeba.

W tym czasie sytuację ratowała maska nocna Yasumi.


Maska zamknięta w niedużej, poręcznej tubie, ma lekką, żelową konsystencję.
Szybko się wchłania, nie pozostawiając lepkiej powłoki, ani żadnego uciążliwego filmu, który mógłby drażnić.


Maska w widoczny sposób poprawia napięcie, a spore nawilżenie daje ukojenie ściągniętej skórze.
Stosowałam ją noc w noc przez tydzień, jako silny, konkretny ratunek i regenerację skóry.

Obecnie nakładam ją dwa razy w tygodniu, zamiast kremu na noc.
Efekty jakie daje sprawiają że chętnie po nią sięgam.

Początkowo obawiałam się, że stosowana na noc jakakolwiek maska może spowodować zapychanie, czy wysyp niedoskonałości, jednak nic takiego nie miało miejsca.

Maska wchłania się w ekspresowym tempie, a efekty widać już o poranku.


 Po stokroć doceniam działanie maseczek w pielęgnacji, są  moją rutyną dzienną i teraz też nocną.


Maseczkę można dostać na stoiskach Yasumi, podczas targów kosmetycznych, oraz na stronie http://yasumi.eu/home/980-beautiful-morning-regenerating-night-mask.html

środa, 4 czerwca 2014

Wyniki konkursu z Astor.

Przyszła pora na wyniki konkursu z firmą  Astor.


Zestawy kosmetyków ufundowane przez firmę Astor, wygrywają:

robaczeeek
oraz
żaneta serocka



Proszę o przesłanie danych teleadresowych w ciągu 3 dni na adres emailowy

bluegirl.ewa@gmail.com

Serdecznie gratuluję i mam nadzieję że kosmetyki sprawią Wam wiele radości.


niedziela, 1 czerwca 2014

Projekt denko - maj 2014r

Nastał czerwiec, niespodzianie, zupełnie z zaskoczenia, pora więc pożegnać się z produktami zużytymi w miesiącu maju.

Zamiast się pakować na szkolenie, siedzę otoczona kosmetykami, a raczej tym co z nich zostało. Chcę mieć jednak poprzedni miesiąc z głowy, a walizka nie zając nie ucieknie.

Oto co udało mi się zużyć, ilość jak na mnie przeciętna. Znalazło się w tym zaszczytnym gronie kilku ulubieńców, oraz produktów średnich, bez których będę w stanie się obejść.


Przejdę już do szczegółowego przedstawienia z kim się żegnamy.

Twarz:


- DermoMinerały. Maseczka redukująca trądzik. Kupiona w Biedronce, najpierw w regularnej cenie, potem w niższej - w Biedronce wyprzedażowej. Bardzo dobra maska, która świetnie oczyszcza skórę, zwęża pory, nie wysuszając i nie podrażniając jej przy tym. Mam jeszcze kilka w zapasie. Jeśli jeszcze kiedyś będą dostępne z pewnością kupię jeszcze kilka.
- Purederm, plastry oczyszczające na nos. Z pewnością pomagają oczyszczać te znienawidzone przeze mnie partie twarzy, może nie są rewelacyjne, ale efekty są widoczne.
- Gąbka Konjac Yasumi, w wersji do cery trądzikowej. Rewelacyjny produkt, jednak mimo iż nadal jest w stanie rewelacyjnym, zamieniam ją już na kolejną- tym razem Pure, ta stara pojedzie ze mną jeszcze w ostatnią podróż na szkolenie i tam już zostanie. Nie wyobrażam sobie oczyszczania skóry bez gąbek Yasumi. recenzja
maska Koktajl Witaminowy Yasumi, maska ekspresowa shakerowa. Świetnie odświeża i przywraca zdrowy koloryt cerze, nie obciąża, nie czuć jej na twarzy, więc w letnie dni z pewnością sięgnę po nią ponownie, ale z ciekawości po inny wariant. recenzja
- płyn micelarny Ideal Soft L'Oreal, dobry w swoim przedziale cenowym, jednak szału nie ma, trzeba po nim trochę poprawiać. Z Biodermą Sensibio bym go nie porównała. recenzja
- Bandi, EcoSkinCare, Kojący żel myjący. Delikatny żel do mycia twarzy, który sprawdzał się jako poranne nieinwazyjne oczyszczanie twarzy. Nie pieni się zbyt mocno, ale też nie powoduje ściągnięcia czy przesuszenia twarzy. recenzja
- Avene, Cicalfate Post-Acte, wolę wersję klasyczną kremu Cicalfate. Tej używałam bezpośrednio po zabiegach, jest lekki, nie obciąża skóry, nie daje uczucia dyskomfortu obciążonej twarzy. Jednak bardziej doceniam efekty jakie daje Cicalfate klasyk.
- miniaturki płynów micelarnych, wszystkie lepiej sprawdzały się przy demakijażu twarzy, z mocnym makijażem oczu nie do końca się rozprawiały.
- Sephora. Zapach Vanille mangue, przyjemny lekki, słodki zapach w formie perfumetki do torebki. Ładny, jednak tęsknić nie będę.
- cień w kolorze fioletu, mocno nasyconego nr 92, będę poszukiwać podobnego koloru, bo pięknie rozciera się i stapia z czekoladowym brązem

