środa, 31 grudnia 2014

Lista marzeń na rok 2015

Nidy nie tworzyłam listy marzeń, tych na najbliższy okres, ani tych długofalowych.
Postanowiłam jednak spróbować. Myślę że wtedy łatwiej będzie o satysfakcję osiągnięcia celu i spełnienia marzeń.

Gdy siedzą one tylko w mojej głowie, szybko umykają podczas dnia codziennego, wracają tylko na chwilę, gdy mam czas dla siebie, przychodzi ta minuta wytchnienia i zastanowienia.

Spisane natomiast będą wracać, będą o sobie przypominać.  Będę czuła się w obowiązku, zrobić co jakiś czas rachunek sumienia.


Przejdźmy jednak do rzeczy, będzie w jakimś stopniu kosmetycznie, ale nie tylko.

1. SPEŁNIONE, choć kolejną i tak bym przygarnęła! Marzeniem realnym, ale niestety niespełnionym, jest paleta:
Vipera Profesjonalna Średnia Paleta Puzzle Magnetic Play Zone z Satynową pokrywką. Posiadam już dwie mniejsze, ale potrzebuję do pełni szczęścia tej jednej konkretnej. Wymiar idealnie wpasowuje się w powierzchnię mojej akrylowej mini komody.




http://www.viperamagneticplayzone.pl/palety-puzzle/322-vipera-profesjonalna-srednia-paleta-puzzle-magnetic-play-zone-z-satynowa-pokrywka.html

Już miałam ją klikniętą, już była w koszyku w dniu darmowej dostawy, jednak strona odmówiła współpracy, ciągle wyskakiwał błąd i nie dało się sfinalizować transakcji. Ubolewam nad tym faktem, stwierdziłam jednak że gdy będzie jakiś kod rabatowy, albo darmowa wysyłka wtedy ją kupię. Wiem że nie jest to majątek, ale niesmak jakiś pozostał, w ten sposób będę chciała go sobie wyrównać i załagodzić.



2. Mam Eyelinery Max Factor i traktuję je jako zamienniki. Eyelinery Kiko Super Colour Eyeliner. Kosmetyk który zaskakuje migoczącym kolorem, do tego idealna końcówka nie sprawia problemu przy aplikacji. Posiadam jeden odcień, który zbliża się już ku końcowi. Chciałabym więc kupić ponownie ten, który mnie oczarował i który niedługo się skończy, oraz  kilka innych, czyli numery: 103, 104, 110, 113




http://www.kikocosmetics.pl/makijaz/oczy/eyeliner/Super-Colour-Eyeliner/p-KM00302007

Podobny eyeliner ma też Max Factor, ale nie widzę ich już na stronie. Raczej nie zaryzykuję zakupu, by po chwili nie okazało się że jest sucharkiem.


3. 36 już kupione!. Zachciewajka bardziej, niż wielkie marzenie, ale dopisuję - dokupienie brakujących w moim zbiorze róży Bourjois Pastel Joues. Warunkiem jest okazyjna cena na Allegro, inaczej nie biorę, bo mieć nie muszę.
Kolory, których wydaje mi się że nie mam ;):
- 20, 31, 36 Peche Vitaminee, 42 Rose Venitien, 56 Peche Volupte

 4. Udało się! Kupiona w czerwcu. Lampa pierścieniowa, jaka? Sama nie wiem. Duża :) Przydałaby się, by nie czekać na dostępność światła dziennego.

5. Założony w maju! Aparat ortodontyczny. Najwyższa już pora, choć nigdy nie będzie to ten czas i finansowa zasobność. W tym roku muszę go mieć i nie ma dyskusji. Myślę że do czerwca będzie na zębach metalowe cacko. Marzenie to zobowiązuje mnie do oszczędzania.

6. Też już jest! Szlafrok frotte, duży, miękki i fioletowy :) Nie ma znaczenia czy lila, czy wrzosowy, ważne żeby był ciepły.

7. SPEŁNIONE! Torebka, ale żadne tam Korsy, czy inne takie. Ma być wygodna, nie za duża, ale pojemna. Kolor najpewniej czarny, na wiosnę będę szukać.

8. 31 Lne już za mną. Chciałabym w tym nadchodzącym roku pojechać jeszcze na jakieś Targi Kosmetyczne, może Warszawa, albo Kraków. Co prawda myślałam wcześniej by sobie je odpuścić, ale lubię tę atmosferę, tę masę nowości, możliwość obejrzenia i zakupu tego, co na o dzień niedostępne stacjonarnie.

9. Świecące kule. Cotton ball lights. Marzy mi się taki łańcuch od długiego czasu. Wiem że taki dłuższy, to większy wydatek, ale magia światła zawsze mnie relaksuje.
Kolory na które bym się decydowała, to mieszanka: Shell, Light Magenta, Grape, Magenta, Purple, Lavender, Cream,
http://www.cottonballlights.pl/

10. Celem na rok 2015, są też nowi obserwatorzy bloga, wzrost liczby osób, które do mnie regularnie zaglądają. Może to będzie 50 osób, miło by było. Pożyjemy zobaczymy. Wiadomo że to cieszy, każda jedna nowa osoba. Ja ze swojej strony postaram się pisać regularnie, poprawić zdjęcia, sposób pisania, siebie jednak nie zmienię ;)


Zamknęłam swój rok w dziesięciu marzeniach. To tak na dobry początek ;)
Być może uda mi się do Dnia Dziecka zrealizować choć część, wtedy pojawi się kolejny, podobny wpis. A wtedy dołączą tu bliżej sprecyzowane marzenia podróżnicze :)

Myślę że będę wracać do tego wpisu i mam nadzieje wykreślać tu rzeczy już zdobyte.


wtorek, 30 grudnia 2014

Revlon. Colorstay. Puder w kolorze 820 Light/Pale

Revlon i ich linia kosmetyków Colorstay, jest większości znana, zapewne przez mocno kryjący pokład. Ma on bardzo szerokie grono wielbicielek, choć i jest część, która unika go jak ognia. Jednak trudno znaleźć osobę, siedzącą w światku kosmetycznym, która by o nim nie słyszała.

Ja należę do tej części osób, które mają do niego stosunek mieszany. Nie neguję go, bo widzę że spore grono osób potrafi odmienić swoją cerę przy jego pomocy, bez efektu maski. Ja sama jednak nie chciałabym mieć go na twarzy, może jedynie partiami, zamiast korektora, a i to na większe wyjścia.

Nie o nim jednak miała być mowa, odkryłam bowiem że niedoceniany, a jakże doskonały, jest puder prasowany, wchodzący w skład tej serii.


Długi czas posiłkowałam się nim, przy wykańczaniu makijażu w pracy. Jako że mam cerę mieszaną, z ogromną tendencją do błyszczenia w strefie T, szukałam czegoś co przedłuży świeżość i trwałość makijażu, oraz zapewni przyzwoity mat.

Wszystko to gwarantuje mi właśnie ten produkt.

