środa, 5 października 2016

Projekt denko - wrzesień 2016r

Dziś denko jakiego jeszcze nie było. Sama nie wiem gdzie podziały się zużyte kosmetyki, bo aż nie chce mi się wierzyć, że tylko tyle udało mi się wykończyć. Choć muszę przyznać, że jest to całkiem możliwe.

Szybko przejdę do rzeczy i szybko też skończę.


- Tetesept. SchaumWelten. Waldzauber - lubię, uwielbiam, za trwały zapach w łazience, za niesamowicie bogatą pianę i za przyjemność jaką daje.
- Love me Green krem do rąk, bardzo dobry, choć ja jestem dłoniowym ignorantem.
- próbki dwóch zapachów. Chanel Chanece EDP i Alien Sunessence, oba nosiłam z przyjemnością.

Denko jak nie moje.
Gdzie te gigantyczne torby, wypchane pustymi opakowaniami?

Może w kolejnych miesiącach będzie lepiej.

poniedziałek, 19 września 2016

Zakupy z sierpnia i września 2016r

Dziś za jednym zamachem rozprawię się z minionym i obecnym miesiącem, nie sądzę, abym cokolwiek więcej dla siebie kupiła.


W Hebe w promocji zdecydowałam się na dwie mgiełki do twarzy Ziaja, myślę że przydadzą się w ciągu roku.
Lakier Kinetiks z myślą o podarowaniu go mamie, za niecałe 5 zł na promocji.


Pasta Lacalut w promocji w Stokrotce za 10,99zł.

I to już wszystko. Jak widać, ilość zakupów dokonywanych przeze mnie mocno się skurczyła.
Nie ubolewam jakoś nad tym szczególnie i wiem że kiedyś to sobie odbiję, odbudowując moją kolorówkę :)

Kto by pomyślał, że tak będą wyglądać moje zakupy z dwóch miesięcy :)

niedziela, 18 września 2016

Projekt denko - sierpień 2016r

Wkraczam z mocno spóźnionym projektem denko.
Życie płata figle, stawia przed nami co i rusz kolejne wyzwania, z którymi musimy się zmierzyć.
Jako że denka do jedne z moich ulubionych wpisów, postanowiłam niezrażona upływem czasu rozliczyć się z sierpniowych zużytych kosmetyków.
Zapraszam, do mam nadzieję miłej lektury.



- Tołpa, Dermo Body, Mum - bardzo lubię i chwalę sobie te serię. Przyjemnie pachnie, dobrze nawilża i uelastycznia skórę i szybko się wchłania.
- SVR Spirial - jeden z moich trzech ulubionych antyperspirantów, zaraz obok: Vichy z zieloną nakrętką i ROC Keops. Kolejne opakowanie jest już w użyciu.
- Dove, zapas mydła w płynie. Ten wariant zapachowy wolę zdecydowanie bardziej niż klasyczny, granatowy Dove.
- Palmer's. Cocoa Butter Formula. Ujędrniający balsam z koenzymem Q10. Balsam o otulającym zapachu, który dobrze nawilża i uelastycznia skórę. Warto go wypróbować.
- Yves Rocher. Jardins du Monde. Grains de Cafe du Bresil. Żel pod prysznic Ziarna Kawy. Kolejny ulubieniec o upojnym zapachu. Otulanie się nim sprawia mi tyle radości, że co i rusz kupuję kolejne opakowanie. Oby go nigdy nie wycofano. Dobrze się pieni, odświeża, myje i relaksuje.
- Tetesept. Schaum Welten. Waldzauber, letnią porą zapach tego płynu sprawia mi równie wiele frajdy, co i w sezonie przeziębień i chłodu. Niezaprzeczalny ulubieniec, szczególnie że ilość i trwałość piany jest niesamowita.
- Pianotwory Hydrozaurus. Ciekawe, ale chyba jednak zostanę przy moich płynach.
- Isana, żel do golenia. Na całe szczęście ich jakość znów się poprawiła. W promocji zrobiłam więc spory zapas.
- Klorane. Szampon na bazie wosku z magnolii, intensywnie nabłyszczający i ochronny, włosy matowe. Kolejny bardzo udany kosmetyk marki Klorane, muszę przyznać że zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie i chętnie będę polować na jakieś promocje. Szampon zostawia włosy gładkie i miękkie, bez zbędnego przesuszania.
- L'biotica. Biovax. Serum wzmacniające A+E, używając pierwszego opakowania tego kosmetyku, nie byłam nim zachwycona, jednak teraz, kiedy większość włosów na głowie nie ma na sobie farby, efekt był o wiele lepszy, więc i moja opinia zmieniła się na bardziej przychylną. Serum ładnie wygładza, sprawia że włosy są bardziej miękkie i miłe w dotyku.
- L'Biotica Biovax. Intensywnie regenerująca maseczka. Naturalne oleje. Polubiłam jak mało którą, moje włosy wręcz ją pokochały. Zdecydowanie będę do niej wracać. Żadna inna maska nie zostawiała ich tak gładkich, miękkich i sypkich, no może jedynie ta z Klorane z Mango jest w stanie jej dorównać.
- Dove, Nourishing Oil Care, nigdy bym nie przypuszczała że tak dobrze spisze się ta maseczka, choć ja używałam jej jako odżywki po każdym myciu. Efekt mnie samą zaskoczył, bo po Dove spodziewałam się raczej przeciętnego efektu.
- Oral-B Kompleksowa Ochrona, to jeden z częściej kupowanych przeze mnie płynów do płukania jamy ustnej. Smak nie jest tak żrący jak większości.
- Calgon. Mgiełka Brazilian Beauty, używałam ostatecznie raczej do odświeżania pokoju.
- Pasta Lacalut Activ, moja ulubiona, ale o tym już tyle razy tutaj pisałam, że dziś już chyba nie muszę.
- Lirene. Nawilżający żel do mycia twarzy z błękitną algą. Uwielbiam i będę chwalić bez końca. Tani, nie wysusza, przyjemnie i skutecznie odświeża, nie zawiera SLS. Używam od lat i nadal tak będzie.
- Bandi. Maska S.O.S. i krem 35+ - dobre, choć inne produkty Bandi lepiej mi służyły.
- Tołpa. Futuris 30+, Krem przeciw pierwszym zmarszczkom.  Krem który zasługuje tutaj na pochwały. Niesamowicie przyjemny zapach, do tego lekka konsystencja, szybkie wchłanianie i bardzo przyzwoity poziom nawilżenia. Chętnie do niego wrócę i Wam przy okazji polecam.
- Colyfine. Serum do ust regenerująco-odżywcze. Super produkt, choć niestety trudno dostępny, ale będę z pewnością na niego polować. Nawilża, wygładza i zmiękcza skórę ust. Polecam, jeśli kiedykolwiek wpadnie Wam gdzieś w oko.
- Yasumi. Konjac uwielbiam te gąbki do mycia twarzy. Dokładnie oczyszczają, masują i poprawiają krążenie.
- próbki zapachów, wśród których na docenienie zasługują Chance oraz Angel, który teraz podbił moje serce.

