Cellulit jest, był i będzie. Takie jest moje podejście, nie rwę sobie włosów z głowy z jego powodu. Jak się przypałętało (wiem że nie samo), wszak z pewnością na to zapracowałam, to trudno się go pozbyć.
To nie katar, który trzeba przeczekać, to nie łupież z którym można się sprawnie i szybko rozprawić. Mam świadomość że jest, choć ten fakt często ignoruję, co z oczu to z serca, więc udaję że go nie widzę. Nie jest to takie trudne, na całe szczęście nie mam go tam, gdzie mogłabym go widzieć przeglądając się codziennie o poranku w lustrze.
Ten peeling nie był deską ratunku, nie był środkiem, w ogóle nie rozpatrywałam go pod kątem walki z tą zmorą.
Peeling to peeling, ma złuszczać martwy naskórek, wygładzać i być w tym dobry, i skuteczny.
Owszem mógłby wspomagać, gdybym podejmowała inne kroki walki, ale ileż można walczyć, świat trzeba kochać jaki jest ;) a walczyć to ja mogę z krytykanctwem, złośliwością i obgadywaniem - choć to też z marnym skutkiem.
Przejdźmy do rzeczy, czyli do kilku krótkich słów o produkcie, bo wstęp już jest przydługi.
Zacznę od tego że saszetka wystarczyła mi na dwa użycia, a nie tak jak zakłada producent na jedno, nie jest więc ze mną tak źle, powierzchnia ciała nie jest tak duża. Muszę przyznać że nie żałowałam go sobie, a nawet nakładałam go lekką ręką.
Opakowanie nie należy do najwygodniejszych, wydobywanie z niego resztek kosmetyku jest dość pracochłonne. Miękka tuba to byłoby marzenie, bo używać chciałabym go częściej.
Peeling ma mnóstwo ostrych drobinek zatopionych w żelowej formule, ułatwia ona aplikację i masaż ciała. Kolor opakowania nawiązuje chyba do tego co w środku, bo żel ma lekko bursztynowy odcień.
Skuteczność peelingu oceniam rewelacyjnie, usuwa martwy naskórek, sprawia że skóra jest gładka, miła w dotyku, ale nie podrażniona. Nie zauważyłam również żadnego wysuszenia, ale jak mam to w zwyczaju, po peelingu zawsze dokładnie nawilżam ciało.
Zaskoczyła mnie intensywność tego kosmetyku, spodziewałam się czegoś nijakiego, zbyt delikatnego, a tu takie miłe zaskoczenie, efekty są wyczuwalne już podczas wycierania się po kąpieli. Skóra chłonie balsam jak spragniona każdej jego kropli.
Minus jest i tutaj - cena. Za taką saszetkę płacimy 7,99zł, biorąc pod uwagę to że wystarcza na dwa użycia, nie jest to więc zbyt ekonomiczne.
Wiem, że pojawi się u mnie ponownie, czasem mogę przymknąć oko na cenę. Raz na jakiś czas taki mocniejszy peeling jest mile widziany.
Owszem opakowanie w tubie byłoby zdecydowanie bardziej wygodne, jednak cena takowego w większej pojemności pewnie skutecznie też by odstraszała.
Miałyście okazję stosować ten peeling, bądź inne kosmetyki Tołpa?
tołpy dawno nie miałam , te parabeny mi sie nie podobaja pozatym to celulit mam straszny i przydało bu sie cos na niego
OdpowiedzUsuńSzkoda że to saszetka. Może kiedyś z ciekawości wypróbuję
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz potrzebować doraźnie mocniejszego peelingu, to warto kupić ten.
UsuńFajnie, że Ci odpowiada:) ja szczęśliwie nie mam celluitu, ale miałam z Tołpy jakieś maseczki do twarzy.
OdpowiedzUsuńIch maseczki do twarzy ostatnio mnie od siebie uzależniły :)
UsuńLubię mocne zdzieraki :)
OdpowiedzUsuńznam i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńmuszę go przetestować:)
OdpowiedzUsuń