 Ciało:


- Emolium, Emulsja do kąpieli. Pozostawiła mieszane uczucia, chyba oczekiwałam czegoś więcej. Nie dawała aż tak widocznych rezultatów. recenzja
- Yves Rocher, Jardins du Monde o zapachu  kawy, mój ulubieniec wśród tej gamy żeli. Rewelacyjny, upajający zapach. Tak apetyczny i zniewalający, że żal mi po stokroć jego braku. Kupię ponownie i to pewnie już niebawem, w nosie mając piętrzące się zapasy innych. recenzja
 - Lirene, Body Shaping. Modelujący balsam. Trudno wypowiedzieć mi się co do właściwości modelujących, jednak przyzwoicie nawilża, napina skórę, niweluje dyskomfort po kąpieli. Piękny zapach sprawiał że chętnie po niego sięgałam. Szybko się wchłaniał, nie pozostawiając lepkiej warstwy.
- SVR Spirial. Bardzo skuteczny antyperspirant, który wart jest każdej wydanej na niego złotówki. Może być upalnie i płynąć mi po plecach, całe ciało mogę mieć zroszone potem przy większym wysiłku czy stresie, ale pachy są suchutkie. Teraz jest świetna okazja w Super Pharm by go kupić korzystając z -50% na tę markę. recenzja
- Ma Provence. Płyn do kąpieli o zapachu kwiatu pomarańczy. Dobry płyn, dający ogromną pianę, myślę że korzystając z promocji skuszę się na wariant lawendowy. recenzja
- próbki żelu myjącego Corine de Farme, delikatny żel o subtelnym zapachu, myślę że sięgnę po niego w okresie grzewczym :)
- Cleanic. Chusteczki odświeżające. Wystarczająco nasączone by dokładnie oczyścić nimi dłonie, bez lepiej i mokrej powłoki na skórze.
- Organique. Shea Butter Body Balm. Lemongrass. Masło o bogatej konsystencji, która rozpuszcza się pod wpływem ciepła. Świetny nawilżacz, skutecznie natłuszcza skórę, jednak wariant zapachowy jaki posiadam trochę mnie męczył. Na zimę, bądź już jesienią sięgnę po nie ponownie, wybierając jednak inny wariant zapachowy. recenzja


Włosy i reszta:


- Tami, płatki z Hebe, dobre i tanie, szczególnie gdy kupuję trójpak.
- farba Casting, wracam do nich z podkulonym ogonem i raczej już nie będę szukać wśród innych marek, choć 3 inne jeszcze mnie ciekawią.
- L'Biotica Biovax Maska Naturalne oleje. Doceniłam jej działanie po kilkukrotnym rozjaśnianiu włosów, okazała się wtedy bardzo pomocna i skuteczna. recenzja
- próbka Eliksiru wygładzająco-nawilżającego do włosów, dobry produkt, ale zbyt wiele mam podobnych olejków, choć ten jest od nich zdecydowanie bardziej gęsty, więc nie wiem jak sprawdzałby się na dłuższą metę
DeBa, odżywka do włosów kupiona za kilka złociszy(4,99zł). Jak za taką cenę, przy takiej pojemności, sprawdzała się bardzo dobrze. Sprawiała że włosy stawały się miękkie, gładkie, dobrze się rozczesywały.
- Glem vital, kupiłam w DM w bardzo niskiej cenie. Dobra, ale bez szału.
- Colgate, Max White One, płyn o znośnym  smaku, jednak jaki on tam nadający biel ;)


To już wszystkie zdenkowane produkty.

Nie jest tego ani dużo, ani mało, tak w sam raz na moje możliwości.

Znacie któryś z tych produktów? Macie takie samo zdanie o nich? 
Jak w tym miesiącu z denkiem u Was?