Musze przyznać że wielkość denka mocno mnie zaskoczyła, nie sądziłam ze udało mi się zużyć aż taką ilość kosmetyków.
Mam nadzieję że zaciekawiłam Was którymś z produktów, szczególnie że sporo tu moich ulubieńców.

Znacie któryś ze zużytych przeze mnie kosmetyków?

środa, 31 sierpnia 2016

Klorane. Szampon na bazie wosku z magnolii, intensywnie nabłyszczający i ochronny, włosy matowe.

Dziś kilka słów o kolejnym szamponie marki Klorane. Tym razem na tapecie wariant na bazie wosku z magnolii i powiem Wam szczerze, że sceptycznie podchodziłam do tego, czy przy moich włosach sprawdzi się choć w najmniejszym stopniu, czy nie przysporzy mi tylko kłopotów.
Owszem moje włosy są matowe, ale niestety również skłonne do przetłuszczania, więc efekt nabłyszczający średnio mi do nich pasował, a tu takie zaskoczenie!


Kupiłam go w sporej promocji, za ułamek ceny regularnej, nie patrzyłam więc zbytnio do jakiego rodzaju włosów jest dedykowany, docelowo miała go raczej przetestować mama, ze szczególnie wrażliwą skórą głowy. Myślałam że u niej ta marka będzie się z powodzeniem sprawdzać, będzie mieć też zatem odskocznię od stosowanego od lat szamponu Physiogel. Niestety, mama szamponu nie dostała, bo po pierwszym użyciu byłam nim tak zachwycona, że nie podrzuciłam go mamie ( o ja niedobra).


Zacznę od tego że szampon bajecznie pachnie, dobrze się pieni i super rozprowadza na włosach. Nie obciąża ich nawet w najmniejszym stopniu, rewelacyjnie się wypłukuje, pozostawiając włosy bardzo dobrze oczyszczone, miękkie i sypkie.
Podczas stosowania tego szamponu, ani razu nie sięgnęłam po mocno oczyszczający szampon Balea, co do tej pory zdarzało mi się dość często.
Włosy są gładkie, ale nie są przeciążone, nie nastawiałabym się jednak mocno na efekt nabłyszczenia, ja takowego nie zaobserwowałam. Niemniej jednak szampon oceniam bardzo wysoko.

Włosy w czasie jego stosowania wyglądają bardzo dobrze, nie są przetłuszczone, czy obciążone.
Dla mnie rewelacja.


Co ma takiego, czego brak innym szamponom?
Nie wysusza, nie plącze, spokojnie mogę obejść się bez odżywki do spłukiwania, jeśli nie mam na nią siły, a włosy mimo to dobrze się rozczesują.

Jeśli jeszcze kiedyś trafię na taką promocję, nie zawaham się zrobić podobnego zapasu.

Muszę przyznać że produkty marki Klorane sprawdzają się u mnie bardzo dobrze.

Czy jakiś szampon w ostatnim czasie, podbił Wasze serca?

wtorek, 23 sierpnia 2016

Kneipp BIO-Olejek do ciała. Jeden z lepszych.

Do recenzji tego olejku zbierałam się już dobre kilka miesięcy, jednak co się odwlecze to nie uciecze, nadal pozostaję pod ogromnym wrażeniem jego formuły, zapachu, a i w końcu działania.
Muszę od razu na wstępie nadmienić że raczej nigdy nie przepadałam za konsystencją olejków, a tu takie zaskoczenie i ogromna zmiana, że mogłabym więcej, wciąż i stale.


Miałam przyjemność zużyć kilka miniaturowych opakowań tego olejku i w pielęgnacji skóry, wymagającej szczególnej uwagi, nie ma sobie równych.
Mocno napięta skóra w niektórych partiach ciała spędzała mi sen z powiek i powodowała duży dyskomfort. Nieustanne ciągnięcie, swędzenie, a nawet pieczenie znikało jak ręką odjął już po pierwszej aplikacji.


Pomimo formuły olejku aplikacja nie sprawiała trudności, mało tego, dawała przyjemny komfort masażu, delikatnego, bez zbędnego tarcia i nacisku. Dłonie gładko sunęły po ciele, dając szybką ulgę.
Zapach również nie był bez znaczenia, świeży, pobudzający i dodający energii, kiedy zaczęłam odczuwać pierwszy jej spadek.


