poniedziałek, 7 września 2015

Nacomi. Mydło Czarne. Peeling enzymatyczny. Dogłębne oczyszczanie.

Mydło czarne gości na mojej półce już od kilku miesięcy i muszę przyznać, nasza współpraca ma się dobrze. Nie bez zgrzytów, nie jest różowo, ale efektywnie i trzeba pamiętać, by używać go z głową.

Nasłuchałam się na YT, naczytałam na blogach, kwestią czasu było jego zdobycie. Kiedy tylko pojawiły się w Hebe, musiałam po nie sięgnąć, wypróbować na własnej skórze, co mogę uzyskać przy jego pomocy.


Długo po zakupie chodziłam koło niego, nie mogąc zdobyć się na odwagę. Do tego trzeba było wybrać odpowiedni moment dla mojej skóry, bo ta zmienną jest niesłychanie.  

Specyficzna konsystencja była dla mnie sporym zaskoczeniem. Z taką ciągnącą mazią spotkałam się pierwszy raz. Jednak sama aplikacja nie była kłopotliwa, gorzej ze zmywaniem. 
Trzeba poświęcić chwilę na zmycie całości, jednak cały ten proces warty jest zachodu, już dawno nie uzyskałam aż tak dobrego oczyszczenia i uczucia świeżości. Efekt skrzypiącej skóry też był mi dotąd obcy.


Pierwsze aplikacje obejmowały tylko twarz. Nakładałam mydło zgodnie z zaleceniami producenta i traktowałam jako peeling enzymatyczny, którego efekty są zaskakujące. Skóra była czysta do granic możliwości, skrzypiąca po przeciągnięciu po niej palca. Stan naskórka był niezaprzeczalnie w lepszej kondycji, mydło musi dobrze rozpuszczać ten martwy, szary i zalegający niepotrzebnie naskórek.

Jest jednak jedna rzecz która każdorazowo doprowadza mnie do łez, to fakt że trudno zmyć produkt tak, by nie dostał się nawet w minimalnej ilości do oczu, ból jest wtedy niesamowity. Nawet woda, wydawać by się było czysta, którą omiatamy twarz na sam koniec zabiegu, podmyje resztki mydła do oka i kilkanaście minut pieczenia gwarantowane. Kiedyś miałam wrażenie że wyjałowiło mi gałkę oczną do cna. Zaciskam mocno oczy przy zmywaniu, omijam te okolice, ale widać mam je nieszczelne, bo notorycznie historia się powtarza.

Nie rezygnuję jednak, bo efekt jaki otrzymuję na skórze twarzy, jest tego wart.

Kilkukrotnie używałam tego mydła również podczas kąpieli, stosując jako produkt do mycia całego ciała. Nie odczekuję wtedy tych 10 minut, nie czuję takiej potrzeby, a mimo to i tutaj skóra jest mocno oczyszczona. Jest to przyjemne uczucie, szczególnie kiedy męczyły nas te niesamowite upały. Nie polecam używania go jednak do ciała zbyt często, może przesadnie  wysuszyć.


Kolejnym z testowanych przeze mnie zastosowań, jest używanie go do mycia skóry głowy.
Powiem szczerze, miałam ogromne obawy. Ciągle przesuwałam dzień pierwszego użycia, w obawie że skołtuni mi włosy, poskleja niczym guma do żucia. Na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca wtedy, ani nigdy później. 
I tutaj nie trzymam mydła 10 minut, choć powiem szczerze, jestem ciekawa jak wtedy prezentowałby się stan mojej skóry głowy, kto wie, może jeszcze dopiszę tutaj, jaki będzie efekt.
Moja rutyna na chwilę obecną wygląda następująco. Raz w tygodniu, maksymalnie raz na 10 dni, podczas pierwszego mycia sięgam po czarne mydło. Rozcieram odrobinę w dłoniach, a potem masuję nim skórę głowy. Trwa to może minutę, lub dwie, zmywam pobieżnie, na tyle na ile mogę, a potem myję standardowym szamponem, który domywa czarne mydło. Kolejno dochodzi odżywka i po czarnym mydle nie ma już śladu.

Skóra głowy jest dobrze oczyszczona, a na tym szczególnie mi zależy. Nie zauważyłam również, by stan włosów na tym ucierpiał.


Muszę przyznać że Czarne Mydło zawojowało moją pielęgnację na wielu płaszczyznach, a Wam szczerze je polecam. Przestrzegam również, uważajcie na oczy! 

Po wykończeniu tego opakowania, z pewnością rozejrzę się za kolejnym.

3 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie, chętnie bym wypróbowała to do twarzy ponieważ po wakacjach moja skóa jest w bardzo złym stanie .

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam roznych rzeczy o czarnych mydłach, ale jakos nie moge się zebrac do zakupu ;D na razie zuzyje moze to co mam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero zaczęłam używać dokładnie tego samego mydła i też umyję nim dziś skórę głowy ;)

    OdpowiedzUsuń