Tusze do rzęs, to temat rzeka. Kiedyś zachwycałam się silikonowymi, małymi szczoteczkami, na długi czas zapominając o klasycznym włosiu maskar.
Te małe sprawiały wrażenie łatwiejszych w obsłudze, z nimi przestałam mieć problem z umazaną tuszem powieką i zniszczonym makijażem oczu i choć nadal uważam że łatwiej nimi dotrzeć bezpośrednio u nasady rzęs, tak nie unikam już innych, nie neguję ze względu na rodzaj szczoteczki.
Również i maskary o dziwnych kształtach szczoteczek, średniej długości włosia, potrafią dobrze z nami współpracować, choć potrzeba chwili, by nauczyć się z nimi obchodzić.
Dokładnie tak miałam z Astor, Big & Beautiful Butterfly Look Mascara.
Opakowanie z zewnątrz przyciąga wzrok, metalicznym różem, natomiast opływowy kształt, często ostatnio w tuszach spotykany, mnie osobiście denerwuje, lubi się przewracać, brudząc wszystko wokół.
Estetyczny minimalizm napisów cenię, jednak nigdzie wkoło nie mogłam doszukać się rysunku, jak wygląda jego szczoteczka. Szkoda, bo taka informacja mogłaby choć w jakimś stopniu zapobiec otwieraniu tuszy w drogeriach.
Jeśli ktoś kupił w ciemno, widok tej szczoteczki może przerazić.
Wiedziałam co jest w środku, mimo to szczoteczka okazała się nie lada wyzwaniem.
Kłopotliwym był nie tylko sam jej kształt, co i ilość tuszu jaką nabiera.
Gęsto osadzone, średniej długości włosie, było całe sklejone tuszem. Musiałam każdorazowo zbierać nadmiar, by uniknąć katastrofy na rzęsach, a i tak wiele razy klęłam pod nosem, szybko ratując się grzebykiem Inglot. Trudno operować nią w pierwszych kilkunastu dniach.
Zbyt duża ilość tuszu na szczoteczce, kiedy był jeszcze zbyt rzadki, sprawiała że miałam ochotę cisnąć nim w kąt. Nie poddałam się jednak i nie żałuję.
Po około 2 tygodniach zaczęłam widzieć światełko w tunelu. Tusz delikatnie podsechł, przestał już tak niemiłosiernie sklejać rzęsy, za to bardzo dobrze je podkreślał i rozdzielał, za sprawą gęsto osadzonych włosków.
Nadal uważam szczoteczkę za mocno przekombinowaną, nie bardzo widzę sens aż tylu wywijasów. Mam z natury proste i mocno oporne na podkręcanie rzęsy, więc nawet jakkolwiek wymyślne przykładanie szczoteczki do rzęs nie było wstanie ich wywinąć.
Mimo to nie neguję tuszu, już nie.
Potrafi podkreślić rzęsy, perfekcyjnie je rozdzielić i wydłużyć, potrzeba tyko cierpliwości i chwili wprawy.
Plusem jest też fakt, że nie osypuje się i nie kruszy w ciągu dnia, nie mam też problemu z ciemnymi smugami pod oczami. Trwałość oceniam więc bardzo wysoko.
Dobry tusz, który wymaga odrobinę chęci i sporo cierpliwości do nauki.
Miałyście z nim styczność? Poradziłyście sobie z trudnymi początkami?
Och jak ja nie lubię takich dziwnych szczoteczek;/
OdpowiedzUsuńMam już swojego Ulubieńca, któremu jestem wierna od lat :-) Ale ta szczoteczka wyjątkowo mnie rozbawiła, pomysłowość twórców mnie zadziwia :-)
OdpowiedzUsuńTe pokręcone szczotki jakoś mnie nie przekonują.
OdpowiedzUsuńRównież go posiadam ale nie przypasował mi... Ta szczoteczka niepotrzebnie jest tak powyginana... Najlepsze są te zwykłe- bez żadnych udziwnień...
OdpowiedzUsuńCiekawa szczoteczka, ale ja mimo wszystko chyba bym się nie zdecydowała ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze nigdy tuszu ASTOR, ale tutaj szczoteczka zdecydowanie mi nie pasuje ;/
OdpowiedzUsuńMiałam tylko klasyka z tej serii i był totalną porażką ;))
OdpowiedzUsuńNie używałam jeszcze tego tuszu.
OdpowiedzUsuńP.S. Nadrabiam dopiero zaległości w komentarzach. Te bibułki ESTETICA DermoPharma kupiłam w Drogerii Natura.
Dziwna ta szczoteczka, ale efekt ładny :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny efekt pozostawia na rzęsach :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie szczoteczka nieco przekombinowana, ale efekt daje ładny. Ja niestety jakoś nie przepadam za Astorem :/
OdpowiedzUsuńszczoteczka faktycznie dość dziwna ale efekt na rzęsach ładny :)
OdpowiedzUsuńSzczoteczka ciekawa.. :)
OdpowiedzUsuń