Przy skórze z tendencją do rozstępów, suchej i napiętej sprawdza się doskonale.
Nawet podczas pory wiosennej i letniej nie dawał dyskomfortu oblepionej skóry i dość szybko się wchłaniał.

Z przyjemnością zostanie ze mną na dłużej, a to dlatego że skóra w trakcie jego stosowania odzyskuje potrzebny poziom nawilżenia, staje się elastyczna i nie ma mowy o wysuszeniu.

Znacie BIO-Olejek do ciała marki Kneipp?

sobota, 6 sierpnia 2016

Zakupy z lipca 2016r

Było denko, więc idąc za ciosem, są i zakupy.
Widać znaczącą tendencję spadkową, choć lipiec okazał się obfitszy niż poprzednie miesiące, to są to jednak niezbędne zapasy, które muszę mieć w domu.


Nowości z konieczności, odżywka do włosów Experto, bo poprzednie mają się już ku końcowi, szampon był dodatkiem za 1 grosz, więc jak miałabym go nie brać? Oba kosmetyki Experto kosztowały 25zł, wcześniej nie miałam okazji używać kosmetyków tej marki.
Mgiełka w promocji kosztowała 9,99zł, a niestety Uriage w takiej cenie prędko się nie doczekam.
Kosmetyki kupiłam w Hebe.



Mydełka w piance Palmolive kupione po niecałe 8zł w Tesco. Miała druga połowa i bardzo zachwalała, zrobiłam więc niewielki zapas.
Chusteczki Nivea z Super-Pharm.



Była promocja w Rossmann na moje ulubione żele do golenia Isana, cena 6,99zł sprawiła że opustoszyłam półkę w drogerii.



Przejazdem zajrzałam do Intermarche (pierwszy raz, bo w moich okolicach nie ma tego sklepu) i kupiłam 3 żele do mycia twarzy Lirene, bardzo je lubię, a w cenie 9zł z hakiem żal było nie zrobić koniecznego zapasu.



Dwupaki Dove pojawiły się w Biedronce, wrzuciłam więc do koszyka żele i mydełka, jedno już zostało spożytkowane, stąd jego brak na zdjęciu.


Zakupów trochę więcej niż ostatnio, ale wszystko to konieczne zapasy. Czasem lepiej mieć więcej niż mniej, szczególnie gdy trafiamy na promocję.

Znacie, lubicie te kosmetyki? Może same ostatnio zrobiłyście zapasy swoich pewniaków w dobrych cenach?

piątek, 5 sierpnia 2016

Projekt denko - lipiec 2016r

Z lekkim opóźnieniem, ale przybywam z denkiem. Jest to tego rodzaju wpis, którego nie mogłabym sobie odmówić i stanę na rzęsach, nawet ostatkiem sił, ale właśnie to właśnie on musi się pojawić.

W minionym miesiącu poszło mi całkiem nieźle, choć jak widać w mniejszym stopniu zużywam kolorówkę. Niemniej jednak nieźle idzie mi z pielęgnacją, nawet w te upały przykładam się do nawilżania ciała. Mam nadzieję że tym samym zagwarantuję sobie dobrą kondycję skóry.


Przejdźmy do konkretów, bo uzbierało się sporo kosmetyków do omówienia.

- Bioderma Sensibio, wcześniej używana litrami do zmywania makijażu, teraz częściej do odświeżania twarzy w ciągu dnia. Uwielbiam i mam spory zapas.
- Mixa. Tonik do demakijażu z fatalną pompką, ale jako kosmetykowi nie mam mu nic do zarzucenia.
- Klorane, Szampon na bazie mleczka z papirusa, oraz miniaturka w innym wariancie. Szampony godne uwagi, choć niestety w regularnych cenach dość drogie.
- Coiff&Co. Huile Intense. Profesjonalna odżywka do włosów głęboko nawilżająca.- Bubel, którego będę omijać szerokim łukiem, nie robi nic dobrego z włosami, a do tego doprowadza mnie do furii awaryjnością pompki, przez co ostatecznie musiałam rozciąć opakowanie.
Biovax. Serum z wit A+E - kiedyś miałam co do niego mieszane uczucia, jednak teraz używało mi się go z dużą przyjemnością.
- Biovax. Maska z olejami arganowym, makadamia i kokos, bardzo lubię jej działanie i z pewnością do niej wrócę.
- Isana, Żel do golenia. Klasyczna fioletowa wersja jest bardziej niezawodna.
- Calypso, gąbka której używam do zmywania maseczek, nie wyobrażam sobie nie mieć jej w łazience.
- Bielenda Masełko do ust, które ładnie nadaje im kolor, do tego połyskuje i błyszczy. Niestety łapie wszystkie farfocle z torebki :(
- Palladio tusz Aqua Force wodoodporny nie tylko z nazwy - nawet trudno go zmyć :)
- płatki Tami - lubię, są tanie i dobre
- Ava, Maska enzymatyczna w miniaturowym opakowaniu z zestawu, muszę przyznać że robi dobrą robotę.
- Fresh Juice, żel który świetnie sprawdza się również w roli płynu do kąpieli. Ma przyjemny odświeżający zapach Trawy cytrynowej i gęstą konsystencję, a na dokładkę jest bardzo tani.
- Kult, Czysta Harmonia, kremowy żel pod prysznic - faktycznie ma taką konsystencję i formułę, ale nie jest to nic szczególnego.
- Kneipp, Na dobranoc - jeden z ulubionych płynów do kąpieli, jednak wrócę do niego już w chłodniejsze dni.
- Lacalut, Activ - pasta petarda, dobrze oczyszcza, powiedziałabym że rewelacyjnie, a do tego dba o dziąsła
- Yves Rocher miniatura żelu pod prysznic z limitowanej zimowej edycji, bardzo przyjemnie się jej używało
- Dear Body, Nature Spell, kiedyś ten zapach mnie zauroczył, dlatego go kupiłam, ale jakoś męczył mnie w kąpieli.
- Kneipp Balsam do ciała Jasmin&Argan - niestety nie polubiliśmy się, pomimo całej sympatii do marki.
- Kneipp, Miniatura Bio Olejku - uwielbiam i żałuję że to była ostatnia już butelka
- Tołpa Mum, Balsam który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie, zużyłam do dna, do rozcięcia dokładniej i chcę więcej, a nawet potrzebuję.
- Venus. Żel z kory dębu, poprawny, ale wróciłam już do ulubionej Tołpy.
Givenchy Hot Couture EDT, malinowa rozkosz we flakonie, w pierwsze ciepłe dni używałam ich z niesamowitą przyjemnością.
- próbki różniste i wszystkie się sprawdziły.