Kolor jaki testowałam i na zakup którego się również zdecydowałam, to 820 Light-Pale. Idealny dla mojej dość jasnej karnacji. Puder aplikowany pędzlem, nie jest widoczny na twarzy, nie ciemnieje, nie podkreśla jakoś szczególnie suchych skórek.
W znaczny sposób przedłuża natomiast mat na mojej twarzy, do tego wygląda naturalnie.

Opakowanie jest solidne, nie otwiera się samoczynnie. Z drugiej strony puderniczki ukryte zostało lusterko, wraz z puszkiem do aplikacji pudru, w awaryjnych przypadkach.

 Minusem jest niewątpliwie cena, w drogeriach stacjonarnych widywałam je za 60zł z hakiem. Ja sama upolowałam świeżutki egzemplarz w sklepie internetowym, podczas dnia darmowej dostawy, do tego z kodem rabatowym, za niecałe 30zł.



W moim odczuciu i przy obecnym buntowniczym nastawieniu mojej cery, sprawdza się lepiej niż Kryolan, czy jedwabny puder dr Hauschka.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Verona. Ingrid Cosmetics. Refresh Tonic. Expert Clean. HD Innovation. Tonik, który potrafi zmyć makijaż oczu.

Tonik, jak tonik chciałoby się rzec, jednak przez swój pośpiech i gapiostwo, odkryłam że rewelacyjnie zmywa makijaż oczu. Jak do tego doszło?

Pamiętałam stojący na półkach w drogerii płyn micelarny z tej serii, byłam więc święcie przekonana że to właśnie jego posiadam. Opakowanie obu utrzymane jest w tej samej kolorystyce, mogło więc dojść do pomyłki.

Po całym dniu, zmęczona, wyzuta totalnie z sił, chwyciłam kosmetyk, nalałam na wacik i nastawiłam się na rozczarowanie. Nie sądziłam że płyn micelarny (w moim przekonaniu oczywiście), który kosztuje zaledwie kilka złotych, będzie w stanie domyć dość mocny makijaż oczu, tusz, wodoodporny eyeliner, a całość jeszcze na dokładkę, na bazie pod cienie Lumene.


Jakie było moje zdziwienie, gdy po chwili na waciku widziałam plamy złożone z kolorów cieni, tuszu, a powieka była w znacznym stopniu oczyszczona. Drugi wacik rozprawił się z pozostałościami kosmetyków. Demakijaż oczu poszedł sprawnie, szybko, a do tego bez najmniejszego podrażnienia, szczypania, czy łzawienia.
Drugie oko, dwa waciki i po sprawie, nawet wodoodporny eyeliner Kiko nie sprawiał większych trudności.

Kolejne dwa waciki zużywam na twarz, tutaj jednak demakijaż poprawiam jednym wacikiem z Sebium Biodermy, po części dlatego że chcę zużyć ostatnią butelkę, a i dla większej pewności, że niewidoczny podkład zostanie dokładnie zmyty.

Nawet podczas robienia zdjęcia, zaraz po tym jak ten kosmetyk trafił na moją półkę i zanim zabrałam się za jego zużywanie, nie dopatrzyłam się że to tonik. Długo też używałam go w nieświadomości.

Dopiero jakiś czas temu, bliżej połowy opakowania, robiąc demakijaż wczytałam się w to, co producent napisał. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kosmetyk który ma tonizować, orzeźwiać, odświeżać i intensywnie nawilżać, rewelacyjnie usuwa makijaż oczu. Dla mnie idealnie łączy skuteczność, z delikatnością.

Nie wiem jak płyn micelarny z tej serii radzi sobie z demakijażem, zresztą nie muszę tego sprawdzać, wiem że tonik robi to co tamten powinien, a do tego jest delikatny i nie drażni moich oczu.

Plusem jest też subtelny i przyjemny zapach, oraz spora wydajność. Biorąc pod uwagę że pojemność 200ml starcza na długo, a kosztuje zaledwie kilka złotych, to produkt ten mogłabym nazwać idealnym płynem do demakijażu oczu.

Kosmetyk nie pozostawia tłustej, czy lepkiej warstwy na skórze, nawet otwór pozwala na precyzyjne dozowanie płynu. Podsumowując, dla mnie nie ma wad.

Czasem warto być gapą i nie czytać etykiet. Niejeden micel nie dorówna mu podczas demakijażu.

niedziela, 28 grudnia 2014

Jil Sander. Style edp

Znów nadeszła pora na zapachowy wpis. Nie udaje mi się pomimo najszczerszych chęci, dodawać ich systematycznie, czasem po prostu brak mi sił i czasu. Szczególnie w okresie okołoświątecznym.


Opis tego zapachu zaplanowałam już dużo wcześniej, uważam go bowiem za godny uwagi, niesamowicie trwały i interesujący.



Nuty zapachowe za fragrantica.com:
Nuty głowy: różowy pieprz, frezja, mango, kardamon.
Nuty serca: magnolia, irys, fiołek, jaśmin
nuty bazy: ambra, piżmo, wanilia

Patrząc na nuty, można by rzec, że jest to zapach w dużej mierze kwiatowy, mogłabym się z tym zgodzić, ale nie do końca. Nie ma on bowiem nic wspólnego z kwiatowymi dusicielami.

Sama ten zapach opisałabym jako ciepły, puchaty i kremowy. Okraszony wanilią, którą przełamuje cierpka łodyga kwiatu.

Mój odbiór tego zapachu nie zmienia się od wielu lat, tak samo wielbię go teraz i lubię po niego sięgać, jak i wtedy gdy go poznałam.

Oto co pisałam o nim  w 2008 roku, dodając recenzję do KWC:

Jeden zapachów, które w ostatnim czasie urzekły mnie do tego stopnia, że zaraz po przebudzeniu pachniałam Style, spałam, żyłam i oddychałam tym zapachem. 
Próbując określić go pojedynczymi słowami, najbardziej trafnymi w moim odczuciu są: kremowy, śmietankowy, aksamitny, puszysty, puchowy, ciepły, otulający.  
Jest zarówno lekki i delikatny na wiosenne i letnie dni, otula w chłodniejsze jesienne i zimowe wieczory. 
 Piękny, kobiecy, stonowany, delikatny. Wprowadza w błogi nastrój, relaksuje, odpręża. 
Flakon prosty, bardzo ciekawy. 
Trwałość jest bardzo przyzwoita, zapach na mnie utrzymuje się dobre kilka godzin.



Niezmiennie uznaję go za zapach, który warto poznać, ciepły, kobiecy i wielowymiarowy. Nostalgiczna chwila wytchnienia i rozkosz dla zmysłu powonienia.

Prosty flakon, skrywa niesamowite wnętrze.

W  ostatnich tygodniach jest niesamowitym uzupełnieniem ciepłego koca, czy też szalika gdy gdzieś wychodzę.

sobota, 27 grudnia 2014

KTC. Rose Water. Woda różana

Woda różana, w wielu miejscach zachwalana, przez niektórych szczególnie doceniana, a ja taka rozczarowana...




