Jako posiadaczka cery mieszanej, ze sporą tendencją do błyszczenia w strefie T, z otwartymi ramionami witam wszelkie produkty matujące, pojawiające się w moich progach. Tak też było z pudrem marki Lily Lolo o takich właściwościach.
Dodatkowym atutem pudru był kolor, a raczej brak narzuconego odcienia, bo te białe najlepiej się u mnie sprawdzają, odpada też przy okazji dylemat wyboru.
Zacznę od początku, bo już na starcie pojawiły się pierwsze zachwyty. Opakowanie - prawdziwe cudeńko, klasyczne i eleganckie w swej prostocie. Już sam kartonik jest tak minimalistycznie zachwycający, że przez długi czas trzymałam puder w jego wnętrzu.
Sitko bez jakichkolwiek problemów dozuje drobno zmielony puder, zamykanie trzyma go również w ryzach, więc można spokojnie zabrać puder podróż.
Prosty skład działa z pewnością na korzyść, szczególnie przy skórze nadwrażliwej, skłonnej do podrażnień i różnych dziwnych reakcji.
Puder nakładam na twarz za pomocą pędzla kabuki Lily Lolo. Niewielką ilość wysypuję na spodek, kolistymi ruchami wtłaczam proszek w pędzel, potem strzepuję nadmiar, znów nabieram puder kolistymi ruchami, kończę stuknięciem trzonkiem w blat. Robię to, by uniknąć pylenia i nakładać puder oszczędnie, tylko niewielką jego ilość.
Na czoło, nos i brodę aplikuję puder dociskając pędzel do wybranych partii twarzy, natomiast resztę tylko delikatnie omiatam.
Mat jaki otrzymuję, wygląda naturalnie, nie mam uczucia że nałożyłam kolejną zaporową warstwę makijażu. Puder w żadnym wypadku nie pobiela, nie jest też widoczny na twarzy.
Zawsze można jednak dodatkowo spryskać twarz wodą termalną, wtedy ewentualne pudrowe wykończenie znika, a całość idealnie się stapia.
Efekt utrzymuje się kilka godzin, w zależności od tego jak spędzam dzień i jakiego kremu użyłam przed nałożeniem makijażu. Bywa że bez poprawek makijaż wygląda świeżo przez 3-4 godziny, czasem nawet 5 czy 6. Potem muszę użyć bibułki matującej, by zebrać nadmiar sebum, co uważam za obowiązkowe w ciągu długiego dnia.
Puder nie wywołał niepożądanych reakcji na mojej kapryśnej skórze, uważam go zatem za bezpieczny, nawet w przypadkach tak trudnych w obsłudze, jakim ja jestem.
7g produktu starczy mi zapewne na długie lata, biorąc pod uwagę jak niewielką jego ilość nabieram podczas wykończenia jednego makijażu.
A Wy jakich pudrów używacie do wykończenia makijażu?
Ja odeszłam od matujących na rzecz pudrów fiksujących. Fajnie się u mnie sprawdzał Ben Nye, a obecnie Glazele.
OdpowiedzUsuńJa mam teraz puder utrwalający ze Sleeka ;)
OdpowiedzUsuńTrochę pozbędę się zapasów i kupię :) ale ja wszelkie pudry mam bardzo długo...
OdpowiedzUsuńJa w zapasach mam ze 3 pudry które myślę starczą mi na długie lata ale te z lily lolo już jakiś czas mnie ciekawią :)
OdpowiedzUsuń