Znacie, lubicie zużyte przeze mnie kosmetyki? Macie o nich podobne zdanie?

środa, 27 lipca 2016

Kneipp. Balsam do ciała. Jaśmin&Argan - chciałabym miło, ale nie mogę

Markę Kneipp bardzo lubię, śmiało mogę powiedzieć, że do tej pory miałam ogromną przyjemność stosować ich kosmetyki, z niesamowitą satysfakcją. Wiele z nich stało się moimi ulubieńcami, do tego stopnia, że posiadam zapasy niektórych w ilości sztuk kilku.

Jak można było jednak przewidzieć, w każdym stadzie znajdzie się jakaś czarna owca i chyba trafiła ona właśnie w moje ręce.

Balsam do ciała Jasmin&Argan mocno mnie rozczarował.


Atutem wielu kosmetyków Kneipp są ich kompozycje zapachowe, niestety ta obecna w powyższym balsamie, zupełnie nie trafia w moje gusta. Tym bardziej drażni mnie napis - łagodne odprężenie, naturalne działanie aromatyczne. Ten zapach mnie po prostu dusi, drażni i męczy, o gustach jednak się nie dyskutuje, więc delikatnie mogę przymknąć na to oko, choć przychodzi mi to z ogromnym trudem.


Balsam nie radzi sobie jednak z oczekiwanym nawilżeniem skóry. Rano widzę już wysuszenie na ramionach, łokciach, oraz szpecącą pobielałą, suchą skórę na łydkach.
Uczucie ciągnięcia staje się nie do zniesienia, a jeśli miałabym ponownie aplikować balsam, męcząc się z jego zapachem, to ja niestety ale podziękuję. Nie ma szans, bym dalej ciągnęła tę nierówną walkę. Poddaję się, choć nie mam w zwyczaju, ale szkoda mi moich nerwów.

Nie odczuwam żadnej, nawet najmniejszej przyjemności ze stosowania tego kosmetyku, zarówno zapach, jak i działanie są zdecydowanie na NIE.



Miałyście okazję stosować balsamy do ciała Kneipp, jaka jest Wasza opinia na ich temat?

niedziela, 3 lipca 2016

Zakupy z czerwca 2016r

Kolejny miesiąc ubogi w zakupy, a może nie ubogi, a wreszcie normalny dla większości?
Nie ma tego zbyt wiele, ale tradycji publikowania zakupów musi stać się zadość.

Skusiłam się na niżej przedstawione rzeczy:


Żele Fresh Juice o dominującym zapachu trawy cytrynowej - 5,99zł sztuka w promocji w Hebe.



Wykorzystany kupon na -40%, więc kolejny żel Yves Rocher, tym razem odświeżająca zielona herbata.



I już zakup bez promocji, ale z ciekawości i potrzeby, odżywka Experto regenerująca - 24,99zł w Hebe.

I to już wszystko, nie miałam okazji, potrzeb i sposobności, by kupić coś więcej.
Ograniczeń i zwalniania tempa ciąg dalszy i dobrze mi z tym.

A jak minął Wam czerwiec? Dużo kosmetycznych zakupów zrujnowało oszczędności?

sobota, 2 lipca 2016

Projekt denko - czerwiec 2016r

Denko, denko, przyszło denko. Co jak co, ale tego wpisu nie mogę przegapić, nie mogę go sobie odmówić.
Jak na obecny czas i warunki, nie jest źle, nie spodziewałam się że aż tak dobrze mi pójdzie.
Jest tu kilka kosmetyków z którymi współpracowało mi się dobrze, oraz kilka średnich, za którymi tęsknić nie będę.
Przejdźmy jednak do rzeczy.