Wiele po niej nie oczekiwałam. Jedynie odświeżenia, zniwelowania uczucia ściągnięcia. Dobrego zastąpienia toniku, jakiejś odmiany.


A co dostałam?

Odświeżenie - a i owszem, zniwelowanie uczucia ściągnięcia, jedynie chwilowe, jak po przetarciu wodą, potem jest tak samo jak było chwilę wcześniej.

Nawilżenie, jędrna, gładka skóra - tak jak opisują niekiedy dziewczyny, dla mnie to nie ten produkt, nie ta bajka.

Plusem jest niska cena i duża wydajność, jednak co mi po tym, jeśli niezbyt mi służy. Może wprost krzywdy nie robi, ale pożytku nie widzę i nie odczuwam żadnego.


Zapach jest bardzo delikatny, praktycznie niewyczuwalny.

Sama nie wiem czym miałabym się zachwycać, skoro nic mnie za serce nie łapie.

Kupując tę wodę różaną, kupiłam i drugą, innego producenta, ciekawość minęła, jednak zobaczymy, może tamta jakoś odmieni moje spojrzenie na zamienniki toniku.

Miałyście może okazję stosować? Odkryłyście sekret jej działania? Działa?



piątek, 26 grudnia 2014

Ulubieńcy czwartego kwartału 2014 roku

Końcówka roku obfituje w ulubieńców, część z nich jest Wam dobrze znana z poprzednich tego typu wpisów. Nic na to nie poradzę, że ciągle je lubię i odkupuję jak tylko się kończą. Sprawdzają się niezależnie od pory roku i zapewne przez długi czas będą mi jeszcze służyć.

Mamy tu kosmetyki zarówno pielęgnacyjne, jak i te do makijażu.


Jednym z ulubieńców jest zmywacz do paznokci L'Oreal le Flash Manicure remover. Niesamowicie skuteczny i wygodny, dzięki temu że wystarczy włożyć palec do wnętrza, obrócić kilka razy i już po wszystkim. Gąbka będąca w środku w szybkim tempie ściąga lakier, nawet piaskowy. Mam świadomość że zmywacz ten musi być mocny, więc nie sprawdzałby się jako całoroczny, jednak teraz, gdy czasu ciągle mi brakuje, takie szybkie załatwienie sprawy jest mi na rękę.

Lierac Gel Douche Sensoriel Aux 3 Fleurs Blanches, to mój gwarant udanego relaksu w wannie. Piękny, otulający zapach mieszanki trzech białych kwiatów, daje mi wytchnienie po całym dniu. W tym wydaniu kwiaty nie drażnią, nie powodują bólu głowy, a zapewniają niesamowite poczucie luksusu. Żel jest gęsty i wydajny, starcza więc na długo, do tego nie wysusza nawet w najmniejszym stopniu.

Alverde. Aroma. Olejek z paczulą i czarną porzeczką. Zachwycił mnie zarówno zapach jak i właściwości. Skóra jest gładka, nawilżona, a do tego pięknie pachnie. Fakt, nie wchłania się może bardzo szybko, ale podczas wieczornej kąpieli, nie przeszkadza mi to tak bardzo. Minusem jest w moim przypadku opakowanie, które większość chwaliła, a u mnie pompka nie działa od samego początku.

 Avene. Cold Cream. Krem do rąk, który stał się ratunkiem dla moich dłoni, w tym mniej przychylnym okresie roku. Pogoda to jedno, ale częste mycie rąk to drugie, wszystko to doprowadziło do ruiny stanu mojej skóry. Na całe szczęście znalazłam ratunek w postaci tego kremu. Wchłania się w szybkim tempie, nie pozostawia lepkiej warstwy, do tego w widoczny i szybki sposób regeneruje skórę. Polecam nawet w ekstremalnie trudnych przypadkach.

Avene Cicalfate. Opatrunek w kremie, a dla mnie idealny krem nocny. Świetnie regeneruje, rozprawia się z suchymi skórkami. Mogę mieć pretensje tylko do siebie, że niekiedy tak padam z nóg, że nie chce mi się nic nałożyć wieczorem, a wtedy rano klnę pod nosem, że moje lenistwo niweczy cały efekt makijażu. Suche place nie wyglądają estetycznie.

Tołpa. Botanic Amarantus. Nawilżająca maska rozświetlająca. Zrobiłam już zapas, bo ten kosmetyk działa. Świetnie nawilża skórę, sprawia że jest miękka i miła w dotyku. Odzyskuje zdrowy blask.

Ladycode by Bell. Highlighter Glow Powder Skin. Rozświetlacz po który sięgam prawie codziennie, jedynie przez pośpiech jestem zmuszona z niego niekiedy zrezygnować. Subtelny efekt, który wiele zmienia. Ciesze się tym bardziej, że kupiłam go za kilka złotych.

Revlon. Colorstay Pressed Powder. Kolor Light/Pale. W moim domu gości od niedawna, jednak już wcześniej sięgałam po niego w pracy. Rewelacyjnie matuje, przedłuża trwałość makijażu. O ile podkład z tej serii, jest wszystkim znany, tak puder pozostaje nie wiem czemu niedoceniany. Polecam wypróbować.

Carmex w słoiczku. Moje wybawienie, niezastąpiony w pielęgnacji ust. Nie wyobrażam sobie nie mieć go pod ręką.

Lumene. Baza pod cienie. Nie ma makijażu oczu, przy moich tłustych powiekach, bez bazy pod cienie. Podbija kolor, sprawia że cienie nie rolują się w załamaniu i trwają niezmienione przez wiele godzin. Tubka jest o tyle wygodna, że kosmetyk nie wysycha i długo nam służy.

Catrice. Liquid Metal. Cienie które potrafią odmienić każdy makijaż. Do zdjęcia ustawiły się tylko te dwa, jednak lubię większość z tej serii. Niebawem pojawi się ich recenzja. Niezależnie czy nakładam odrobię na środek ruchomej powieki, czy też na linię dolnej, efekt mnie zadowala.

Maybelline. Master Kajal. Khol Liner. Zdecydowałam się na niego skuszona promocją. Robię nim kreskę przy samej linii rzęs, przed nałożeniem cieni, dzięki czemu jest ona dobrze zaakcentowana, a rzęsy wydają się gęste. Potem poprawiam ją jeszcze czarnym cieniem, czy też eyelinerem Kiko w kolorze fioletu, w zależności od efektu jaki chcę osiągnąć. Kreska Kajalem nie musi być perfekcyjna, więc szybko jestem w stanie ją zrobić.


W czasie pisania tego postu, druga połowa naprawiła pompkę olejku Alverde, myślałam że jest to niemożliwe, więc wcześniej nie zgłaszałam mu tego defektu.

Znacie któryś z moich ulubieńców?

wtorek, 23 grudnia 2014

L'biotica. Aktywne serum do rzęs

 Tak jak każdego dnia nakładam odżywkę na włosy, tak starałam się wyrobić nawyk aplikowania również serum na rzęsy. O ile w przypadku Revitalash nie musiałam się zmuszać, bo widziałam wymierne efekty, czyli wzrost rzęs, to w przypadku serum L'biotica nie jest już tak łatwo.



Aktywne serum L'biotica z założenia ma wzmacniać rzęsy, regenerować je, zapobiegać wypadaniu, oraz stymulować naturalny ich wzrost. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno się do tego odnieść.

Wmawiam sobie, że jakaś pielęgnacja rzęs musi być, wszak każdego dnia ląduje na nich tusz, potem czeka je jeszcze demakijaż.

Stosuję ten kosmetyk już od dłuższego czasu. Często pod tusz, albo na noc, czy widzę efekty? sama nie wiem.
Może winą jest brak systematyczności, bo nie robię tego codziennie, jednak wzmocnienia rzęs nie widzę. Wypadają z taką samą częstotliwością jak i bez niego.

Aplikacja jest wygodna, serum nakładane pod tusz nie wpływa na właściwości maskary, czy też jej trwałość. Nie daje niestety efektu pogrubienia.

Stosuję - bo kupiłam, chcę wierzyć że jakimś stopniu dbam o rzęsy, jednak nie sądzę bym kupiła ponownie.

Wolę odżywki ukierunkowane na pobudzanie wzrostu rzęs, te dają widoczne korzyści.

wtorek, 16 grudnia 2014

Avene. Cold Cream. Krem do rąk.

Krem do rąk, dla wielu rzecz podstawowa, jednak ja jestem pod tym kątem kompletną ignorantką.
Dopiero spore wysuszenie skóry dłoni, zmusiło mnie by zacząć sięgać po krem do rąk. Stan skóry był fatalny, ogromne wysuszenie spowodowane w dużej mierze detergentami, do tego częste mycie rąk, niższe temperatury i skóra na moich dłoniach zaczęła wyglądać jak stopy spracowanego rolnika, w wieku podeszłym.

Próbowałam wielu kremów, z bogatszą, czy też lżejszą konsystencją, jednak nic nie pomagało.
Przypomniałam sobie wtedy o kremie Avene z serii Cold Cream, zdawał się być ostatnią deską ratunku.


Odstawiłam większość kremów, które nagromadziłam w  ostatnich tygodniach. Zdarza mi się czasem sięgnąć po któryś z poprzedników, ale tylko wtedy, gdy Avene gdzieś mi się zapodzieje, zostawię go w samochodzie, czy gdzieś mi się zawieruszy.

Muszę przyznać że używam go z wielką przyjemnością. 
Po pierwsze dlatego, że widzę efekty, zniknęło ekstremalne wysuszenie, pieczenie i pękanie skóry. Kontakt z wodą nie powoduje zaczerwienienia i dyskomfortu.
Do tego ogromnym plusem jest fakt, że szybko się wchłania, nie pozostawiając lepkiej warstwy.
Nie powiedziałabym że jest w 100% bezzapachowy, coś tam wyczuwam, jednak zapach nie drażni, nie jest nachalny.

Widzę poprawę stanu skóry dłoni nawet po myciu, nie jest więc to złudne działanie, widoczne tylko bezpośrednio po aplikacji.

Owszem, do satynowej i jedwabistej skóry dłoni trochę mi brakuje, wszak dłonie ciągle są w ruchu i nie oszczędzam ich żadnego dnia, poprawy wymaga też stan skórek. W ogólnym rozliczeniu jestem jednak bardzo zadowolona. Wiem że nie osiągnęłabym takiego efektu przy pomocy poprzednio stosowanych kremów, bo stan z jakiego wychodziłam był fatalny.

Krem do tanich nie należy, nad czym bardzo ubolewam, jednak jeśli będę zmuszona, sięgnę po niego ponownie.

Polecam w ekstremalnie trudnych przypadkach.


sobota, 13 grudnia 2014

Zakupy z dnia darmowej dostawy 2014 r

Dzień Darmowej Dostawy to te 24 godziny w roku, kiedy zakupy klikają się same.
Jeśli śledzi się fora internetowe, to z zaplanowanego jednego zakupu, robi się ich kilka.

Ten rok wypada skromnie, albo może powinnam napisać rozsądnie. Kilka rzeczy miałam w planach od dawna, kilka wpadło przypadkiem, a i są też takie, których kupić mi się nie udało.

Pierwsze zakupy typowo kosmetyczne zrobiłam w sklepie internetowym eKobieca.pl
Do ostatnich chwil przed kliknięciem, nie wiedziałam gdzie ostatecznie coś kupię.
W grę wchodziło kilka internetowych drogerii, a do eKobieca nie byłam wcześniej pozytywnie nastawiona.
Jednak za sprawą forum i dodatkowego kodu rabatowego, zdecydowałam się tam złożyć zamówienie.
Zależało mi na pudrze Revlon Colorstay w kolorze 820, reszta to wynik wrzucania czegoś do koszyka, sprawdzania sumy i usuwania. Miałam już w nim kilka pomadek w kredce, kilka cieni, ale koniec końców postawiłam na precyzyjne, małe pędzle Kozłowski, te chociaż datami ważności nie będą mnie gonić, podobnie jak i kępki rzęs.
Pomadka to gratis.


Puder Revlon Colorstay - 24,64zł,
Kozłowski, Pędzel do nakładania cieni, CB631 nr.6 - 12,74 zł
Kozłowski, Pędzel Eyebrow Kolinsky skośny, EB507 nr4 - 11,89 zł
Kozłowski, Pędzel Eyelash Kolinsky skośny mały, K-EB502 - 10,19 zł
Ardell Individual Combo Pack Duralash Naturals Knot-Free Flares czarne, 56 szt- 13,66zł

Datę ważności pudru już odkodowałam, jest świeży :)

Przesyłka dotarła bardzo szybko, to też dodatkowy plus.




Kolejne zakupy to woski Yankee Candle ze sklepu goodies.pl. Totalnie nieplanowane, jednak winę za nie ponoszę nie ja, a forum wizaz.pl :). Dziewczyny pisały że stamtąd klikają świece i woski, do tego podpowiedziały że można wykorzystać kod rabatowy. Za 5 sztuk zapłaciłam 29,75zł. Wszystkie kupione z myślą o świętach i okresie zimowym.

Miałam trudności z płatnością transferuj.pl, jednak po napisaniu maila do sklepu, szybko zmieniono moją płatność na tradycyjny przelew i spokojnie mogłam czekać na wysyłkę, która również szybko wyszła ze sklepu.




Na koniec drobnostka ze sklepu vm24.pl. Zaplanowany był zakup zestawu końcówek, jednak podnieśli cenę tego dnia i to o dobre kilka złotych, kliknęłam więc tylko jedną za 9zł ;). Pozostał spory niesmak.