- Purederm, plastry na wągry, na nos. O dziwo działają, są dość skuteczne i łatwo dostępne.
- Bandi. Maska nawilżająca. Faktycznie robi to co powinna, jest wydajna i skuteczna.
- próbka Givenchy Organza Indecence, lubię - bo nie można inaczej.
- Bebeauty. Regenerujący krem do rąk, ma przyjemną konsystencję i zaskakująco dobre działanie.
- Tetesept Herzenswarme - płyn robi dużą pianę
- Kneipp Bio Olejek do ciała, przymierzam się już do jego recenzji, ale zdradzę już że świetnie nawilża i natłuszcza skórę, a przy tym film nie zostaje na skórze długo, więc nie lepi się zbyt przesadnie.
- Venus. Płyn do higieny intymnej z ekstraktem z kory dębu, jest poprawny, ale zdecydowanie wolę płyn z Tołpy.
- Palmers balsam przeciw rozstępom. Kiedy zapachy przestały być problemem, chętnie po niego sięgnęłam, dobrze nawilża i niweluje ściągnięcie skóry.
- Yves Rocher, żel o zapachu kwiatu wiśni, wyjątkowo dziewczęcy, delikatny a zarazem mocno wyczuwalny zapach. Cudowna kompozycja na wiosnę i lato.
- Isana. Żel do golenia, po raz setny już zapewne, ale bardzo je sobie chwalę, choć po zmianie opakowania kilka partii było felernych.
- Oral  B płyn do płukania jamy ustnej. Bardzo je lubię i mam spory zapas.
- Dermedic. Hydrain 3 Hialuro serum, mam co do niego mieszane uczucia, spodziewałam się czegoś więcej.
- Lierac, miniaturki kremów, niestety ta seria coś nie współgra z moją cerą.
- Mixa, Tonik do demakijażu, z nieszczęsną chlapiącą pompką, a jednak sam w sobie bardzo dobry.
- różnego rodzaju nawilżane chusteczki - wszystkie dobre ;)

Wreszcie ruszyło coś z pielęgnacji twarzy, co bardzo mnie cieszy :) Przystopowała za to pielęgnacja włosów, ale w kolejnym będzie ich sporo.

Znacie zużyte przeze mnie kosmetyki?

czwartek, 16 czerwca 2016

Yves Rocher. Un Matin au Jardin. Cherry Bloom. Kwiat wiśni potrafi rozpieszczać delikatnością.

Ktoś mógłby pomyśleć - i nad czym się tu zachwycać, nad żelem pod prysznic?
Uważam że można, a nawet niekiedy trzeba. Docenić piękno, delikatność, subtelność cudnie wyważonej kompozycji.


Nie pierwszy raz, duże wrażenie wywiera na mnie żel pod prysznic Yves Rocher, ich kompozycje trafiają w moje gusta zapachowe, a mnogość zestawień sprawia że i osoby o zupełnie odmiennych upodobaniach, znajdą coś dla siebie.
Wspomnę przy okazji o żelu o zapachu kawy, albo też wycofanym już niestety o aromacie mimozy(pamiętacie?), czy też tych przynależnych do linii perfum, jak Neonatura Cocoon.
Większość warta uwagi, zajrzyjcie, przewąchajcie, przenieście się w inny świat!

Wrócę jednak do tego dziś omawianego, gdzie świat skąpany jest zimną rosą, a w powietrzu unosi się zapach kwiatu wiśni, krystaliczny, rześki i lekko chłodny. Kwiat, kwiatem, nie ma się tutaj co obawiać zabójczych woni, przytłaczających, osaczających i mdłych. Tutaj jest frywolna lekkość, delikatność i subtelność, spleciona zimnym powiewem poranka.
Jest to idealny wybór na wiosnę i lato, orzeźwiający, świeży i dodający energii. Zachowuje jednak przy tym kobiecą naturę, przewrotną, zaczepną i roześmianą.


To świetna, radosna kompozycja dla tych, którzy potrafią w najmniejszych detalach dostrzec przyjemność i powód do uśmiechu. To właśnie skrywa ta niepozorna butelka.

Żel dobrze się pieni, oczyszcza, odświeża, a przy tym nie wysusza skóry.

Polecam z czystym sumieniem kupić -  korzystając przy okazji z jakiegoś kuponu promocyjnego i mieć żel za około 11zł. :) Ja najczęściej tak właśnie robię.

Znacie, lubicie żele Yves Rocher?

wtorek, 14 czerwca 2016

Klorane. Szampon na bazie mleczka z papirusa. Odżywczy i wygładzający, włosy suche i niezdyscyplinowane.

Po wypróbowaniu maski z mango marki Klorane, przyszła pora na kolejne kosmetyki tej firmy. Jakiś czas temu miałam okazję kupić kilka produktów Klorane w okazyjnych cenach i sukcesywnie będę tutaj publikować moje przemyślenia i obserwacje.
Kolejny na mojej półce stanął szampon na bazie mleczka z papirusa. Odżywczy i wygładzający, włosy suche i niezdyscyplinowane.


Mała butelka skrywa w sobie całkiem ciekawą zawartość, muszę więc przyznać, że jestem zadowolona z działania tego szamponu.
Początkowo obawiałam się przeciążenia włosów, efektu niedomycia, jednak nic takiego nie ma miejsca, szczególnie że w mojej rutynie pielęgnacji włosów jest też szampon oczyszczający Balea.


Szampon na bazie mleczka papirusa wytwarza przyjemną, kremową pianę, która ułatwia mycie  nawet dość długich włosów, skłonnych do plątania.
Kosmetyk sprawia że włosy są zdecydowanie bardziej wygładzone i dociążone. Z całą pewnością nie wysusza skóry głowy, ani samych włosów, pozostawia je jednak odświeżone i miłe w dotyku.
Delikatny szampon do codziennego stosowania, przypadnie do gustu szczególnie tym, szukającym dociążenia.



Niewielka butelka wcale nie kończy się tak szybko, jak się tego spodziewałam. Za niecałe 11zł, jest to dobry wybór, bo tyle właśnie za nie dałam.

Znacie, lubicie produkty marki Klorane?

poniedziałek, 13 czerwca 2016

I want. Deep Cleansing foam. Pianka głęboko oczyszczająca - Ekstremalny czyściciel.

Ekstremalne oczyszczanie skóry, to coś na zasadzie chciałabym, pragnę, ale bardzo się boję. Niemniej jednak wszystko dozowane z umiarem, może dawać nam satysfakcję i wymierne korzyści.
Tak też jest w przypadku Pianki głęboko oczyszczającej marki I want, dostępnej w Hebe.