Niestety nie udało mi się zrealizować jednego zakupu ze sklepu Vipera. Czego strasznie żałuję.
Po przejściu przez kolejne kroki zamówienia, na koniec pojawiał się uparcie ten sam komunikat.
Upatrzona więc tego dnia paletka, pozostaje w sferze marzeń. Napisałam komentarz na ich Fb, myślałam że coś odpiszą, cokolwiek, niestety nie doczekałam się.
Moje niespełnione marzenie to:
Vipera Profesjonalna Średnia Paleta Puzzle Magnetic Play Zone
Wymiar 24 cm x 12,8 cm x 1,4 cm, byłby idealnym uzupełnieniem posiadanych już dwóch o wymiarach 12,9 cm x 12,8 cm x 1,4 cm.


Stwierdzam że jeden dzień to zbyt mało by przeszukać ofertę sklepów, tym bardziej że strona poświęcona dniu darmowej dostawy jest daleka od ideału. Przydałby się bardziej szczegółowy podział kategorii, może jakaś lepsza wyszukiwarka.

Niemniej jednak zakupy uznaję za udane :) W przyszłym roku będę bogatsza o tegoroczne doświadczenia.

niedziela, 7 grudnia 2014

Jesus del Pozo In Black EDT

Splot różnych wydarzeń, zaburzył moją systematyczność w dodawaniu weekendami recenzji zapachów. Postaram się wrócić do tego zwyczaju, te wpisy dają mi jednak dużo satysfakcji.

Z zapachem In Black, Jesus del Pozo  przeżywałam zauroczenie, rozczarowanie, znudzenie i na powrót polubienie.

Lata temu kupiłam duży flakon, by po jakimś czasie puścić go jednak w świat.
Był to okres, gdy nade wszystko ceniłam słodziaki i pragnęłam znaleźć w tym flakonie ulepną słodycz wiśni w likierze, z nutą słodkiej czekolady. Tak jawiły mi się opisy tego zapachu.

Rzeczywistość była trochę inna...



Nuty za fragrantica.com
- nuty głowy: wiśnia, różowy grejpfrut, róża
- nuty serca: fiołek, brzoskwinia, jaśmin, bez, lilia
- nuty bazy: piżmo, paczula, cedr, wanilia i lukrecja

Zapach w moim odczuciu był bardziej dymny, zbyt mroczny jak na moje upodobania w tamtym okresie. Owszem, jest tu wiśnia, nawet dość słodka, jednak w dominującym towarzystwie paczuli i piżma. Wiśnie z pewnością są zanurzone w alkoholu, temu nie można zaprzeczyć, lecz cała kompozycja ma bardziej wytrawny charakter.

Lekkie akordy kwiatowe nie dochodzą tutaj do głosu, wszystkie nuty serca zostały jakby stłamszone przez mieszaninę wiśni z piżmem, paczulą i lukrecją. Szczególnie lukrecja wybija się nad inne, po jakimś czasie. Ten moment powinien spodobać się tym, którzy zakochani się w Lolicie Lempickiej.

 In Black trzeba umieć pokochać, nie jest to zapach łatwy, bo nie jest jednoznaczny. Trudno go do czegoś porównać. Dymna, mroczna wiśnia znajdzie jednak swoich amatorów. Do pracy, na wieczorne wyjścia, z charakterem, mrocznym i drapieżnym.


Flakon swoim kolorem pokazuje niejako wnętrze, czarne i nieprzeniknione. Sam w sobie jest dość ciekawy, nieprzejrzysta kula, w której widzisz tylko swoja odbicie.

Na mnie zapach utrzymuje się 3-4 godziny. Nie jest więc idealny pod tym kątem, ale taki już może urok mojej skóry.



piątek, 5 grudnia 2014

Tołpa. Botanic. Amarantus. Nawilżająca maska rozświetlająca.

Początkiem jesieni postanowiłam przyłożyć się do pielęgnacji uzupełniającej. Częściej i systematyczniej wykonywać peeling mechaniczny, bądź posiłkować się też enzymatycznym. Plan ten zakładał również nakładanie maseczek, regularniej niż tylko od czasu do czasu, kiedy mi się przypomni.


Tołpa wydawała się być firmą godną zaufania i kilka masek tej marki kupiłam podczas różnych promocji, chciałam też bliżej poznać ich ofertę.


Głównym zadaniem tej maseczki jest poprawa nawilżenia skóry, którego moja wysuszona bardzo potrzebuje. Według kolejnych obietnic producenta, maseczka uelastycznia, odświeża, rozświetla i przywraca blask.


Faktycznie, nawilżenie jakie zapewnia w znacznym stopniu mnie satysfakcjonuje, to jedna z lepszych maseczek o takim działaniu, jaką miałam okazję używać. Nie tylko bezpośrednio po nałożeniu, ale i następnego dnia, nie odczuwam dyskomfortu ściągniętej i wysuszonej skóry.

Co za tym idzie, cera wygląda na zdrowszą, świeżą i pełną energii.

W dotyku skóra stała się elastyczna, gładka i napięta, więc kiedy widzę takie efekty, chętnie stosuję ją częściej.

W pierwszym okresie stosowałam ją nawet co dwa dni, teraz robię to trochę rzadziej, ale nadal z dużą częstotliwością.

Ma delikatny zapach i kremową, ale nadal lekką konsystencję. Nie sprawia problemów podczas zmywania, ale radzę uważać by nie dostała się wtedy do oczu.

Nie zapycha, co jest dla mnie istotne. Wad nie dostrzegam, nawet cena 6,99zł  przy takich korzyściach jest do zaakceptowania.



Polecam dla cer suchych, normalnych, mieszanych z tendencją do przesuszania.  Warto się skusić, tym bardziej że sezon grzewczy już daje popalić.

czwartek, 4 grudnia 2014

The Body Shop. Mango Lip Butter

Zimno na zewnątrz, do tego wiatr i wysuszenie ust gwarantowane, jeśli nie mamy pod ręką swojego niezawodnego balsamu do ust. Ja znalazłam swój ideał, jednak co i rusz sięgam przez swoją ciekawość po inne balsamy, pomadki, masełka.


Masło do ust marki The Body Shop było prezentem od innej blogerki, przez co niestety nie znam jego ceny.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to ładne opakowanie, dość duże, bo mieszczące 10ml.
Energetyzujący kolor bardzo mi się podoba, do tego zapach - słodki, może w pierwszym odczuciu przypaść do gustu.


Niestety zapach ten bardzo szybko staje się minusem, zbyt słodki, mdlący, na dłuższą metę męczy.

Zapach to jedno, najważniejsze dla wszystkich jest jednak działanie.

Z tym niestety nie jest najlepiej.
Kiedy usta są w dobrym stanie, przez jakiś czas mogę stosować go częściej, oczywiście wspierając się na noc Carmexem. W przypadku kiedy usta są lekko wysuszone, używanie masła The Body Shop w żaden sposób nie poprawia ich stanu. Jestem zmuszona odstawiać w tym czasie masło i ratować się Carmexem.
Carmex w słoiczku utrzymuje się też dłużej na ustach, masło mango The Body Shop niestety szybko się z nich zjada i znika w krótkim czasie.

Mango Lip Butter nie stało się moim ulubieńcem.


Zaczynam wątpić czy cokolwiek jest w stanie przebić skutecznością Carmex, który w moim przypadku jest niezastąpiony i niezawodny.


Macie swojego ulubieńca w pielęgnacji ust?

środa, 3 grudnia 2014

Winter Tag. Zimowy Tag

Lubię czytać Tagi na blogach, lubię je też na YouTube. Lekkie, szybkie, przyjemne, pozwalające poznać tę drugą osobę.

Wczoraj przeczytałam Winter Tag na jednym z blogów które obserwuję,
http://spradamakeup.blogspot.com/2014/12/tag-winter-tag.html

postanowiłam przyłączyć się do zabawy i również udzielić odpowiedzi.


1 - Ulubiony lakier zimowy?
Tutaj niestety klops. Ostatnie miesiące nie maluję paznokci niczym innym, jak tylko odżywkami Nail Tek. Stan moich paznokci woła o pomstę do nieba i nic a nic nie poprawia ich kondycji.


2 - Ulubiony zimowy produkt do ust?
Carmex w słoiczku.
Produkt niezastąpiony, bez którego nie potrafię się obejść. Próbowałam nie tak dawno zużyć inne, które kupiłam w międzyczasie, jednak i tak muszę ratować się Camexem.



3 -  Jakie ubrania najchętniej nosisz zimą?
Wszystkie te, które da się nakładać warstwowo.  Jeden sweter to mało, pod spód muszą zmieścić się koszulki, podkoszulki, bluzki. Tak więc sweter musi być szeroki, wygodny i luźny.
W domu obowiązkowo polar, albo szlafrok.


4 - Ulubione zimowe akcesoria?
Szaliki i rękawiczki.
Dłonie marzną mi w kilka chwil i nawet mimo rękawiczek nie jest wesoło, są one obowiązkowe, w jakimś stopniu zabezpieczają moje dłonie. Szaliki lubię, owijam się nimi szczelnie, a i kupowanie ich sprawia mi dużo frajdy.


5 - Ulubiony zimowy zapach?
Zimą sięgam po kilka  zapachów i to z nimi kojarzy mi się ta pora roku, oraz okres okołoświąteczny.
Belle de Minuit Nina Ricci, Gloria Cacharel - tak pachnę zimą.

Zima to zapach piernika, aromatycznych przypraw, klimatyczny, cynamonowy, takie są i te zapachy.



 6 - Ulubiony zimowy napój?
Nadal raczę się kawą, pozostaje ona moim ulubionym ciepłym napojem. Poprzednie lata chętnie sięgałam po czekoladę, jednak tym razem muszę sobie ją ostrożniej dawkować.
Herbat nie pijam, wcale, choć był okres gdy próbowałam się przełamać, sięgając po różne mieszanki, jednak na dłuższą metę nie udało się zmienić smaków i przyzwyczajeń.


7 - Ulubione świąteczne danie?
Pierogi, duża ich ilość. Reszta dań, może za wyjątkiem zupy grzybowej, może stać daleko na stole. Karpia nie jem już od kilku lat, ale dla tych niejadków przewidziany jest dorsz/morszczuk bądź inna ryba :)


8 - Ulubiony film ze świętami/zimą w tle?
Nie jestem fanką filmów, a już na pewno nie z taką sielską atmosferą. Gustuję w thrillerach, horrorach, albo dokumentach z mroczniejszą stroną ludzkiej natury ;)


9 - Jak zimą dekorujesz dom?
Uwielbiam migoczące światła, lampki, świecące gwiazdki, to one nadają przytulny i ciepły charakter czterem kątom. W tym roku umilą ten czas aromatyczne woski, a w planach jeszcze dwa olejki zapachowe.
Od kilku lat marzy mi się też żywa choinka, której nigdy nie miałam.


10 - Wymarzony prezent?
Trudno mi tak naprędce coś konkretnego napisać, jednak w ciągu kilku dni postaram się napisać swoją listę chciejstw do spełnienia. Będzie stanowiła listę celów na przyszły rok, ograniczającą też moje pochopne zakupy.


11 - Jak spędzam święta?
Muszę z przykrością stwierdzić że od kilku lat, święta straciły na swojej magii, nie cieszą już jak przed laty. Staram się dekorować swój pokój, by poczuć tę atmosferę, stąd też i marzenie o żywej choince. Jednak bieg, pośpiech, długie przygotowania zabijają radość. Frajdę sprawia mi jednak dawanie prezentów.
Wigilię spędza się w biegu, mam nadzieję jednak, że już kolejne dni będą bardziej spokojne.



Zima daje popalić niskimi temperaturami. Trzymajcie się więc ciepło.

wtorek, 2 grudnia 2014

Zakupy z miesiąca listopada 2014r

Było denko, pora więc na pokazanie zakupów minionego miesiąca.

Wydaje mi się że nie jest tego dużo, choć nie przekłada się to niestety na ilość zaoszczędzonych pieniędzy. Wydatków innych niż kosmetyczne jest dużo, zbyt wiele, nie mam niestety na to wpływu. Nie poddaję się jednak, bo cel jaki sobie wymarzyłam i zamierzam spełnić, pochłaniać będzie setki i tysiące złotych.

Nie mogłam odmówić sobie przyjemności, a i zarazem okazji jakie się nadarzyły.


W Hebe za sprawą promocji sprawiłam sobie żele pod prysznic marki Lierac. Pięknie pachną, są gęste i wydaje. Zapłaciłam za nie 11,89zł/szt., kupiłabym więcej, ale ktoś mi w szybkim czasie sprzątnął pozostałe sztuki, nim wynalazłam pretekst, by zrobić większy zapas.



W Super Pharm zrobiłam zapas dwóch wód termalnych Uriage po 11,99zł. Niby mam jeszcze poprzednie, ale zaciekawiła mnie informacja, że przy zakupie dwóch produktów tej marki otrzymujemy zestaw próbek marek Uriage, SVR... swoją drogą dość ciekawy.



Super Pharm oferowała również szereg produktów po 10zł, wybrałam z nich:
Sól do kąpieli Ahava, oraz Olejek do kąpieli Farmona w wariancie wiśniowym (pierwszy raz go widziałam)



Rossmann i jego promocja 1+1 zaowocowała jedynie korektorem L'Oreal True Match. Około 17zł.



Na powrót Hebe i ostatnie zakupy (z aktualnej jeszcze oferty). Kupując dwa produkty marki Syoss, kosmetyk z linii Supreme otrzymujemy za 1 grosz. Tata potrzebował szamponów, a ja dla siebie dobrałam gratis i tak wpadła odżywka.



Ponownie Hebe i tym razem promocja Listerine Zero za 9,99zł, dodatkowo gratis mniejszy płyn :). Okazja jakiej nie sposób sobie odmówić. Obowiązkowy punkt bez którego jednak nie mogłabym się obejść, choć próbowałam (wytrzymałam ze 3 dni) to Carmex w słoiczku. Nic tak nie regeneruje moich ust jak on, w promocji 5,99zł.