Nie do końca rozumiem nazwę, bo po piance spodziewałabym się jednak wytwarzania puszystej, musującej wprost piany i z pewnością dużej jej ilości. Natomiast w tym przypadku jest to raczej emulsja, która zmienia się w niewielką, kremową pianę, niczym nie wyróżniającą się od typowych żeli.


Konsystencja to jednak tylko jedna ze składowych produktu i raczej w tym przypadku mniej istotna.

Reszta nazwy to skryta petarda, bo kosmetyk oczyszcza ekstremalnie, więc tutaj mogę się zgodzić z producentem, jednak nie pod całym opisem działania mogłabym się podpisać.

Według mnie nie jest to kosmetyk do codziennego stosowania, nawet w przypadku skóry z niedoskonałościami, ze skłonnością do błyszczenia, taka częstotliwość mogłaby zaszkodzić, skutkując nadmiernym wysuszeniem i łuszczeniem naskórka. Co za tym idzie, daleka byłabym od stwierdzenia że kosmetyk po zastosowaniu "zapewnia skórze komfort i odpowiedni poziom nawilżenia", bo często po jego użyciu doświadczałam ściągnięcia, wrażenia wyjałowionej skóry, odartej z naturalnego filmu i warstwy hydrolipidowej, a jestem raczej gruboskórna, błyszcząca w strefie T z licznymi zanieczyszczeniami porów.

Mimo powyższych zastrzeżeń, kosmetyk oceniam bardzo pozytywnie, z jednym tylko zastrzeżeniem, by nie stosować go codziennie, a co drugi, trzeci wieczór. Dzięki temu uzyskujemy równowagę między dokładnym oczyszczeniem, a troską o kondycję naszej skóry.


Pianka I Want jest mistrzem w oczyszczaniu, ściąga sebum jak nic innego, zostawia skórę skrzypiącą pod palcami i mocno napiętą. Jeśli lubicie taki efekt, jeśli tego właśnie potrzebujecie, to kosmetyk można kupić w drogeriach Hebe, za coś ponad 24zł, dokładnej ceny nie pamiętam niestety.

Pianka I Want to ekstremalny czyściciel, do którego trzeba podchodzić z rozwagą, daje jednak niesamowite odświeżenie i oczyszczenie skóry.


Korzystacie czasem z tak intensywnie oczyszczających kosmetyków? Znacie markę I Want?

sobota, 11 czerwca 2016

Coiff&Co. Huile Intense. Profesjonalna odżywka do włosów głęboko nawilżająca.

Wielkie, wprost ogromne oczekiwania, czasem nijak się mają do rzeczywistości. Pozytywne opinie wyczytane w internecie, okazują się zupełnie rozbieżne z naszymi odczuciami.
Pewnie wiele z Was miało podobne przejścia i doświadczenia. Powiem jednak szczerze, że rozczarowanie odżywką Coiff&Co należy do czołówki ostatnich kilku lat. Dawno nic mnie tak nie zawiodło jak ten produkt, a dlaczego? O tym już w dalszej części wpisu.


Odżywki do włosów, bywają lepsze, gorsze, ale żeby aż tak fatalne? Niestety padło na mnie, by się o tym przekonać.
Odżywka zwana profesjonalną, miała głęboko nawilżać, regenerować, wzmacniać i przywracać blask.
A robiła wielkie nic.


Niezależnie czy trzymałam ją wymagane 3 minuty, czy też zdecydowanie dłużej, nie wpływała pozytywnie na kondycję moich włosów. Wprost przeciwnie, potrafiła sprawić że wyglądały na przetłuszczone, ale zupełnie nie nawilżone, czy zregenerowane.
Pomimo długiego i dokładnego spłukiwania na włosach często zostawał nieprzyjemny film, który zabierał oczekiwane uczucie świeżości.
Już podczas samej aplikacji odżywka dziwnie się zachowywała, traciła szybko swoją kremową konsystencję, miałam wrażenie że wszystko spływa po mnie jak po kaczce, zmienia się w olejowy film, nie trzyma włosa, tylko je otłuszcza. Dziwne odczucie.


Do wad zaliczam również pompkę, która przy tak gęstym produkcie odmawiała współpracy. Pozostawało albo ją odkręcać i wyciskać produkt z butelki, co wymagało sporej siły, albo też przetykać co  jakiś czas pompkę i wstrząsać odżywką.
Zaraz po dwóch użyciach pompka już odmówiła współpracy, odciągnęła niewielką ilość odżywki, a reszta stała niewzruszona, pompka nie była w stanie jej zassać.


W regularnej cenie odżywka kosztowała 25zł w Hebe, ja kupiłam ją w promocji za 19, a ostatnio w Ostatniej szansie widziałam ją za 13zł.

Jak dla mnie - odżywka niewypał, nie wpływa w żaden sposób na poprawę kondycji włosa, wręcz przeciwnie - pogarsza ich wygląd. Najgorsza jaką miałam okazję używać.
Wielkie oczekiwana = wielkie rozczarowanie.

Miałyście okazję używać odżywki, bądź szamponu z tej serii? Jaka odżywka okazała się być tą najgorszą jak na ten moment?

czwartek, 9 czerwca 2016

Bandi. Home Spa. Maska nawilżająca

Maseczki do twarzy to swego czasu był mój regularny rytuał. Nie codzienny, choć bardzo systematyczny i częsty. Potem zaburzyłam znacznie swój plan pielęgnacji, by teraz tworzyć go na nowo i wracać do tych poprzednio wypracowanych norm.
Systematycznie nakładane maseczki pozwalały utrzymać stan mojej cery w należytym porządku. Zbalansować potrzebę nawilżania mojej odwodnionej cerze mieszanej, odpowiednio ją oczyszczać i odblokowywać pory.