Nie ma tego wiele, więc może wypadałoby nie być dla siebie aż tak surową.

Oby grudniowe promocje nie były rujnujące.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Projekt denko - listopad 2014r

W listopadzie czas nie działał na moją korzyść, stąd niewielka liczba wpisów. Żałuję że tak się stało, bo zabrakło też tych moim ulubionych, o zapachach, które miały pojawiać się w weekendy.

Grudzień również nie zapowiada się łaskawy, ale może uda mi się wygospodarować choć tych kilka godzin, na dodanie kilku wpisów.

Pierwszego kolejnego miesiąca nie mogłam odpuścić sobie projektu denko, to jeden z tych wpisów, których nie mogę pominąć i nie wyobrażam sobie inaczej zacząć też i grudzień.

Denko nie jest może imponujące, ale nadal satysfakcjonujące.


- Isana. Żel go golenia - ulubieniec od lat, wszystko zostało o nim chyba napisane. Szkoda że producent nie wprowadził jakiś dodatkowych wariantów, przydałaby się odmiana.
- L'Occitane, Verbena Sorbet. Spieszyłam się ze zużyciem, bo efekt chłodzący jest przy tej pogodzie dotkliwiej odczuwalny.
- L'Oreal farba Casting 513 Mroźne Trufle, mój ulubiony kolor chłodnej, ciemnej czekolady
- Green Pharmacy. Jedwab do włosów. Świetny kosmetyk, który służył mi długie miesiące. Nie obciąża włosów, nie skleja ich, a sprawia że są gładkie i sypkie, do tego jeszcze błyszczące. recenzja
- Lee Stafford, Nourishing Miracle Oil, po tej ilości nie mogę na razie zbyt wiele powiedzieć, oprócz tego że ładnie pachnie. Jest jednak bardziej gęsty niż poprzednicy, więc muszę przywyknąć, zobaczymy jak będzie się sprawdzał.
- John Frieda Szampon i odżywka Full repair, duże oczekiwania i małe rozczarowanie. Nie lubię efektu przeciążonych i przetłuszczonych włosów zaraz po umyciu, a w tym przypadku tak bywało. recenzja
- Peeling Esotiq. Dosyć przyjemny, więc jeśli będzie w jakiejś promocji, być może do niego wrócę.
- Kneipp. Olejek do kąpieli kwiat migdała. Ratunek w przypadku wysuszonej skóry, która piecze i objawia się dyskomfortem ściągniętej skóry. Proponuję jednak wlewać do kąpieli mniej, niż sugeruje producent. recenzja
- Barwa. FruttoFresco żel pod prysznic. Produkt do którego nie wrócę za żadne skarby. Wysusza skórę, zapach wcale tego nie wynagradza. Z ulgą wykończyłam i będę trzymać się z daleka.
- płatki Tami. Tanie, dobre, solidnie wykonane.
- plastry na nos Purederm, posiłkuję się nimi od czasu do czasu. Lepiej robić cokolwiek, niż nic.
- maseczka z mocznikiem do twarzy. Kupiona w wakacje w DM.
- próbka żelu do mycia twarzy Palmer's, przyjemny w stosowaniu, nie wysusza, nie daje efektu ściągnięcia.
- Madame L'Ambre tonik, końcówkę wyrzucam, bo nie widzę sensu dłużej się nim katować.
Piecze, szczypie, drażni - recenzja
- podkłady Perfecta i Delia, wyrzutki. Próbowałam, ale zawsze miałam jakieś inne, bardziej odpowiednie dla mnie i lepsze niż te.
- Płyn Listerine. Smak dla wytrwałych, początkowo myślałam że tylko Domestos może tak śmierdzieć, jednak dałam radę.
- Ch. Dior Miss Dior Cherie. Słodka klasyka, której dostępność na rynku trochę mnie smuci. Wypuszczali jakieś inne warianty, które z pierwowzorem niewiele mają wspólnego. Będę szukać, choć niewielkiej pojemności.
- Kneipp, Kryształki do kąpieli. Prowansalskie sny lawendowe. Świetnie barwią wodę, będę próbować zdobyć inne wersje, bo lawenda nie należy do moich ulubionych zapachów. recenzja
- Balea, kolejny umilacz kąpieli.
- Blanx miniaturka pasty. Nie są złe, ale wolę delikatne, acz skuteczne Lacalut.
- Tołpa. Botanic. Czarna róża. Odżywczy balsam-miód do ust. Bardzo przyjemnie się go używało i to przez dłuższy czas, niż daje producent na zużycie. Mimo to zapach i właściwości nadal były niezmienione, więc bez obaw po niego sięgałam. Właściwości pielęgnacyjne doceniam, a do tego jeszcze ten piękny zapach.
- Bioderma Matricium. Musiałam szybko zużyć, bo data dobiegała ku końcowi. Jednak chcąc je wykorzystać, musiałam z czegoś zrezygnować, nabawiłam się więc strasznego przesuszenia. Nieodpowiedni był to moment na testy tego kosmetyku.
- Revitalash. Działa cuda, rzęsy owszem w międzyczasie wypadają, jednak używając rzadziej, ale dłużej, można przez wiele miesięcy mieć długie i gęste rzęsy.
- Astor. Perfect Stay Thick & Thin Eyeliner Pen 24H (Eyeliner w pisaku). Pigmentacja od początku mnie zawiodła, a teraz jest po prostu suchy, mimo iż właściwie przechowywany. recenzja
Astor, Big & Beautiful Butterfly Look Mascara, mimo specyficznego kształtu polubiliśmy się. Dawał satysfakcjonujący efekt na rzęsach. recenzja
- miniaturka tuszu Clinique. Niezbyt się z nią polubiłam, jednak w duecie z powyższą, ten służył mi do dolnych rzęs.
- na koniec jeszcze coś pachnącego i klimatycznego. Wosk YC Vanilla Chai. Przyprawowy w moim odczuciu, z charakterem, długo się przy tym utrzymuje w pokoju.


Grudzień czas zacząć z pustą torbą na zużyte produkty. Zakrętki odkładam, a reszta ląduje w koszu.
Oby grudzień nie był gorszy.

Znacie któryś z tych produktów?

piątek, 28 listopada 2014

Astor. Tusz Stimulash Volume.

Dziś przyszła pora na recenzję produktu do makijażu. Mimo iż ta część kosmetycznego świata, ciekawi mnie niemniej niż inne, a czasem potrafi okręcić mnie sobie wokół palca i zniewolić kusząc co i rusz do nowych zakupów, tak na blogu, kolorówkowych wpisów jak na lekarstwo.

Głównym powodem jest niestety kłopot z robieniem zdjęć, do których potrzebuję dziennego światła, a niczym kret, ciągle jestem w mroku.

Udało mi się na przełomie kilku tygodni zgromadzić fotki do tej notki. Mogę więc przedstawić tusz, który jest ze mną od jakiegoś czasu.


Astor StimuLash Volume, charakteryzuje się klasyczną szczoteczką, która nikomu nie powinna przysporzyć trudności podczas aplikacji tuszu.


Tusz od nowości miał bezproblemową konsystencję, nie sklejał rzęs, nie nabierało się go zbyt wiele.
Co przekłada się również z pewnością na jego żywotność, nie będzie dane mi z nim długo popracować, jeśli od początku jest bardziej suchy niż przyjęta norma. Czytając recenzje, widzę że taki jego urok, a nie jest to wina pojedynczego egzemplarza.

Sam tusz, według założeń producenta - pogrubiający, ja nazwałabym raczej wydłużającym. Nie ma mowy o jakimś znacznym pogrubieniu, sporo trzeba by się tą szczoteczką namachać, by uzyskać wyrazisty efekt. Natomiast w przypadku makijażu dziennego, sprawdza się poprawnie, zapewniając pokreślenie makijażu oka, choć niestety bez fajerwerków i zachwytów.

Poniżej zdjęcia makijażu, jaki noszę bardzo często w ostatnich tygodniach, na rzęsach opisywany tusz.




Szału nie ma, choć na plus muszę przyznać to, że nie skleja rzęs i nie kruszy się w ciągu dnia. Dla mnie to jednak trochę za mało, by móc pomyśleć kiedyś o powtórce.

Używałyście go, po jakie tusze sięgacie?

czwartek, 27 listopada 2014

Kneipp. Kryształki do kąpieli. Prowansalskie sny lawendowe.

Kolejny produkt marki Kneipp przewinął się przez moją łazienkę w ostatnich tygodniach.
Tym razem były to kryształki do kąpieli, które miały za zadanie uspokoić, ukoić nerwy, a miał w tym z pewnością pomagać zapach lawendy.


Mimo iż producent sugeruje, że jedna saszetka przeznaczona jest na jedną kąpiel, ja wykorzystałam ją na dwa razy. Przy takich proporcjach kryształki nadal zmieniały kolor wody na fioletowy, więc efekt był zachowany. Przy takim dozowaniu osłabiłam nieco zapach lawendy, za którym nie przepadam, więc takie stosowanie polecam.


Kryształki to dobry pomysł na drobny upominek dla osób, które uwielbiają kąpiele.  Choć sama unikałabym tak specyficznego zapachu jak ten - lawendowy, nie jest on na tyle uniwersalny, by nie przyprawić o ból głowy.

Sama kąpiel w fioletowo zabarwionej wodzie to dla mnie ogromna frajda. Skóra nie jest w najmniejszym stopniu wysuszona, a wydaje się być gładka i napięta, bez uczucia niekomfortowego ściągnięcia.

Cena 6,99zł to nie majątek, więc chętnie wypróbuję inne warianty dostępne w Hebe i te na stronie ich sklepu internetowego.

Nie oczekuję od tego typu produktów zaskakujących efektów pielęgnacyjnych, mają mi umilić wieczorną kąpiel i robią to.



Znacie firmę Kneipp, lubicie ich produktów, jakie polecacie?

poniedziałek, 17 listopada 2014

Zakupy z 30. Kongresu Lne & Spa i Targów w Krakowie.

Były Targi i relacja z nich na blogu, pora więc na pokazanie zakupów.
Nie ma tego wiele, bo jak pisałam wcześniej, niewiele już potrzebuję. Niemniej jednak są tu moje pewniaki i coś co było na mojej liście zakupów od wielu miesięcy.

Zapraszam


- Yasumi. Gąbki Konjac w rozmiarze S, są punktem obowiązkowym każdych targów, sięgam po nie każdego dnia i nie wyobrażam sobie oczyszczania twarzy bez ich pomocy. W gratisie dostałam mini tonik, oraz cień-kredkę. Targowa, promocyjna cena gąbki w rozmiarze S, to 13zł

Yasumi. Konjac Sponge S


- Pierre Rene, pędzel kulka nr 10, chciałam zdublować jeszcze nr 5, jednak tych już niestety nie było, a szkoda. Bardzo lubię ich pędzle. Zapłaciłam za niego ok. 12zł
 - Cień w sztyfcie Studios 5zł



- Maestro, moja obecność na ich stoisku nie powinna nikogo dziwić. Na tych Targach pobiłam chyba swój rekord, bo dokonywałam tam zakupów trzykrotnie w ciągu godziny, czy też półtorej. Najpierw pędzle do cieni, potem wymarzony pas na pędzle, a na końcu te do twarzy.


Spełnienie marzeń :)

Maestro 80zł

To już wszystko, portfel jest lżejszy, a półki uginają się pod ciężarem. Teraz pora się tym wszystkim nacieszyć.



niedziela, 16 listopada 2014

30. Międzynarodowy Kongres LNE & Spa i Targi Kosmetyczne.

30. jubileuszowa edycja Kongresu i Targów Lne & Spa to wydarzenie którego nie mogłam ominąć, szczególnym motorem napędzającym mnie do tego, by się tam pojawić, był fakt zmiany dotychczasowej lokalizacji.

Niestety ograniczenia czasowe sprawiły że nie mogłam uczestniczyć w wykładach, czy też warsztatach, ale za to bardzo dokładnie zwiedziłam całe Targi.

Nową lokalizację oceniam bardzo pozytywnie. Wreszcie wszystko jest na jednym poziomie, alejki są przejrzyście i prosto rozmieszczone. Co prawda może w niektórych miejscach było momentami zbyt ciasno, ale to raczej świadczy o  sporym zainteresowaniu niektórymi firmami i ich ofertą.

Jak na każdych Targach, skierowałam swoje kroki w kierunku kilku ulubionych stoisk. Pewniakami są każdorazowo Yasumi i Maestro, od nich nigdy nie wyjdę z pustymi rękami. Dodatkowo zaskoczyła mnie obecność firmy Pierre Rene, muszę przyznać że bardzo pozytywnie, choć nie mieli już nr pędzelków na które polowałam, a których jakość muszę pochwalić. Zdublowałam sobie tylko jednego z ulubieńców, ale o tym w kolejnym wpisie.

Nadal brakuje mi obecności na targach takich marek jak: Costasy, Gosh/Lumene, Peggy Sage, Ardell, które spotkałam na Beauty Forum w Warszawie.

Niemniej jednak wyjazd uważam za udany, nowa lokalizacja zdała egzamin.

Standardowo na Targi zabrałam aparat, pokażę więc co można znaleźć na takiej imprezie.

Zapraszam do oglądania.


































Zakupy które zrobiłam na targach sprawiły mi mnóstwo radości, ale o tym w kolejnym wpisie. Nie ma tego wiele, ale też wiele nie potrzebowałam.

Mam nadzieję że powyższe zdjęcia choć trochę Was zaciekawiły, na tyle, by targi stały się Waszym udziałem w kolejnej edycji.