Jedną z pierwszych maseczek po które niedawno sięgnęłam, była ta marki Bandi - nawilżająca, z serii Home Spa. Saszetkowa forma pozwala wypróbować jej działanie i wpływ na cerę.


Zaczęłam właśnie od niej, bo suche skórki nie dawały za wygraną, panoszyły się jak władca absolutny na swoim terytorium, sprawiając że skóra po stokroć wyglądała na zaniedbaną i poszarzałą.

Muszę przyznać że używanie jej dawało wymierne rezultaty. Skóra odzyskiwała właściwy poziom nawilżenia, suche skórki odchodziły w zapomnienie, a poszarzały koloryt znikał szybciej niż się spodziewałam. Maska zasługuje na dobrą ocenę, jako produkt dodatkowy w tygodniowym planie pielęgnacji.

Nie zauważyłam zapychania porów, a sama maska nie sprawiała najmniejszych kłopotów podczas zmywania. Miała przyjemną, lekką konsystencję, a podwójne opakowanie starczyło na kilka użyć.

Koszt maseczki to około 8zł i myślę że jest to właściwa cena, biorąc pod uwagę naprawdę dobry wpływ na cerę. Myślę że zasługuje na miejsce obok moich ulubionych maseczek Tołpa.

A jakie są Wasze ulubione maseczki?

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Dermedic. Linum Emolient. Kojący krem nawilżający.

Krem oceniam w kategorii balsamu do ciała, bo w takim obszarze go używałam. Zbliżający się koniec daty ważności zmobilizował mnie do wyciągnięcia go z czeluści szafek, a że największą bolączką na tamten moment było olbrzymie wysuszenie i ściągnięcie skóry ciała, zdecydowałam się szukać ukojenia w tym produkcie.


Nie potrzebowałam łagodzenia podrażnień, a jedynie, albo aż, nawilżenia, a nawet natłuszczenia skóry ciała. Doszłam do wniosku że olej lniany, oraz masło shea powinny poradzić sobie w opanowaniu największego przesuszenia.


Muszę powiedzieć że się nie zawiodłam. Krem w dużej mierze złagodził ściągnięcie skóry, dał uczucie nawilżenia i przywrócił komfort na długie godziny. Zniknęło masywne łuszczenie i sypanie się wysuszonej skóry. Odzyskała ona elastyczność i gładkość.


Fakt, krem nie starczył na długo, ale podratował mnie w kryzysowym momencie. Skóra zyskała nawilżenie, a ja sama pozbyłam się uczucia ściągnięcia i swędzenia skóry.

Myślę że przy masywnym wysuszeniu skóry, szczególnie w okresie zimowym, również na twarzy ratowałby sytuację.

Miałyście okazję stosować kosmetyki z tej serii?

niedziela, 5 czerwca 2016

L'Artisan Parfumeur, Safran Troublant EDT - błogostan, wszystko i nicość.

Wyciszenie i błogostan to słowa które cisną się na usta jako pierwsze, gdy pomyślę o zapachu Safran Troublant marki L'Artisan Parfumeur. Nic w tym dziwnego, zapewne osoby które go znają, mają podobne odczucia. To zapach spójny, miękki, puszysty i perfekcyjny w swej prostocie. Nie ma tutaj zgrzytów, nie ma niedomówień, czy też  kanciastych niedopasowań. Jest gładki, elegancki i wytworny, dając tym samym osobie go noszącej woal wyciszenia, spokoju i dostojnego dystansu.


Celowo nie cytuję nut, w teorii w nim zawartych, dla mnie to bowiem pluszowy, ciepły szafran, od początku do końca luksusowy, egzotyczny i zarazem domowy. Rozgrzewa, ale bez przesadnej słodyczy, nie oblepia, nie rujnuje też naszej przestrzeni.

To zapach bezpieczeństwa, choć nie nazwałabym go bezpiecznym, jest inny, wielowymiarowy w swej praktycznie jednonutowej zawartości. Szafran dominuje, nie dopuszcza do głosu niczego ze swego towarzystwa. Nie ma tła, nie ma pierwszego planu, jest tylko szafran i on dyktuje tutaj warunki.

Uwielbiam się nim otulać wieczorową porą, lubię też z nim zasypiać. To idealne dopełnienia dnia z duszą na ramieniu, to stoicki spokój i opoka gdy za zakrętem czyha niepewność.

Nie wiem jak zapachy L'Artisan to robią, ale skrywają w sobie niesamowitą magię doznań, uczuć i  w magiczny sposób wpływają na samopoczucie, kształtując nasz odbiór otoczenia.


Który z zapachów jest Waszym opatrunkiem w trudnych chwilach?

sobota, 4 czerwca 2016

Zakupy z maja 2016r

Zakupy z miesiącu maju nie prezentują się imponująco, jednak wcale mnie to nie zasmuca, wręcz przeciwnie. Szkoda że nadal nie przekłada się to na rosnącą sumę oszczędności na koncie, bo tak niestety się nie dzieje. Niemniej jednak zbędnych zakupów nie ma, wszystko są to rzeczy potrzebne i które będą mieć u mnie zastosowanie.


Korzystając z promocji na produkty do ust w Rossmannie, kupiłam dwa opakowania Carmexu w słoiczku, moje obecnie używane sięgnęło już dna. Ich cena na tamten moment to coś około 5,25zł.



Przy okazji zamawiania lakierów do paznokci dla mamy (sklep dobrarada), dorzuciłam kilka drobiazgów, które kosztowały mniej niż 15zł łącznie. Kilka syrenek i pędzle do zdobienia paznokci.



Kończący się żel do mycia twarzy zmobilizował mnie do wyszukania promocji i tak ulubiony żel Lirene, w promocji w Hebe, kosztował niecałe 12zł. Już jest w łazience.



Niestety bez własnego zdjęcia, ale w moje ręce trafiła pianka do mycia rąk Palmolive, w Tesco do zdobycia za 7,99zł. Szybko wywędrowała niestety do łazienki pod innym adresem, ale jest fantastyczna pod względem konsystencji i zapachu. Planujemy kupić więcej.


To już wszystko, nic więcej nie obciążyło mojego portfela. Niestety nawet Tk Maxx niczym kosmetycznym mnie nie skusił.

Czy miniony miesiąc obfitował u Was w zakupy, a może oszczędność wiedzie prym w ostatnich tygodniach?

piątek, 3 czerwca 2016

Projekt denko - maj 2016r

Z lekkim poślizgiem, ale jednak jestem z projektem denko, za miesiąc maj. Widoczna jest tendencja spadkowa w zużywaniu produktów, niemniej jednak zdecydowanie mniej ich również kupuję, więc czuję się w pełni usprawiedliwiona.


- Lierac. Moja ulubiona seria o zapachu trzech białych kwiatów o obłędnym zapachu i niesamowitej wydajności. Żel dobrze się pieni i przemienia każdą kąpiel w niesamowitą przyjemność, recenzja.
- Tetesept, mój niezawodny produkt do robienia piany.
- Vaseline. Intensive care. Essential healing. Balsam o przyjemnej, lekkiej konsystencji, delikatnym zapachu i dobrych właściwościach nawilżających. Polecam, nawet tym którzy z balsamami mają nie po drodze, to dobry wybór by przekonać się do nawilżania ciała, recenzja.
- Lirene. Nawilżający żel do mycia twarzy, mój faworyt od lat, nie wysusza, nie podrażnia, nie powoduje ściągnięcia, dając przy tym uczucie odświeżenia. W promocji można go kupić za niecałe 12zl. Rewelacja, kolejne opakowanie jest w łazience, recenzja.
- SVR. Antyperspirant, jeden z nielicznych skutecznych na rynku. Mam spory ich zapas, recenzja.
- The Secret Soap Story. Peeling Zielona Kawa - fantastyczny peeling, za cenę która rani serce, recenzja.
- Tami, Chusteczki nawilżane, dobre, ładnie pachną, są do tego tanie.
- Tami płatki kosmetyczne, używam ich od kilku lat i bardzo sobie chwalę.
- Lacalut Activ. Pasta której używam regularnie i każdemu polecam.
- Carmex w słoiczku, ideał od lat. Kolejne dwa opakowania mam w zapasie.
- Tołpa. Dermo Body. Cellulite. Peeling antycellulitowy 3w1, bardzo skuteczny i intensywny w swym dzialaniu peeling, z chęcią sięnę po niego jeszcze nie raz, recenzja.
- Gosh. Mascara Volume Serieux, ten egzemplarz był jakąś porażką, mam kolejny i oby uratował moje dobre zdanie o tej marce.
- zużyty był też żel do golenia Isana, ale niepostrzeżenie wylądował w koszu.


Zużywam powoli, ale równym tempem, ważne że do przodu :)

Znacie któryś ze zużytych przeze mnie kosmetyków?

sobota, 21 maja 2016

The Secret Soap Story. Peeling Zielona Kawa - gałka rozpusty.

Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w Targach kosmetycznych Lne w Krakowie. Tym razem motorem napędowym całego wypadu była druga połowa, która postanowiła wpłynąć na poprawę mojego humoru.
Zobligowana zbliżającym się wydarzeniem, spisałam naprędce produkty które mogłabym tam kupić, miałam świadomość że wracając z pustymi rękami, sprawiłabym mu ogromny zawód.
Jednym z punktów na liście były peelingi, posiadane wcześniej zużyłam do końca, a nie miałam pomysłu jaki kupić tym razem.

Niestety, wybór tego typu produktów na targach nie był zbyt bogaty, niemniej jednak zainteresowała mnie oferta stoiska The Secret Soap Story, które przyciągało zapachem.


Ceny zwalały z nóg.
Duże opakowania peelingów kosztowały krocie, jednak jak już się tam zatrzymałam, to musiałam coś kupić.
Wybór padł na oferowane w sprzedaży na gałki peelingi.


Przełknęłam cenę 10zł za gałkę i zdecydowałam się na Zieloną kawę.


Mama stwierdziła - "zrobisz sobie wieczór SPA", a ja widziałam oczami wyobraźni raczej spazmatyczny szloch rozczarowania.

 Niestety rzeczywistość okazała się być inna...


Użycie peelingu sprawiło mi niesamowitą frajdę, rozpieszczało zapachem zielonej kawy, świeżej, orzeźwiającej i dodającej energii. Okazało się również, że peeling nie zostawia skóry otłuszczonej, a tego obawiałam się najbardziej. Kosmetyk świetnie masował skórę, poprawiając krążenie, a to dzięki dość dużym drobinkom. Skóra stała się gładka i miła w dotyku.

No i tutaj nie wiem czy powinnam napisać stety, nie niestety.

Peeling spełnia wszystkie moje oczekiwania, robi to co powinien, jedynym minusem jest cena. Każdorazowe przeliczenie jednego użycia, na kosztującą 10zł gałkę, skutecznie studzi mój entuzjazm.

Niemniej jednak kosmetyk sprawdza się fenomenalnie i być może jeszcze kiedyś skuszę się na małe co nieco.


Jaki peeling stoi obecnie w Waszej łazience?